Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2012-08-09 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2040 |
Mury mojego domu
jak łańcuch górski
dzieliły mnie od tej białej krainy
w której wszystko
skute lodem i pokryte śniegiem.
Tutaj, w tej spokojnej dolinie
gdzie ogień płonął w kominku
a przy stole dziadek siedział pogrążony w lekturze,
w tej ciepłej oazie zawsze schronić się mogłem
przed potworami, które czyhały na dworze…
Lecz to też tutaj mroźny impuls mną szarpnął
gdy położyłem swoją dłoń na czole dziadka.
Spojrzałem na jego skupioną twarz;
oczy miał przykryte powiekami
które opadły jak kurtyna kończąc długi i barwny spektakl.
Potem nagle okno otworzyło się z hukiem
bo uderzył w nie wiatr rozpędzony
i wpadł do środka jak rozszalały demon.
Wtedy pomyślałem „to już czas, czas się rozstać…”.
Wyjrzałem przez okno
a tam cisza i spokój,
wszystko zamarzło w bezruchu
w srebrzystym blasku nocnego słońca.
Wszelkie dźwięki i odgłosy
jakby wchłonięte w tą grubą białą pierzynę,
która przykryła świat aż po horyzont…
Zegar na ścianie też ucichł
i czas jakby się zatrzymał
przenosząc mnie do innego wymiaru,
gdzie wszystko wokół obce i sztuczne.
Wydawało by się, że tak na wieki
zostanę zawieszony miedzy snem a jawą,
ale nie to mi było pisane.
Wraz z nadejściem dnia śnieg zaczął topnieć
a ja musiałem w końcu opuścić swoją twierdzę
i wyruszyć w długą podróż
aby stawić czoło potworom…