Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2013-05-20 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2783 |
Piotr siedział w domu i czekał na wizytę najlepszego kumpla, Roberta. Zadzwonił do niego przed godziną z informacją, że ma fantastyczną wiadomość odnośnie zmian w swojej pracy. Robert od lat pracuje w banku i pomimo olbrzymiej wiedzy i doświadczenia, nie może objąć żadnego stanowiska poza obsługą klienta i kasą. Piotrek zaś, jest listonoszem i dziękuje losowi, że ma tak dobrą robotę, zważywszy na swój status społeczny.
Ciekawy i niecierpliwy, włączył telewizor. Jak zwykle powiało nudą, bo niby co on, szary, Zwyczajny człowiek, znajdzie tu dla siebie. A wszystko przez wprowadzonego do życia przed kilkunastu laty aktu prawnego, rewolucjonizującego cały kraj, kontynent, a nawet świat, zwany „Paktem wszechobecnej tolerancji”. Wszystko zaczęło się w naszym kraju, w momencie objęcia funkcji marszałka sejmu przez transwestytę. Rewolucja poszła szybko do przodu i nikt już nie był w stanie jej powstrzymać. Według nowego ładu, osoba heteroseksualna płci męskiej nie może pełnić żadnego poważnego stanowiska w jakiejkolwiek firmie w jakiejkolwiek branży. Obaj koledzy wiedzieli o tym i pogodzili się z losem grupy ludzi pozbawionych przywilejów i większości praw. Zwyczajni zamieszkują dzielnice pełne brudnych i szarych, od dawna nie budowanych, bloków, odgrodzonych od świata Tolerancyjnych drutami i pasem zieleni, gdzie w niemal baśniowych warunkach żyli ludzie uprzywilejowani, nie splamieni prostackimi związkami damsko – męskimi.
Los Piotrka był od niedawna niepewny, bo jego konkubina (związki małżeńskie osobników odmiennej płci są zabronione, chyba że jedno z narzeczonych zmieniło wcześniej płeć) urodziła im syna, co powiększyło jego życie o kolejne zmartwienie. Otóż za kilka lat będzie musiał oddać dziecko pod opiekę Tolerancyjnych, coś na wzór dawnych adopcji. Pozwoli to, według władzy, młodym ludziom pobierać odpowiednie nauki, uzyskać edukację tolerancyjną i wiedze niezbędną do życia w nowym, uważanym za doskonałym, świecie. Każdy gej czy transwestyta oprócz funduszu socjalnego, szybszej emerytury i dostępu do obejmowania wysokich stanowisk w miejscu pracy, ma również prawo do wybrania dwójki dzieci z rodzin Zwyczajnych. Równocześnie odsetek Tolerancyjnych rośnie, bo nie znając miłości heteroseksualnej, homoseksualizm jest dla ludzi czymś oczywistym i normalnym. Zwyczajni pozostają przy istnieniu dzięki funkcji rozrodczej – dostarczają dzieci reszcie społeczeństwa. Oczywiście lesbijki i transwestyci rodzą dzieci metodą In vitro, ale naturalnie unormowana rozrodczość jest łatwiejszym, prostszym, a co najważniejsze, najtańszym sposobem.
Gdy zobaczył uśmiechniętego Roberta, zrobiło mu się przyjemniej. Zawsze napawał go optymizmem i pozytywną energią. Przeżyli razem wiele trudnych chwil, wychowali się na jednej ulicy, w świecie pamiętającym stare czasy.
- Cześć staruszku. Od dziś masz przed sobą człowieka, który może już więcej!
- Co się stało? Zmienili prawo? – zadrwił Piotr.
- Nie. Wręcz przeciwnie, to ja się zmieniłem. W końcu, po wielu terapiach, nawróciłem się i stałem się jednym z nich – mówił gestykulując rękami, pełen podniecenia. – Dziś oficjalnie przyznali mi status geja. Wiesz, co to znaczy?
- Chyba to, że dobrze udajesz – posmutniał zaskoczony Piotr. – Znam cię tyle lat i wiem, że jesteś pełnoprawnym Zwyczajnym, czy ci się to podoba, czy nie…
- Co ty tam wiesz! Kariera czeka na mnie, dostałem awans w pracy. Koniec z biedą. – Chwycił kolegę za ramię. – Musisz mi pomóc, właśnie po to tu przyszedłem.
- Niby w czym? Jesteś teraz lepszy ode mnie. Wyprowadzisz się z blokowiska, zamieszkasz wśród tamtych. Co ja ci mogę dać?
