Go to commentsMojką po synapsach
Text 255 of 255 from volume: Mioklonie
Author
Genrepoetry
Formblank verse
Date added2024-10-23
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views84

przyznaję ze wstydem: po wyłowieniu

złotego rybsztaka (to takie żelaznowkrętne,

ołuskowane żyjstwo, jakiego nie zeżre ni pies,

ni wydra) — ego rozrosło mi się do rozmiarów budynku

Varso. postawionego na iglicy Pałacu Kultury.


zamiast jednożyczeniowo zlikwidować całe zło

na Ziemi, postanowiłem własnoręcznie, a raczej

własnomyślnie naprawić społeczeństwa, zostać

oczyszczającym ludzkość z zamordystów

skakunem-superherosem, zyskać umiejętność

teleportacji umysłu, wychodzenia ciała

i wcielania się w innych ludzi.


`wyrywałem się` więc z głowy, wnikałem w

psychiki satrapów, przejmowałem je. moje ciało

leżało grzecznie na łóżku (zapewne w stanie

wegetatywnym, ale nie wiem tego na sto procent),

podczas gdy świadomość lokowała się, kompletnie

pasożytniczo, pod czaszką jednego czy drugiego watażki

trzymającego za pysk którąś z bananowych republik.


moment po zagnieżdżeniu

rozglądałem się za jakąkolwiek bronią palną

(nie będę przecież wypruwać sobie-nie sobie flaków,

chlastać żył, czy wyskakiwać oknem!),

nie znalazłszy jej na podorędziu

nakazywałem podać sobie pistolet. ochroniarze

spełniali życzenie bez sekundy ociągania.


natychmiast przykładałem lufę do skroni,

przeładowywałem — i bum! — glob stawał się wolny

od jakiegoś tyrana (nie zaprzątałem sobie myśli tym, że

na pewno na jego miejsce przychodził gorszy,

wprowadzał bardziej krwawą dyktaturę),


a moja świadomość wracała właściwe

sobie miejsce, wstawałem z wersalki

jakby nigdy nic, lekko oszołomiony i szczęśliwy,

że spełniłem dobry uczynek

względem braci w człowieczeństwie

(z taką emfazą o tym myślałem, serio!).


nie pamiętam, ilu autokratów udało mi się

wyeliminować, po piątym-szóstym straciłem rachubę.


im więcej ich było, tym bardziej dumny się czułem.

a pycha, jak wiadomo, kroczy przed upadkiem.


i upadło mi się dosyć boleśnie,

prosto na szybę nie do przeniknięcia,

zostałem uwięziony niczym mucha pomiędzy

dwiema ramami starych, drewnianych okien.


spodobałaś mi się, kochana, internetowa, poznana

na jednym z forów, kumpelo. zmęczony

poniewieraniem się po głowach okrutników

postanowiłem `wskoczyć` w ciało twojego męża.

i kochać się z tobą, udając go.

będąc nim, w pewnym sensie.


ledwie skoncentrowałem się, by opuścić własny łeb

— czar znarowił się, uznał, że tego już za wiele, że

`hola hola, to bajka dla dzieci, miałeś być

wyłącznie dobry, główny bohaterze, a ty tu

wyskakujesz ze szmaciarsko-kutasiarskim

prawie gwałtem, oszustwem (sic!) seksualnym,

zniewoleniem nieświadomej kobiety?!`.


i pokarała mnie rybsztakowa magia, zostałem

zawieszony przed tobą w, jak to nazywam,

`bańce niewidzialności`.


nie wleciałem pod dekiel kolesia, z którym jesteś

związana małżeńskim powrozem.


bezumysłowe ciało `mechanika remontującego

cywilizację` zapewne kiśnie w jakimś ośrodku,

hospicjum, może w klinice Budzik, podczas gdy

umysł, jaźń, unosi się przed tobą. przy tobie.


stałem się czymś na kształt niestróżującego

anioła. nie mogę nic, zwłaszcza: wrócić `do siebie`.


zamykam bezoczy gdy korzystasz z wucetu,

albo kochasz się z tamtym.


gapię się nieprzytomnie gdy sobie golisz, rozchylasz.

wiję się wtedy niespełniony, niewysłowiony.


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media