Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2012-12-19 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1988 |
Do pomieszczenia przez drzwi znajdujące się zaraz za stołem nauczycielskim weszło kilkanaście osób. Pospiesznie zajęły wolne fotele znajdujące się przed nimi. Niektórzy z nich wyglądali dość zwyczajnie, nie byli też specjalnie zainteresowani sporą grupką dzieci, które przyglądały się im z zaciekawieniem, niepokojem lub też w niektórych wypadkach ekscytacją. Pozostali natomiast, a było ich zaledwie pięcioro, wyróżniali się wśród kolegów. Mężczyzna zajmujące pierwsze miejsce z lewej strony był ogromny, z pewnością większy niż zwykły człowiek. Czaiło się w nim coś nieujarzmionego i dzikiego. Nierówno przycięte rude włosy, wyglądały jakby sam nadał im taki wygląd używając kuchennych nożyc. Jego twarz zdobiła malownicza broda, tak obszerna, że mimowolnie przyciągała wzrok. Rozbiegany wzrok przemieszał się po sali jakby czegoś szukał, oczy zdawały się być ciepłe jak miód. Będące powodem do dumy mięśnie zakrywał jedynie czarny podkoszulek na ramiączka, na prawym ramieniu znajdował się tatuaż jednak z tej odległości trudno było ustalić co przedstawia.
– wow!- Kathleen usłyszała gdzieś przed sobą. – widzicie tego gościa z tatuażem?! – zawył chuderlawy chłopiec jakieś 3 stoliki przed nimi.
- nie ma co, robi facet wrażenie – powiedział szeptem Jake.
Przyjrzawszy się mężczyźnie Kat przeniosła wzrok na kobietę obok niego. Była drobna,
a przynajmniej sprawiała takie wrażenie lądując tuż obok olbrzyma. Jej ruchy były szybkie
i bardzo precyzyjne, tłumaczyła coś koleżance siedzącej obok dużo gestykulując. Kathleen dostrzegła długie sięgające krzyża srebrzyste włosy, wyglądały jakby nieustannie smagał je wiatr. Przenikliwe szare oczy kobiety niespodziewanie przeniosły się prosto na nią. Speszona Kathleen szybko odwróciła się do towarzyszy, chcąc włączyć się do rozmowy.
- Widzisz tego po środku – mruknął Jasper – wygląda nieciekawie. – dodał.
- Co w nim niby takiego nieciekawego – zapytał Jake spoglądając w stronę stołu. Kat mimowolnie podążyła wzrokiem za przyjacielem, ukradkiem spojrzała też na kobietę
o srebrzystych włosach na szczęście znowu pogrążyła się w rozmowie z koleżanką. Po środku stołu siedział starszy mężczyzna. Jego twarz usiana była zmarszczkami.
- nie wiem wygląda na… na takiego wszechwiedzącego – odpowiedział Jasper po chwili.
- czy ja wiem – Jacob zmarszczył brwi – dla mnie wygląda … staro – obaj chłopcy roześmiali się wesoło. – to chyba dyrektor, siedzi na środku - Kathleen miała wrażenia, że słowa kolegi były trafne. Przeniosła wzrok na kolejne osoby. Zauważyła, że mężczyzna i kobieta siedzący pomiędzy dyrektorem a panią o srebrzystych włosach są bardzo do siebie podobni. Oboje mieli kruczoczarne włosy, byli szczupli i wysocy. Przede wszystkim jednak byli piękni. Idealne rysy twarzy, gładkie cery. Mężczyzna miał na sobie garnitur, po jednym spojrzeniu można było rozpoznać, że uszyty został na miarę i przez bardzo sprawne ręce, kobieta natomiast ubrana była swobodniej jednak nie dało się zaprzeczyć, iż zna się na modzie. Na oko mieli po 30parę lat. Kilka osób znajdujących się po prawej stronie nie robiło już takiego wrażenia. Ot, zwykli nauczyciele, przypominali Kat profesorów z jej podstawówki. Przy końcu stołu siedział mężczyzna o imieniu Ralph, Kathleen rozpoznała go od razu, to on przywitał ich wczorajszego wieczoru.
