Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2013-03-08 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2739 |
Zapis ( celowo ) prowokacyjny
Pastisz . Wszystkim, (nawet tym najzupełniej przypadkowym, mijającym mnie na ulicy, kiedy dokonywałem tego zapisu), autorom skrawków wypowiedzi, stwierdzeń i fragmentów, które zebrałem w poniższym tekście wyrażam moje najgorętsze i serdeczne podziękowania.
„Być, to być postrzeganym”.
George Burklay
Twoje obecne myśli nie powinny skamleć. A jeżeli już, winny być oszczędne i zachować choć minimum honoru. Powinny być również w jakiś sposób przedmiotowo użyteczne i zachować specyfikę powszechnie panującej rysy, co niekiedy rozdarta na czworo zdaje się ustawicznie błądzić po wypolerowanej powierzchni. Powinna dzielnie zmagać się z oporem materii. ( Przecież dzisiaj tak trudno przylgnąć do o wiele bardziej surowej monotonii ). Stamtąd, z dotychczasowego miejsca przebywania, myśli wiedzą już, w którą stronę otwiera się pamięć albo w jaki sposób posklejać strzępy wiadomości. ( Kłębowiska ciemności nadciągają nad równinę myśli przeważnie z północy a osobistości, dla niepoznaki, posługują się pseudonimami i atmosferą cieplejszych klimatów. W tzw. nowe chmury próbują dzisiaj jedynie ingerować starsze pokolenia i religijne autorytety ). Lecz dziś, w pełni świadomie, nikt już nie chce być pozornym krezusem, niejednokrotnie zajmującym się jedynie gustami, brudem świata i zapalczywie zachłanną mamoną. Z powodu niezwykłego wręcz skąpstwa natury wyczuwamy zbliżające się zagrożenia, świadomie śnimy na jawie, świadomie zmierzamy do samounicestwienia, które z kolei nigdy nie będzie miało nawet pozorów delikatności i zawsze pozostanie trudne przez nas do zinterpretowania i zdefiniowania.
Ale Twoje najskrytsze myśli jednak skamlą i łaszą się, zdradzają raz za razem swoje percepcyjne zdolności do utożsamiania się ze wciąż raczkującym działaniem. Wytłumacz im na czym to polega ? Wszak dzisiaj nikt nie używa martwego języka by zmuszać serce do przemowy, bo i ono czasami tak samo obłudne, jak to całe dobre jego traktowanie poprzez rzucenie palenia. Właściwie nie posiada już nawet żadnego, ukrytego celu. Przestańmy zatem się oskarżać, „wykańczać” wyrzutami sumienia ! Myślom niczego nie brakuje, by traktować ciepło jak strażnika, pilnującego dawno zamarzniętego progu. Pytasz dlaczego ? Przecież samo życie jest czarno – białe, z przerażającą łatwością wyzbyło się kolorów. Myśli zawoalowane smutkiem, same smutkiem opętane, smutek chowają po kątach na „lepsze czasy”. Sławiona przez popleczników ich anonimowa siła, ( w dodatku liberałów najwyższych i najbardziej obiektywnych prawd ), rządzi od dawna twoją rzeczywistością. Dlatego linia horyzontu, nawet dla żeglarzy, nie stanowi już żadnej bariery, skoro potrafią brutalnie wtargnąć w pozbawiony, ( pod wpływem wręcz nieludzkiej presji ), pełniejszy ogląd rzeczywistości. Odbierzmy nawet im, przez machnięcie ręką, ten chaos, w jakim tkwią. Ten chaos, który przez pryzmat Twoich ulubionych podróży nie wydaje się być zupełnym chaosem, w dodatku zbudowany na fundamentach milczącej aprobaty dawno zapomnianych bogów, pozwalających na kartograficzne naniesienia nowych kontynentów oraz nazwanie zupełnie nowych wysp.
