Go to commentsRozwodniątko
Text 1 of 2 from volume: Aleksandra
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2010-09-17
Linguistic correctness
Text quality
Views2434

W chwili porodu wyglądamy jak niezapisana książka. Od naszych najbliższych zależy treść pierwszych stron. U niektórych z nas kartki pokrywają się równiutkim, kaligrafowanym pismem, pełnym życzliwych rad, przepojonych miłością, zapachem szczęścia i mocą dającą siłę na przebrnięcie przez meandry życia. U innych stronice zabazgrane są nieczytelnymi sło­wami, z kleksami i mnóstwem skreśleń, bez żadnej istotnej wskazówki na przyszłość. Czasa­mi treść od pierwszego zdania jest tak przerażająca i ciemna, że w późniejszych latach każdy krok wykonujemy z wahaniem, nikt nie zasługuje na miano naszego przyjaciela, a kolejne dni witamy ze strachem, ciesząc się z ich końca i snu dającego ułudę zapomnienia.

Dzisiejsze czasy obfitują w bohaterskich rodziców samotnie borykających się z wycho­wywaniem dzieci. Bohaterami są matki-rozwódki potrafiące macierzyństwo pogodzić z tem­pem współczesnego życia, z pracą zawodową i troską o swój wygląd, zgodny z najnowszą modą. Bohaterami są ojcowie odkrywający powołanie w gotowaniu zupek z puszki, rozpo­znawaniu najlepszych gatunków pieluszek oraz poświęcaniu kariery zawodowej na rzecz wła­snego syna czy córki. W tym wszystkim nie zauważa się najmniejszych bohaterów - dzieci, wielokrotnie przerażonych zaistniałą sytuacją, często przekonanych, że do rozstania rodziców doszło z ich winy. A sławni ludzie, których życie jest ze szczegółami analizowane w poczyt­nych czasopismach, w opowieściach o swoich rozstaniach niejednokrotnie poddają w wątpli­wość fakt negatywnego wpływu nowych okoliczności na ich pociechy. W naszej świadomo­ści pokutuje przekonanie, że dzieci niewiele kojarzą i rozumieją. Tak naprawdę jednak młody człowiek posiada instynkt, podobny do zwierzęcego, dzięki któremu wielokrotnie dużo cel­niej niż dorośli potrafi odczytać subtelne sygnały, boleśnie przeżywając wszystko całą swoją małą istotą. Później okowy dobrego wychowania i wymogi cywilizacyjne upychają jego zdol­ności głęboko w podświadomość i produkują następnego sztampowego koszmarka na wzór i podobieństwo…

Litujemy się nad losem porzuconych kobiet i mężczyzn, gdyż potrafią głośno mówić o swoim nieszczęściu. Natomiast nikogo nie interesuje los dzieci rozwodników. Dlaczego? Nie potrafią krzyczeć? Skarżyć się? Potrafią, tylko… Nikogo ich płacz, tak naprawdę, nie obcho­dzi i nikt go nie słucha. A kiedy dorastają, o swoich przeżyciach starają się nie pamiętać; tym bardziej, że proces przechodzenia z dzieciństwa w dorosłość zaciera pamięć zdarzeń i wyko­ślawia proporcje.


Moim najwcześniejszym wspomnieniem z dzieciństwa, pojawiającym mi się przed oczy­ma, jest przerażający dziad, zawinięty w wystrzępiony koc. Zafascynowana wpatrywałam się w dziwaczną postać, która grzmiała głosem mojej babci, spod koca wystawały babcine panto­fle, a niania podstępnie, łyżeczka za łyżeczką, wpychała mi do buzi kaszkę manną, którą przez roztargnienie połykałam, nie protestując. Od urodzenia byłam niejadkiem. Cała rodzina stawała na głowie i wymyślała różnorodne fortele, żebym coś zjadła. Opowiadano mi bajki, inscenizowano dziwaczne przedstawienia. Całe dzieciństwo prześladowało mnie hasło: „Olu, zjedz jeszcze trochę”. Być może, gdybym została odrobinę przegłodzona, zaczęłabym jeść z apetytem, ale tak proste rozwiązanie nie przychodziło nikomu do głowy. Czasami faszerowa­no mnie taką ilością „smakołyków”, że w ramach protestu wymiotowałam w różnych niewy­godnych dla moich najbliższych sytuacjach.

Moja mama była jedynaczką. Dziadek prowadził dochodowy biznes. Wojna na krótko za­hamowała jego rozwój - stracił cały swój majątek, ale ciężkie dla prywatnej inicjatywy powo­jenne czasy nie przeszkodziły mu szybko stanąć na nogach. Babcia wychowywała swoją jedy­naczkę jak księżniczkę, mając do pomocy zastępy służących. Nikt nie pamiętał imienia mojej mamy, wszyscy mówili o niej - Lalunia. Chodziła zawsze elegancko ubrana, uśmiechnięta, kwitnąca - nigdy nie widziałam jej rozczochranej, nie pokazywała się ludziom bez makijażu. Celem jej istnienia była dbałość o ładny wygląd. Dziadkowie żyli i pracowali tylko po to, aby zapewnić swojej córce spokojny byt, odsunąć od niej zmartwienia, a po śmierci zostawić jej majątek, zapewniający życie na odpowiednim poziomie. Nie chcieli mieć więcej dzieci, bo między rodzeństwem często dochodzi do konfliktów, a tego chcieli oszczędzić swojej Laluni. Ja również byłam jedynaczką, a parasol ochronny dziadków osłaniał i mnie.

  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Niesztampowo o codziennej od przedwojnia w Polsce sztampie, mądrze - i literacko pięknie
avatar
Rozwodniątko (vide nagłówek) - to w naszej polskiej beztrosce nic nie ważny i co statystyczne 7 dni powszechny w każdej parze ot, taki sobie tyci rozwodek,

kosztem którego w psychiatrię odlatują nasi milusińscy
© 2010-2016 by Creative Media