Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2011-02-18 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 5145 |
Panek
Nikt nie pamiętał kto i kiedy tak dziwacznie oraz nie po psiemu go
nazwał. Bo gdyby to był Burek, Azor, Kruczek, a nawet Ciapek, ale żeby
Panek? Nie potrafiłem tego zrozumieć, ani nawet nie próbowałem
wyjaśnić, komu przyszedł do głowy tak absurdalny pomysł. W dziecinny
sposób tłumaczyłem sobie, że Panek musi być psem szczególnym, bo jako
jedyny w okolicy nosił takie dziwne imię i również tylko on nie był
wiązany przy budzie na łańcuchu. Co prawda próbowaliśmy go
kilkakrotnie więzić, ale zawsze uwalniał się, gdyż obroża nie zatrzymywała
się na jego maleńkiej, kształtnej główce. Jako jedyny też pies był
przyjazny wobec wszystkich, łasił się nawet do nieznajomych i na nikogo
nie szczekał. Nie uciekał, jak wszystkie psy w okolicy, na wierzchołek
dachu stodoły na widok wuja Kamienieckiego, a jedynie chował się
dyskretnie za węgłem obory lub stodoły i stamtąd bacznie go obserwował.
A wuj Kamieniecki też docenił jego klasę i nie skrócił mu ogona swoim
ostrym kozikiem, jak robił to wszystkim innym napotkanym młodym psom.
Dlatego Panek, drobniutki, szary piesek z błyszczącą sierścią, sterczącymi
uszkami, ostrym pyszczkiem i mądrymi, przenikliwymi oczami oraz
dumnie zakręconym ogonkiem mógł spokojnie paradować po okolicy.
I rzeczywiście robił to nieustannie, ale najczęściej ze swoją panią, czyli
moją mamusią. Mnie też kilka razy się poszczęściło i wtedy powolutku
spacerowałem z Pankiem po wsi, szczególnie koło spółdzielni, bo tak
nazywany był jedyny we wsi geesowski sklep, oraz koło szkoły i kościoła,
gdyż tam można było spotkać najwięcej osób. Nigdy jednak do tych
budynków nie wszedł, jak to robił ze swoją panią. Jej towarzyszył
wszędzie. Nie pomagało zamykanie w pomieszczeniu lub wiązanie na
łańcuchu. Zawsze znalazł sposób, by odnaleźć ją u sołtysa, w spółdzielni, w
gminie, a nawet w kościele. Zawsze też zaskakiwał wszystkich swoim
niespodziewanym pojawieniem się. Nie szczekał wtedy, nie skomlał i nie
drapał drzwi pazurami, lecz dyskretnie czekał w ukryciu na ich otwarcie.
Panek był ponadto niezwykle towarzyski. Nie przepuścił żadnego
uroczystego przyjęcia, wesela i chrzcin, a nawet pogrzebu w okolicy, jeżeli
oczywiście była tam jego pani. Jak chyba nikt inny potrafił też bez
większego wysiłku pokonywać duże odległości i korzystać z tak zwanej
okazji. Wielokrotnie zdarzało się, że niezauważenie wskakiwał na jadącą
drogą obcą furmankę, ukrywał się na niej, a potem również dyskretnie
wyskakiwał z wozu i czekał na swoją panią u celu jej wyprawy.
Dwa wydarzenia mocno zaważyły na dziejach Panka. Pewnego dnia
był na tyle skutecznie zatrzymany w domu, że odnalazł swoją władczynię
dopiero w kościele przy konfesjonale. Ukrył się za nią cichutko, a gdy
ksiądz Orłowski zakończył spowiedź i podał stułę do pocałowania,
przebiegł niezauważony na drugą stronę konfesjonału, oparł się przednimi
łapkami o jego ściankę i wnikliwie wpatrywał się w otworki. Kiedy
proboszcz pochylił się do kratki, by rozpocząć kolejną spowiedź, Panek
cichutko zakwilił i żarliwie spojrzał mu w oczy. Innym razem też zdążył na
ostatnią chwilę. Dostrzegłszy nieobecność swojej pani, wyrwał się z
mieszkania, pozbył swoich manier i błyskawicznie na przełaj pokonał
ponadpółtorakilometrową odległość. Do kościoła dotarł podczas udzielania
komunii świętej, przedarł się niezauważony do kratki przed ołtarzem i
czekał zaczajony, lekko merdając ogonem. A gdy ksiądz udzielał
sakramentu jego pani, podbiegł cichuteńko, wspiął się przednimi łapkami
na barierkę obok niej, podniósł pokornie główkę i otworzył maleńki
pyszczek.
Tego dla proboszcza było już za wiele. Po mszy zrobił mamie awanturę,
której świadkiem był przerażony i skruszony Panek tulący się do jej nóg,
wciskający ogonek między tylne łapki i wiernopoddańczo patrzący jej w
oczy. Kapłan wypomniał też to zdarzenie w kazaniu na najbliższej mszy
świętej. A Panek? Cóż, poczuł się tym wszystkim dotknięty, zdruzgotany, a
może nawet wyklęty. Nie wychodził z domu, jego skóra straciła swój
srebrzysty połysk, a oczy dotychczasowy blask. Któregoś dnia zniknął bez
śladu. Może nie potrafił znieść doznanego upokorzenia i odszedł w
nieznane, a może ktoś potajemnie pomógł mu odejść.
ratings: very good / very good
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
Niech spoczywa w pokoju
Miał w kościele przerąbane
W wieczór czy w poranek ;(
W katolickiej Hiszpanii piesek chadza sobie ze swym panem i na dobre winko, i na cmentarz, i dzie chcieć.
U nas jak nie zapory czy wysokie z drutem kolczastym ogrodzenia, to zawsze jakiś inny jeszcze na wszystko szlaban
;(
Pieskie życie, szkoda słów
doprawdy