Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2013-02-25 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2456 |
Otworzyłem drzwi mieszkania i zgodnie z oczekiwaniem, nie poczułem żadnego miłego zapachu, wręcz przeciwnie, w powietrzu unosiła się woń tanich damskich perfum i naftaliny, co mogło oznaczać tylko jedno - kolejną niezapowiedzianą wizytę teściowej. Po ściągnięciu płaszcza poszedłem do kuchni, gdzie nie zastałem na talerzu obiadu, w zamian siedzącą do mnie tyłem starsza kobietę, za którą nie przepadałem od chwili poznania się z moją żoną. Ta odwróciła się do mnie i ze sztucznym uśmiechem powiedziała, nie ukrywając cynizmu:
- Na gotowy obiadek się przyszło?
Milczałem, choć na pewno zauważyła, z nie ukrywaną satysfakcją, moją zaczerwienioną twarz, zdradzającą zdenerwowanie. Chyba tylko lubiła mnie w gniewie, czerpiąc energię i radość z mojej bezsilności. Odwróciłem się na pięcie, ignorując teściową i poszedłem do salonu, gdzie siedziała moja druga połowa.
- Co się dzieje? Czemu nie ma nic do jedzenia i co tu robi twoja matka?
- A co ty sobie myślisz, że masz służącą w domu, sprzątaczkę i nianie? Skończyło się! – rzuciła nerwowo, teatralnie płacząc i szlochając. Z pewności odbyły chwilę temu poważną rozmowę, w której pożaliły się wzajemnie na swój los, narzekając na mężczyzn. Musiałem być głównym bohaterem rozmowy, bo teść już ma od dziesięciu lat (dosłownie) święty spokój, bo zmarł na zawał, ale ja muszę znosić takie sceny średnio raz na tydzień, do tego ze zdwojoną siłą uderzeniową.
- Ale ja pracuję… - nie dokończyłem, bo wybuchła płaczem, dzięki czemu po raz kolejny udało jej się wycisnąć ze mnie resztkę wrażliwości.
- I to cię czyni lepszym ode mnie, szowinistyczna świnio?
- Chyba wiecznie masz okres. Wychodzę z tego domu! – wrażliwość się skończyła, odkrywając męską dumę.
- Tchórze zawsze uciekają! Ale zobaczysz, kiedyś docenisz mój trud…
Nie słuchając jej wrzasku, wyszedłem z mieszkania. Nie będę ukrywał, że miałem ochotę napić się czegoś mocniejszego.
W barze na rogu siedzą zawsze te same osoby i gapią się w telewizor, zawieszony w rogu ściany – taki klimat dziś mi w zupełności odpowiadał. Teleturniej jest tu ważnym punktem dnia. Prowadzący zadaje pytania, a klienci baru starają się wyprzedzać nawzajem w odpowiedziach. Wypiłem już pół butelki wódki, kiedy z ekranu padło pytanie o film komediowy przedstawiający wizję świata, w którym rządzą kobiety i nie ma już mężczyzn. Zaśmiałem się pod nosem, bo przypomniałem sobie dzisiejsza scenę, i chyba niechcący odpowiedziałem głośno, tak, że spojrzenia obecnych w barze skupiły się na mnie:
- Seksmisja! – roześmiałem się, czując już wyraźnie pozytywne działanie alkoholu. – Ale byśmy mieli przejebane, gdyby taki świat miał nastać.
- Nigdy nic nie wiadomo, panie kolego - padło z drugiej strony pomieszczenia.
- Dziś siedzimy w knajpie, jutro nam tego zabronią – dodał staruszek z rogu sali. – Kiedyś śmialiśmy się z pedałów, dziś nam każą tolerować związki homoseksualne. Może za kilka lat świat będzie nadwrażliwy na punkcie bab? – roześmiał się, a wraz z nim niemal cała sala.
W knajpie zapanował radosny nastrój, a ja powoli stawałem się jednością z dymem papierosowym unoszącym się nad moją głową. Poczułem błogi stan i zapragnąłem w nim pozostać jak najdłużej. Odpłynąłem w swoje myśli niczym astronauta w podróż kosmiczną.
Po przebudzeniu, ten cudowny fantastyczny świat zniknął na rzecz mocnego fetoru wypalonych papierosów, bólu głowy i suchości w przełyku. Choć spodziewałem się porannego otumanienia, to jedna ten kac był okrutny, widocznie poprzez totalną utratę kontrolę nad swoi umysłem, a tak się wczoraj stało. Trudno, trzeba wstać, wypić kawę i pojechać autobusem do pracy.
W pokoju panował półmrok, dzięki czemu głowa jeszcze nie eksplodowała z powodu promieniującego bólu.
- Kochanie, jesteś? – trzeba sprawdzić, czy dalej gniewa się na mnie druga połowa. – Czy jest ktoś w domu? – rzuciłem niejako w próżnię.
Zdawało mi się, że słyszę hałas w kuchni, ale może to tylko jeden z objawów dnia wczorajszego. Zresztą, jak mawia ojciec – prawdziwy mężczyźni nie mają kaca, lecz absmak.
W drzwiach pokoju pojawiła się żona i idiotycznie zawyłem z prośbą:
- Skarbie, zrób mi kawy, bo nie zdążę do pracy.