- Masz cos takiego, czego ja nie mogę mieć, a jest mi niezbędne do zrobienia kariery… Ale o tym później. Wiesz, ile musiałem przetrwać, żeby uznali mnie gejem. Wczoraj musiałem się przespać z moim nowym mężem na oczach szanownej komisji.
- Przestań. Nie wiem, po co mi to wszystko mówisz. Co w ciebie wstąpiło? Nie wiedziałem, że tak ci zależy…
- Chwilę poświęcenia, a teraz tyle mnie czeka dobrego.
- Niemożliwe, że to ten sam Robert, jakiego znam! –Piotr nie krył histerii.
- Odczep się. Lepiej mnie posłuchaj. – Spojrzał Piotrowi głęboko w oczy. – Mój mąż domyślił się, że nie jestem jednym z nich, ale obiecał to przemilczeć i utrzymać w tajemnicy pod jednym warunkiem… - Podszedł do okna i nie patrząc na rozmówcę, kontynuował. – Mam mu załatwić natychmiast syna do adopcji.
- Tylko nie to. Wynoś się stąd! – Piotr podbiegł w jego stronę, chwytając go za rękaw. Ten jednak złapał kolegę znacznie mocniejszym uściskiem i wlepiając w niego wzrok przeraźliwym spojrzeniem, powiedział ze spokojem, lecz stanowczo:
- Nie zapominaj, że wiem, co planujesz, dlatego usiądź i wysłuchaj czego od ciebie żądam.
Piotr cofnął rękę, skamieniał i ze spuszczoną głową, schowaną w dłoniach opadł na kanapie. Teraz zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Tydzień temu zwierzył się przyjacielowi ze swoich planów. Chciał uciec do kraju, gdzieś w Ameryce Południowej lub Afryce, gdzie, jak mawiają w telewizji - ziarno nietolerancji jest siane na każdym kroku, a ludzie żyją w zacofaniu i prymitywnych warunkach. Mało tego, związki heteroseksualne są na porządku dziennym, nie ograniczone prawem. Chciał tam pojechać z Kaśką i spędzić resztę życia, nie będąc prześladowany w związku ze swoimi predyspozycjami seksualnymi. Tu i tak czeka go życie niemal niewolnika, do tego zabiorą im dziecko. Ucieczka była ich szansą, która właśnie tracił.
Robert ze spokojem mówił dalej.
- Jeśli się nie zgodzisz, powiem odpowiednim ludziom, że jesteś propagatorem nietolerancji i planujesz uciec w celu tworzenia opozycji. Za coś takiego spędzisz co najmniej dwadzieścia pięć lat za kratkami. Jak dobrze wiesz, obecnie nie ma gorszego przestępstwa. Nawet zabójstwo traktowane jest łagodniej, chyba że Zwyczajny zabije Tolerancyjnego… No dobra, nie ma co dyskutować, stawiam sprawę jasno. Zostajesz i oddajesz syna albo kryminał dla ciebie, a dziecko i tak trafia do naszych…
- Już „waszych”, gnido. Ufałem ci jak bratu – powiedział chowając twarz w dłoniach.
- Na moje szczęście Janek, mój mąż, lubi również małych chłopców i jest gotów kryć moją tajemnicę.
- Dlaczego? – niemal zawył Piotr. - A co jeśli cię wydam? Przecież udawanie też jest karalne.
- Wytłumaczę się szybko, że próbujesz się zemścić na mnie, że zostałem gejem i nie chcę być współtowarzyszem twojej niedoli – odpowiedział niemal automatycznie, jakby czytał z kartki przygotowany tekst.
- Zostaw nas, proszę.
Niewzruszony Robert wyciągnął kartkę i długopis i położył na stole przy płaczącym mężczyźnie.
- Podpisz adopcję i jesteś wolny. Możecie z Kaśką wyjechać i spłodzić nowe dziecko. Swoja drogą, szkoda, że się nie nawróciłeś, byśmy tworzyli niezłą parę. Niepotrzebnie wiązałeś się z kobietą – zakończył szyderczym śmiechem, jaki Piotr słyszał wcześniej u niego wyłącznie po usłyszanym dobrym dowcipie.
Wyszedł z mieszkania, a Piotr nie potrafił się ruszyć z miejsca. Teraz już wszystko stało się nieistotne, bo wsłuchał się w płacz dziecka z sąsiedniego pokoju. Płacz, który do niedawna tak bardzo go drażnił…
Marzec 2013 r. ( pięćdziesiąt lat przed opisanymi zdarzeniami).