Go to commentsDOBRY NIEMIEC
Text 6 of 7 from volume: Z NOTATNIKA SKLEROTYKA
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2024-05-18
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views172

DOBRY NIEMIEC


W czasach, kiedy sumienie stało się niechodliwym towarem, Otto Gutmann wbrew swojej woli i wbrew wszelkim wróżeniom z fusów stał się więźniem sumienia.

Ludzie pozbywali się sumienia niczym balastu, którego pozbywa się załoga balonu pragnąca zdobyć przestworza.

Sumienie było ostatnią rzeczą, której potrzebowało teraz odradzające się akurat państwo polskie.

Obywateli tego państwa formowano w karne pikiety, wciskano im na siłę transparenty z krzykliwymi, czerwonym napisami – PRECZ Z SUMIENIEM!

I tak oto nasz biedny Otto, którego jedyną winą był fakt, że był Niemcem, znalazł się na granicy dwóch er, na granicy dwóch światów, a dokładnie w zawszonym obozie pracy w Warszawie…

A jeszcze nie tak dawno był prawie nadczłowiekiem, bynajmniej nie jako Otto Gutmann, ale jako Niemiec.

Deutschland, Deutschland über alles.

Słyszał czasem złośliwą parodię hymnu w wykonaniu komendanta obozu, Pawła Salomona Nowakowskiego.

Otto był niewinny. Niewinny w oczach Boga, o ile takowy istniał. Był też niewinny według cywilizowanego prawa, ale takowe, niestety, było dopiero w powijakach, ku nieszczęściu Gutmanna.

Wracając do Boga i cywilizacji w której chcemy umieścić fabułę. Była to cywilizacja na wskroś chrześcijańska, żeby nie powiedzieć judeochrześcijańska.

Wiecie, z tymi tam przykazaniami:

Nie zabijaj!

Nie kradnij!

Nie cudzołóż!

A kiedy ktoś uderzy cię w policzek, nadstaw mu drugi!

Komendant obozu Paweł Salomon Nowakowski znał te wszystkie przykazania, ba, był nawet prawowitym synem Izraela, obrzezanym jak należy ósmego dnia.

No, a kiedy ten fakt dotarł wreszcie do świadomości Otta, ten zrozumiał, że jego dni są policzone. W takich przypadkach dni są zawsze policzone, nawet wówczas, kiedy nie jest się więźniem sumienia.

A może szczególnie wtedy!

Powiecie, że każdy więzień i nie więzień sumienia ma policzone dni. Dodacie jeszcze słówko o oprawcach, tyranach, prześladowcach Mahatmy Gandhiego. Możecie dodać do tej list siebie samych, a nawet i mnie. I ja się z wami zgodzę! Tak! Wszyscy mamy policzone dni, ale do licha, jakim prawem moje dni ma liczyć jakiś Żyd, mszczący się za swoje krzywdy na nic niewinnym człowieku?

I oto mi tylko chodzi, o nic więcej.

Nie żebym miał coś do Żydów, chodzi mi tylko o ten szczególny przypadek. Zresztą jak doczytacie dalej, przekonacie się, że nie miałem nic złego na myśli.

Kiedyś próbowałem nawet zrekonstruować swoje drzewo genologiczne i wyszło mi, że w 1/8 jestem Polakiem, Niemcem, Litwinem, Rosjaninem, Cyganem, Żydem, Tatarem a nawet Szwedem. Nie odważyłem się pójść dalej tym tropem, aby nie odkryć moich antenatów w 1/16. Bo gdyby nie daj Boże, znalazł się tam jakiś Amerykanin, i to konserwatysta z południowych stanów, zwyczajnie bym tego nie przeżył.

Ciekawiło mnie natomiast, czy ten Niemiec Otto Gutmann nie ma czasem w 1/8, a choćby nawet w 1/16 Żyda, albo Polaka, a może jednego i drugiego.

Nie dowiemy się tego nigdy.

Szkoda.

Zastanawiam się, czy gdyby wiedział, że w 1/8 jest Żydem nie cierpiałby bardziej z tego powodu?

Albo gdyby komendant badając swoje korzenie natknął się na wspólnego przodka z Ottem, czy nie traktowałby go wtedy łagodniej?