- To jest twoje ostatnie życzenie? – popatrzyła zdziwiona, po czym pomachała z niedowierzania głową i udała się do kuchni. Przeraziła mnie jej jakaś nienaturalna powaga i niemal mroczny głos.
- Niech będzie ostatnie życzenie. Pamiętaj o mleku! – krzyknąłem za nią.
- Jezu, jaka scena, a wszystko z powodu jednego upicia – burknąłem pod nosem.
Gdy minęło kila minut, ku memu ogromnemu zdziwieniu, do pokoju weszły trzy kobiety w czarnych mundurach, nieznanej mi formacji zbrojnej, a największa z nich do złudzenia przypominała teściową, choć miała zbyt oficjalną i poważną minę. Mamusia raczej w takiej sytuacji nie szczędziłaby zgryźliwych uwag. Za nimi, w drzwiach, dostrzegłem spojrzenie żony. Przestraszyłem się bardzo, ale nie chciałem dać tego po sobie poznać, w obawie przed udaną próbą żartu ze strony mojej rodziny.
- Chyba naprawdę przesadziłem – jednak przemknęła mi obawa, wspominając wczorajszą wódkę.
- Ubierać się! - wydała rozkaz najgrubsza z kobiet. Czyli jednak teściowa ma zdrową konkurencję pod względem wagi. – Jesteś aresztowany pod zarzutem szerzenia menszyzmu.
- Słucham? Że jak? – przetarłem oczy z niedowierzania. – Halinka, co to za przedstawienie? Troszkę przesadzasz z tym karaniem mnie za wczorajsze.
Żona przecisnęła się pomiędzy kobietami i podała mi kawę.
- Proszę, taka o jaką prosiłeś - w jej oczach pojawiły się łzy. - Tyle razy cię błagałam, żebyś nie obrażał kobiet, a tyś głupcze nie słuchał. Teraz czeka cię koniec! –zaczęła histerycznie płakać.
- O czym ty mówisz? – wstałem niemal natychmiast, będąc w samej bieliźnie, ale jedna z kobiet wyciągnęła paralizator i przyłożyła go do mojej ręki. Zatoczyłem się i upadłem na podłogę, wytrącając z ręki żony filiżankę aromatycznej kawy, tak że gorący płyn wylał mi się na slipki, parząc genitalia. Tylko mężczyzna może wiedzieć, jaki ból poczułem w tym momencie.
- Jezu! Co to, kurwa, ma znaczyć? – spróbowałem ponownie wstać, ale kolejny raz poczułem działanie paralizatora. Tym razem użyła go moja teściowa z satysfakcją na twarzy. Teraz ją poznałem po charakterystycznym spojrzeniu, jakie miewa po zadaniu mi przykrości. Bardzo lubiła się nade mną pastwić. – Ja wam dam takie żarty sobie stroić z przykładnego obywatela. Do sądu was podam!
- Sąd już wydał wyrok – powiedziała niczym z automatu ta najgrubsza, widocznie dowódczyni grupy. – Jesteś skazany na karę śmierci za obrazę płci panującej i jedynej. Dla nas nie ma różnicy, czy wykonam go tu i teraz, czy zrobi to kata w areszcie – nachyliła się w moją stronę, przybliżając paralizator do twarzy, tak że poczułem jego zapach. Pomimo paniki i szoku, nie umknęło mojej uwadze słowo, o którym nie wiedziałem, że posiada formę żeńską.
- Nie wiem, co to za brednie, ale żarty się skończyły! – wyjąc z bólu, już tylko krzyczałem. – Zabieraj mamuśkę i te baby, bo zobaczysz… – popatrzyłem w stronę żony, starając się być jak najbardziej surowy, jednak chyba wyglądałem żałośnie.
- Zabierzcie go, nim powie za dużo – zwróciła się Halina w stronę strażniczek i chowając głowę w rękach, odwróciła się i wyszła z pokoju.
- Gdzie idziesz? Nie zostawiaj mnie tutaj samego z tymi mutantami! – ponownie oberwałem wiązką prądu, ale dużo mocniejszego, bo upadłem na podłogę, a z ust pociekła mi spieniona ślina, przypominające ubite białka na ciasto.
- I tak już dużo dla ciebie, menszysto, zrobiła! Podała ci kawę, narażając się na karne konsekwencje ze strony panujących – przemówiła teściowa. – Ale ja to pominę i nie podamy jej do sądu…
Leżałem obolały i zdrętwiały na prawym boku, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Obok, na podłodze dostrzegłem pustą filiżankę po kawie, zapewne ostatniej w moim życiu. Za niczym tak bardzo nie zatęsknię, jeśli tu i teraz jest mój koniec. Chłonąłem jak mocno tylko mogłem zapach porannej małej czarnej, zapewne ulatujący ze spieczonych genitaliów.
- A więc tak wygląda koniec świata – pomyślałem i zamknąłem oczy, nie czując już jak moje ciało podnoszą mundurowe kobiety i wynoszą z pokoju.
ratings: perfect / excellent
" a ja powoli stawałem się jednością z dymem papierosowym unoszącym się nad moją głową" podoba mi się to sformułowanie.
"Gdy minęło kila minut" miało być pewnie kilka.
Mówiąc szczerze całościowo mnie się ta opowieść nie podoba.