Go to commentsPiana sprawiedliwości
Text 49 of 51 from volume: Marcin
Author
Genrehumor / grotesque
Formprose
Date added2025-04-20
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views49

Niedzielne popołudnie. Blok przy ulicy Metalowców tonął w sennym bezruchu. Marcin właśnie kończył prezentację do poniedziałkowego calla z niemieckim klientem, kiedy z dołu dobiegł potężny ryk silnika, klakson i… wrzask.


Znał ten wrzask. To był jego ojciec – Janusz.


– No ja pier… znowu coś – westchnął Marcin i podszedł do okna.


Na parkingu pod blokiem zaparkowany był dostawczy van. Obok, trzech Wietnamczyków w roboczych ubraniach wypakowywało z niego paczki z napisem `Pho Express`. Najwyraźniej ktoś z sąsiedniego lokalu otwierał knajpę. Problem w tym, że van stał dokładnie na trasie świętego przejazdu Janusza – między trzema słupkami, które traktował jak swoją prywatną bramę.


Janusz stał na zewnątrz w dresie, z kuflem piwa w jednej ręce i zaciśniętą pięścią w drugiej. Ryczał:


Co to, kurła, jest?! Tu się nie parkuje, to jest dojazd techniczny! Techniczny, mówiłem!

– Przepraszamy, pięć minut, tylko rozładunek – powiedział jeden z Wietnamczyków spokojnym tonem.

– Pięć minut to ja robię siku, a nie przejazd blokuję! – wydarł się Janusz i kopnął pustą paczkę. – To jest Polska, tu się nie zastawia, rozumiesz?! Polska!

– Tata… – zawołał Marcin, który wybiegł już na balkon. – Daj im chwilę, zaraz pojadą.

– Ty się nie wtrącaj, Niemców se pilnuj! – wrzasnął Janusz w stronę syna, a potem… sięgnął po gaśnicę z klatki schodowej.


Marcin zamarł.


Janusz, jakby prowadzony przez jakąś starą siłę spod monopolowego, podszedł do vana i z ceremonialną powagą oprószył jego przednią szybę białą pianą.


– Żeby cię więcej tu nie widział, wietnamski TIRze! – zakrzyknął, z dumą obracając się dookoła.

– Przepraszam, panie, my już jedziemy – powiedział starszy z Wietnamczyków, zdezorientowany, ale wciąż uprzejmy. Wsiadł do auta i odpalił silnik. Van powoli ruszył, zostawiając za sobą smugi piany i pustą flaszkę po piwie, którą Janusz rzucił jak znacznik zwycięstwa.

– I tak się robi porządek – mruknął, wracając do bloku. – Kiedyś to było prościej. Zastawiasz – dostajesz w ryj. A teraz tylko rozładunki, aplikacje i pho...


Wieczorem, kiedy Grażyna próbowała go przekonać, że przesadził, Janusz tylko odburknął:


– Ja nie mam nic do Wietnamczyków. Ale do zasłaniania przejazdu? Mam.


A Marcin? Dokończył prezentację. Na callu poniedziałkowym, kiedy Niemiec zapytał, czy w weekend wszystko było „ruhig”, odruchowo odpowiedział:


Nein… mein Vater hat die Vietnamesen mit Feuerlöscher angegriffen.

Zapanowała cisza.


A potem Niemiec się roześmiał.


Klingt… sehr polnisch.


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media