Myśli wydają się dzisiaj krzyczeć, biegają po trasach obliczanych z gwiazd, aby mieć chociaż jakakolwiek podstawę do pokonania samotności podróżnika. Nie zasłaniaj się także swoją estetyką ! Ta ubrała się w stare nasłuchiwanie kroków i płomienne, miłosne listy z dna księżyca. Płaczesz w samotności ? A wiesz chociaż, co to łza ? Taki ocean w kamiennym bloku z zapomnianą inskrypcją na posiwiałym tynku albo klocek z wyrytym kawałkiem radości ! Jednak krzyk zbyt szybko spada w ciemność, a to musi boleć. Skóry miłosnych legend coraz bardziej drętwieją. Pamiętniki z głębokich szuflad, pełne imion dawno zapomnianych kochanków, stają się więc pomysłem jakby „nie z tego świata”. ( Myśli trzeba wyprowadzać na samotny, niedzielny spacer nawet trzy razy dziennie. Śnić o kościach bez kartek, kościach nie podnoszonych wczoraj z pobojowiska ). Legendom zbyt lekko na odlot, zapatrzeniu na przejście po pasach, zegarom do tamtych, w gruncie rzeczy dla nas o wiele łatwiejszych, czasów. Co zatem zostawimy samym myślom ? Ucieczkę „na zachód”, rosnące, chociaż niezwykle oszczędne ciernie, pożółkły papier z miłosnym wyznaniem ? Przestań mnie rozśmieszać, bo dostanę zajadów za uszami ! I pobawmy się w układankę puzzle z myślami, w odkładanie życia „na czarną godzinę”, bo tutaj, w takim kraju jak nasz, nawet śmierć ma swoją idee fixe, kroczy ku życiu za o wiele cięższe od grobów pieniądze, a Ty wciąż udajesz, że tego nie słyszysz. Naucz się do końca rozbierać przed nowym właścicielem bez jakiegokolwiek uczucia wstydu, zmień dziecięcość w wyrafinowane body language, szybciej przejdź do zdejmowania już dzisiaj bezkształtnych wyrazów ! Nowy właściciel i tak tego w pełni nie zrozumie.
Jak coraz bardziej się obawiam, myśli, ( niczym absolutna większość śmiertelników ), porzucają swych właścicieli. Teraz ich passus dotyczy języka wyższych sfer, który jako jedyny w swojej replice zachował jeszcze charakter powagi i dążenia do meritum. Strach zaplątuje się w zmarszczki, wycina przez nie wycinanki w o wiele za wysokim błękicie. Przez to pozostaje jak większość absolutnie dystyngowanych dam czy miast – spadochronem wszystkich okresów przejściowych, z wiosnami i jesieniami włącznie ! Świat, co stwierdzam autorytatywnie, jednak nie potrafi dobrze latać i już pogodził się z bolesnym upadkiem. ( Zresztą nie ma prostego wyjścia z oplątujących nas gałęzi dłoni, więc tego rodzaju „pomyłkę” zaliczam od dzisiaj do naturalnej hojności ziemskiego przyciągania. Odtąd klamki zbyt ciężkie na jedną dłoń, skrzypienie zbyt miękkie dla pary uszu, rozdrapanie starych ran zbyt wielką przeszkodą dla wnętrza ). Tzw. dusze mieszkają tylko na starych zdjęciach, w kalendarzach, w miejscach zwanych cmentarzami. I ślepną, zmęczone ustawicznym językiem migowym.
Myśli wciąż szukają pasującego do nich klucza, klucza, który w otworach zamków nie pomilczy zbyt długo. Ale chociaż o tym wciąż myślą nie ma dla nich łatwego otwarcia. Zamek śpiewa piosenki zbyt optymistyczne a przepaść progu szumi przeraźliwie, nawet za szeroko otwartym horyzontem dla odważnych żeglarzy. Pomieszały się pory roku. Powiesz : nic im do tego, by musiały pamiętać o stale kapiącym suficie ! Lecz ja wciąż czuję jego surowy wzrok na karku, chociaż w dzisiejszych czasach nawet sufitów już tutaj nie wpuszczają bez obowiązkowego krawata. Jak więc oszukać tamte miejsca po tylu latach, jak ugruntować w ich świadomości swoisty festiwal talentów z ich udziałem ? Wyprowadzić z myśli ? Myśli właśnie wymieniły poglądy, a jako, że była taka sposobność, utrudniły orientację swoim odbiorcom i tak zakłóconą przez drapieżne reklamy, nie liczące się z żadnymi, ( z wyjątkiem finansowych ), wartościami. Mnie także można teraz potraktować jako towar, lecz po tylu z nimi wspólnych latach muszę sprawdzić, gdzie teraz chcą mnie „upchnąć”. Doznaję potęgi wielkiego parasola, który chroni kompletnie przemoknięty katar ! Zamykam na klucz horyzont aby w końcu, choć na chwilę, się ujawnić, światłoczule zarejestrować, mieszkać poza granicami widma, choć i stamtąd może mnie wygnać najtańszy budzik. Z ich pozycji jestem niewidzialny, tkwię w teratomorficznym porządku i kształtów i rzeczy, a wokół dominuje stan zagubienia. Potrzeba mi oryginalnych zdań na temat, długich listów, małych egzekutyw oznajmujących i o wiele, wiele głupszych pytań !