Kiedy dyskusje w sali rozgorzały już na dobre ze swojego miejsca podniósł się mężczyzna siedzący po środku stołu. Momentalnie zapadła cisza.
- Witajcie! – pomimo wieku głos miał czysty i silny.
- Chciałbym powitać was serdecznie w pierwszym, z wielu niezwykłych dni jakie spędzicie
w Akademii Loretto. – rozejrzał się wesoło po pomieszczeniu.
- Mam szczerą nadzieję, że znajdziecie tu wszystko o czym do tej pory jedynie marzyliście, gwarantuję również, że będą to dni nie zapomniane aczkolwiek okraszone trudem i wysiłkiem jaki sami będziecie musieli włożyć aby takimi właśnie się stały – dodał. Wszystkie oczy zwrócone były na niego, wiele osób mimowolnie rozdziawiło buzie w przejęciu.
- Nazywam się Sergio Loretto i mam nadzieję będę miał zaszczyt uczyć kilkoro z was, tego co sam wyniosłem z tej szkoły. Jestem tu również dyrektorem. – Kathleen spojrzała na swoich towarzyszy. Nawet nie do końca przekonany Jasper zdawał się z uwagą wsłuchiwać
w słowa mężczyzny. Jacob, dla odmiany, minę miał nieprzeniknioną.
- … chciałbym przedstawić wam teraz moją wspaniałą kadrę – ukłonił się ludziom po obu swoich stronach. – Ralpha już znacie, jest to właściciel posesji – Mężczyzna pomachał słuchaczom, odpowiedziało mu kilka nieśmiałych uśmiechów. – pozostali kolejno profesorowie Morris, Smith, Creews, Blacksut i Johannson wykładający matematykę, języki, geografię, historię, przedmioty ścisłe i sztukę. Wszyscy wymienieni wyglądali dość przyjaźnie. – z drugiej strony – ciągnął dyrektor, ponownie lekko kłaniając się przyjaciołom – znajdują się osoby, które przekażą wam wiedzę nieco bardziej skomplikowaną i nie tak łatwą do określenia –
- bardziej złożoną niż chemia czy fizyka. Nie ma szans – wyszeptał Jake. Z zaciekawieniem jednak spojrzał na umięśnionego mężczyznę po prawej.
- Profesor Silvan, madame Nebbia oraz Profesorowie C.Lumiere i J.Lumiere - ciągnął dyrektor. Najwidoczniej nie miał zamiaru wyjaśnić czego będą dotyczyć przedmioty przez nich nauczane.
- trochę to dziwne, nie uważacie? – zapytał Jake zwracając się do przyjaciół.
- zaczynam się martwić, że nie będą to przelewki – odpowiedział Jasper przyglądając się swoim przyszłym nauczycielom – tzn. ok rozumiem matma, języki i co tam jeszcze ale ta czwórka wygląda nie ciekawie. – dodał
- jak wszyscy dzisiaj – wytknął mu Jacob uśmiechając się szeroko.
- a Ty Kat co myślisz? –
- och, czy ja wiem – odpowiedziała niepewnie – cii… słuchaj lepiej co mówi dyrektor – chcąc nie chcąc Jacob umilkł.
- … zapraszam więc was na spotkanie w sali obok odbędzie się tam nabór do … hem… mogę to nazwać klas zajęciowych. – zakończył wskazując drzwi z boku sali. Większość uczniów nieco zdezorientowana przemową starszego mężczyzny niepewnie zaczęła wstawać ze swoich foteli.
- jestem ciekawa co się teraz stanie – zawołała dziewczynka o mysich włosach
- jak to co, wybiorą nas do klas… cokolwiek to miało znaczyć – odpowiedział chłopiec, który wcześniej na głos wyraził swój zachwyt co do umięśnionego profesora Silvana.