Ale zostawmy już te rodowodowe dywagacje i zajmijmy się prawdziwym bólem, a prawdziwy ból sprawiało Gutmannowi zupełnie coś innego.

Prawdziwy ból przychodził za każdym razem, kiedy tylko wracał myślami do tych beztroskich dni w Rügenwalde, czuł wtedy jak jakaś niewidzialna, silna dłoń ściska mu serce, aż do granic wytrzymałości.

Nie potrafił sobie z tym poradzić!

Mógł znieść właściwie wszystko, od głodowych racji żywności do bestialskiego traktowania przez strażników.

Ale tęsknota do rodzinnych stron była nie do zniesienia.

Pocieszał się na różne sposoby. Między innym tym, że wszystko przemija i zarówno jego żona, jak i dzieci, muszą prędzej czy później dojść do krawędzi życia i śmierci.

Zaprawdę marna to była pociecha, i nie przynosiła zbyt wiele ulgi.

Ale mógł przecież te kilkanaście, a być może i więcej lat cieszyć się jeszcze rodziną! Pytanie – Czy rzeczywiście cieszył się nią przed aresztowaniem?

Tak to wygląda teraz, z więziennego punktu widzenia!

Kiedy wszystko zostało zabrane i to zabrane raz na zawsze, on Otto Gutmann zaczął to doceniać. Niestety zreflektował się zbyt późno.

Musztarda po obiedzie. Nie da się już tego odwrócić…

Nie cofnie czasu. Nie naprawi pochopnie podejmowanych decyzji. Wszystko stracone, podpisane, zapieczętowane i odłożone ad acta.

A jeszcze kilkanaście miesięcy temu, zamiast wracać z pracy prosto do domu, zatrzymywał się z kumplami w gospodzie…

Z kumplami…

Sznaps, czasem nawet dwa i dobre, zimne piwo, to było właśnie to, co go kręciło. Co ich kręciło:

Ein Heller und ein Batzen,

Die waren beide mein, ja mein

Der Heller ward zu Wasser,

Der Batzen zu Wein, ja Wein,

Der Heller ward zu Wasser,

Der Batzen zu Wein.

Heidi, heido, ha ha

Heidi, heido, hei ha ha ha

Dom. Cóż, kochał swoją rodzinę, ale tak jak wszyscy, a nie tak, jak Drojman, aby świata poza nią nie widzieć. No może Karl, ten mały urwis był jego oczkiem w głowie…

Ale co z nim? Co z jego małym Karlem?

Otto wytarł ukradkiem łzę…, Co z nim? Nie wiedział. Wiedział tylko tyle ile trzeba. Że już nie istnieje, jako Otto Gutmann, co prawda oddycha, je, myśli i pracuje ponad siły, ale nie istnieje, nawet nie jest numerem. Jest nikim. Komunistyczne władze wysłały pismo do Darłowa, że nie żyje, że umarł na tyfus, albo dur brzuszny, albo na jedno i drugie. Kogo to zresztą obchodzi?

Życie jest tragifarsą, nawet nie jest formą istnienia białka. Jest tragifarsą i niczym więcej.

Tragifarsa!

Ale kiedy zaczyna się tragifarsa?

Tragifarsa zaczyna się wtedy, kiedy wszystko jest już do dupy, a ludzie wmawiają sobie, że jest inaczej, że może być inaczej, że trzeba tylko wierzyć, mieć nadzieję! Albo wtedy, kiedy Stotterin Heinz wypowiada te swoje głupawe aforyzmy typu:

Cza-a-s to-to nie chuj coby, coby sta-a-wał. No!Nie, teraz to jest już tylko farsa I na jej tle tęsknoty za Rügenwalde wydają się czymś nie na miejscu. Rügenwalde nie ma. Rügenwalde nie istnieje, a może nigdy nie istniało. Istnieje tylko obóz, obóz pracy.

Heidi, heido, ha ha

Heidi, heido, hei ha ha ha

To jest teraz nasz świat drogi pastorze Bonhoeffer!

Niedobry świat!

Czemuż innego nie ma świata?

Heidi, heido, ha ha

Heidi, heido, hei ha ha ha


 

(fragment powieści)


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media