Myśli konfrontują nas z wyobrażeniami, nasze osamotnienie poddają pod wyraźna wątpliwość, a ono, jak zwykle zresztą, przerasta nas samych. Ta pozorna alienacja pozwala czasami nam się niezdrowo wynaturzyć a na znacznie mniej oświetlonych ulicach przebywać w towarzystwach wzajemnej adoracji. Jednak każdy robi tu „swoje”, abyśmy dla postronnych, chociaż z pozoru, trochę się różnili. Ci „wolnomyśliciele” ( w absolutnym i absurdalnym przeciwieństwie do nas ), zajmują się spożywaniem, łóżkiem, jutrzejszymi sukcesami. Jak pies, zaledwie wczoraj przygarnięty do stada, już potrafią gryźć, pożyć, zobaczyć i odlecieć, by choć trochę podręczyć tło horyzontu. Wszak tylko ono warunkuje istnienie i tożsamość szczękom ! Zwierzę się zwierza, niezasłużenie z pewnością lecz nieporównywalnie teraz mniejsze od przykutej do tego horyzontu uwagi. Wytwarzamy modę na rasy. Ich komponenty uparcie wpatrują się w ciemność, szarpią wstążki ulic w dopiero co wylęgającej się burzy. Wybacz, ale będzie jeszcze o tej miłości, co mignęła, co przechodzi, co dotykać zapomina, by położyć się u wezgłowia i uprzejmie teraz pomilczeć wraz z nami. Milczenie ma odtąd wręcz ludzki wymiar drogi krzyżowej, lecz i ona uległa już redukcji stacji i powróciła, w niewyobrażalne dla zwykłego śmiertelnika, łono kosmosu. Nie można się wyrwać. Gwiazdy tkwią w o wiele mniej astralnych relacjach. A jeżeli dodatkowo złapią chęci do „błędnego koła” pochowają luki w serca i pobrudzą nasze ciała niczym kundle, co na łańcuchu miotają się po dokładnie wydeptanych okręgach nienazwanych jeszcze lądów.
Słońce odkłada się w naszych zmarszczkach. Bezzębna starowinka, z kosą przy boku, w ciemniejącej płachcie obcego kształtu, podkula krótki ogon i węszy. Cmentarze rozsychają się ze starości, nagrobki dosłownie pękają w szwach od dedykacji. Przepasujemy się sobą jak powrozem. Z własnej woli staramy się zawrócić daty, sami dla siebie niczym opiekun, przywódca stada, który zanim przeprowadzi je przez nieznany brud obwącha dokładnie wszystkie nici z kłębka dziejów. Tylko albo aż obwącha. Lecz to nie przyniesie tak pożądanego spokoju, bowiem spokój panicznie wręcz unika jakichkolwiek kosztów. Słońce obserwuje nieme wędrówki ludzi tuż po swoim zachodzie. Horyzont, zawsze samotnie, uwypukla swoistą żałobę po księżycu. Coraz bardziej zakurzone zegary gęstnieją, bronią podmiotowości ludzi. ( Jakiś dzień siódmy stworzono na myślenie, by swobodniej zebrać rozbujane, trwożnie odgonione, lękliwie pominięte albo niepraktyczne ). Na ustawionych w rzędzie, gotowych na wszystko datach, zdarzeniach bądź miejscach, trzeba chwycić w jedną garść przesypujące się nieśmiało bestiarium. Absolut natomiast nie sypia, kłuje dotkliwie, marnieje w ekspresyjnych pasjach i energiach, cierpliwie dobrej, lecz zachłannej ze swej natury, naturze.