Ze swoich miejsc wstali również Jake, Jasper i Kathleen. Zanim zdołali przejść do audytorium zauważyli, że nauczyciele „zwykłych” przedmiotów opuścili pomieszczenie udając się za drzwi znajdujące się z tyłu sali. Przy stole została pozostała czwórka oraz dyrektor Loretto pogrążeni w rozmowie. Nieco mniejsze pomieszczenie, w którym znaleźli się klika minut później powoli zapełniało się uczniami. Kiedy dotarli już wszyscy Ralph ustawił ich w kilku rzędach przy ścianie. Kathleen uważała, że wygląda to trochę śmiesznie, miała przekazać tę uwagę przyjacielowi kiedy do klasy weszła 5 nauczycieli i pozostali zamilkli.
- no to zaczynamy – zagrzmiał potężny rudowłosy mężczyzna i zaśmiał się tubalnie patrząc na nico przestraszonych uczniów.
- no maluchy nie ma co się bać, horror dopiero się zacznie, módlcie się abyście nie trafili na mnie, ho, ho, ho. –
- Carlisle, przestań. Nie musisz ich straszyć. – odpowiedziała sennie madame Nebbia. Sama jednak zaczęła ciekawie przyglądać się dwóm pierwszym rzędom.
- Kochani – odezwał się dyrektor. – za moment rozpocznie się wybór czy też trafniejszym określeniem było by… klasyfikacja waszych mocy –
- mocy? – wyszeptało kilkoro przejętych osób.
- A właśnie mocy – odpowiedział mężczyzna z błyskiem w oku – Mocy, którą posiadacie, którą nosicie w sobie od dnia urodzin. To nie przypadek, że znaleźliście się w mojej szkole. Wszyscy jesteście wyjątkowi. Odbiegacie od rówieśników pod wieloma względami –
- ojej - wyrwało się komuś na końcu rządu. Dyrektor ponownie się uśmiechnął.
- nie ma czego się obawiać, niektórzy z was o tym wiedzieli ponieważ w ich rodzinach zdarzały się już osoby obdarzone pewnymi umiejętnościami inni na pewno musieli to wyczuć . Swoją moc. – dodał - Prawdopodobnie nie potrafili jej ujarzmić, posługiwać się nią lub jej nazwać, jednak czuli ją w środku. – Kathleen zauważyła, że kilka osób pokiwało głowami jakby nagle coś zrozumieli.
- Tak więc wracając do sedna. Moi kochani współpracownicy zajmują się takimi zdolnościami, które dotyczą dziedzin umysłu, sił natury oraz królestwa zwierząt – przy tym ostatnim ktoś prychnął z niesmakiem.
- Profesor Silvan napiął mięśnie. – chcesz coś powiedzieć? – warknął w stronę chłopaka stojącego zaraz za Jacobem.
- spokojnie - przerwał profesor Loretto. Chłopak o ciemnych włosach nie zmienił jednak swojej miny. Kathleen pomyślała, że jak nic zaraz wpakuje go to w kłopoty. Dyrektor jednak po chwili powrócił do swojej przemowy.
- Rozpoznanie mocy nie jest sprawą łatwą, będziemy potrzebowali czasu aby tego dokonać, dlatego też dzisiaj bazujemy na odczuciach moich i moich kolegów. Chcę jednak uprzedzić, że wiele się może zmienić przez najbliższe kilka dni. – Kat czekała w spokoju, jednak Jasper miał coraz większe oczy.
- magia?! – zapytał nie mogąc się powstrzymać, głos mu lekko zadrżał.
- Czy jest to magia? Nie potrafię odpowiedzieć. Jest to siła różniąca się od magii jaką znamy z książek, czy opowiadań. Jednak na potrzeby naszych rozmów dotyczących tego czego będziemy tu nauczać myślę, że można by było użyć tego nazewnictwa, choć przyznam się robię to niechętnie – odpowiedział spokojnie na pytanie. – Będę wyczytywał teraz wasze nazwiska, proszę was abyście stawali naprzeciwko nas, nic więcej. – uśmiechnął się promiennie. – Zaczynamy. Madelaine Anderson. – z pierwszego rzędu ruszyła dziewczynka o mysich włosach, niepewnym krokiem wyszła na środek pomieszczenia zwracając się przodem do nauczycieli. Kilka koleżanek posłało jej dodające otuchy uśmiechy. Stała tak zaledwie trzy sekundy kiedy odezwał się senny głos – Moja. – Madame Nebbia przywołała ją ręką ustawiając obok siebie. – Thomas Arson – zza uczniów wyłonił się po chwili niewysoki blondyn z piegami na twarzy. Kolejne kilka sekund i rękę uniósł J.Lumiere. Chłopiec niepewnym krokiem podszedł w jego stronę. Trwało to kilka minut, nikt nie był pewny na czym to polega jednak bez większych wahań za każdym razem gdy ktoś wychodził z szeregu zostawał przydzielony do jednego z nauczycieli. – Jasper Joyce. – wyczytał dyrektor.
- powodzenia – szepnął Jacob uśmiechając się do kolegi. Jasper nic nie odpowiedział tylko ruszył raźnym krokiem przed siebie.
- taaak, zdecydowanie mój – zagrzmiał głos profesora Silvana. Chłopiec uśmiechnął się i staną przy siódemce wybranych wcześniej dzieciaków.
- Preston Burke. – na przód wyszedł chłopak o ciemnych włosach, wyglądał na pewnego siebie. Z odwaga spojrzał na rudowłosego mężczyznę. Po chwili w górę uniosła się ręka C.Lumiere. Bez słowa ruszył w jej stronę.
- Kathleen Kempston – Dziewczynie przyspieszyło serce, a więc teraz jej czas? Jacob lekko popchnął ją do przodu. Stała tak przez chwilę słysząc jedynie oddechy pozostałych znajdujących się w sali. Wydawało jej się, że minęła cała wieczność kiedy odezwała się C.Lumiere – myślę, że to będę ja – Kat odetchnąwszy głęboko już odwracała się w jej stronę kiedy odezwała się madame Nebbia – jesteś pewna Charity? Ja… nie wiem – dokończyła
z wahaniem.
- Oczywiście, że jestem pewna. – Profesor Lumiere zmroziła wzrokiem koleżankę. Kathleen nie wiedziała co ma zrobić, nikt wcześniej nie był w takiej sytuacji. Głos zabrał profesor Loretto. – Charity kochana? – spojrzał w stronę czarnowłosej kobiety, odpowiedziała mu jedynie skinieniem głowy – a więc postanowione – dodał. Kathleen niepewnie podążyła
w stronę nauczycielki, odwróciła się i spojrzała na Jaka, również wydawał się zdziwiony. Kilka następnych osób zostało przydzielonych bez żadnych problemów. – Jacob Moore – Stopy Jaka zrobiły zaledwie dwa kroki kiedy ciszę przerwał tubalny śmiech – ho, ho, ho – Jake stanął zdezorientowany – chyba mamy już odpowiedź – uśmiechnął się dyrektor Loretto. Jacob uśmiechnął się szeroko, wyszczerzył zęby w wielkim uśmiechu i podszedł prosto do Jaspera stojącego obok Carlisla Silvana. Po kilku minutach każdy znał już swojego opiekuna.
Kathleen rozejrzała się po sali. W jej grupie znajdowało się siedem osób, madame Nebbia oraz J. Lumiere posiadali po dziesięć. Najliczniejszą grupę stanowili podopieczni profesora Silvana było ich czternaścioro.
- no to Ci się poszczęściło – zawołał uradowany profesor Loretto klepiąc po plecach Carlisla.
- za to pan chyba nie jest zbytnio zadowolony – odpowiedział mężczyzna nie kryjąc dumy.
- och, przecież wszyscy się tego spodziewaliśmy. Mam inne obowiązki na głowie, jestem pewny że zagospodaruję swój czas należycie. A teraz proszę wszystkich o uwagę – dodał odwracając się w stronę uczniów – jako, że zakończyliśmy nasz wybór proszę was abyście przeszli ze swoimi opiekunami do sal, w których omówicie swoje plany lekcji. – poczym posłał im uśmiech i wyszedł z pomieszczenia.