Myśli wywarczą każdy Twój sen, końcowe dotykanie i oddech, co niknie w zamknięciu, pod naporem dnia. ( Sztandarowy wręcz przykład na nieśmiałość ich klasyfikacji ). Sny, których treści mimo wszystko szanuję, działają na oślep i zawsze napawają mnie pasmem lęku. Lęk był onegdaj tak maltretowany przez koszmary, że aż nie było go prawie widać. Zmienił sobie zatem oblicze: wyrżnął rzęsy, schował sekrety po kamieniołomach, onegdaj schował również głęboko jakiś przysłowiowy gwóźdź programu. I któregoś zerowego dnia, od niechcenia i zupełnie niechcący i nas uśmierci. Trudno wierzyć w egzystencję, skoro z taką łatwością można nabyć kilkadziesiąt dzieł wybitnych i powszechnie znanych twórców na raz, a na tzw. aukcjach same hity. A każdy z nich ogarnięty dawno ideą wędrówki z rąk do rąk, jakimś niewytłumaczalnym idee fixe. No cóż, każdemu jego krzyż. Krzyż, który wdziera się niczym okupant w nieuchwytną materię snów, niosąc zapach tak przerażenia jak i ciemności. Więc dlaczego nasze, najedzone nami aż do przesytu myśli się nie stają ? Ile w tym naszej wspólnej winy i co możemy jeszcze zmienić, kiedy czas tak bardzo nas opóźnia ? Czy możemy wyegzekwować jakieś warunki dla naszego dobrowolnego odosobnienia ? Wokół nas, ( niezależnie od nas samych ), dominują elementy pełne cienia i ciernia i nasze sny – najmniejsze pokoje o ścianach bez okien ! Wychodzimy z nich na przystanki pełne nieśmiałych, ( którzy, w sprzyjających okolicznościach, jako pierwsi strzelają ideałom w potylicę ), bezdomnych o czerstwym chlebie, z kubkiem zimnego wyrachowania. Pośród takich ludzi nieboskłon nie myśli już o zasklepieniu, o obleczeniu gwiazdami. Odtąd wspina się niczym po dojrzały owoc na nieletnie kamienice, pełne przychylnego chłodu i raczej pokpiwające z pamiętania o nich, jako o „zwykłych śmiertelnikach”. Życie bowiem nie zwykło zamieniać zwykłej grawitacji na odmianę szczęścia, a z przerażonych okrzyków tworzyć lawiny dat z krzyżykiem. Nadal jednak rozwija ich zainteresowanie w pełni świadomym kreowaniem własnego wizerunku linoskoczka we własnych, oddelegowanych w długą drogę, emocjach. W ten sposób odreagowuje puste żołądki i nieśmiało pokazuje swoją głęboką obawę przed brakiem ich akceptacji. I przez to, iż tak bardzo obawia się nieobliczalności końca, przeto cały pozostały czas pomiędzy prokreacjami poświęca na pojednanie się z Bogiem !
Zatem myśli to tylko kolejny stos kamieni, przytłoczonych cięższymi kamieniami. ( Pamiętaj jednak, iż tak jest na ogół jedynie w skrajnych przypadkach ). To przecież i zaledwie mało realne określenie punktu odniesienia, wyjścia przez metodologię do osiągnięcia nikłej motywacji do działania. Stopy bowiem pełne planów. Codziennie zbaczają z drogi w poszukiwaniu świeżych ścieżek. Zostawiają Ci jednak ślady, byś mogła trafić do następnego dnia, zacząć ponownie odmierzać wymarzone przez Ciebie, wręcz obłędnie pogmatwane szlaki. Uczucia pomiędzy ludźmi są bezbronne i na ogół wyrastają na resztkach spostrzeżeń. Starają się bowiem zakwitać na coraz bardziej jałowej glebie dobrych wiadomości, podawanych przez światowe agencje informacyjne. I co możemy wtedy zrobić z tą naszą płomienną niewiernością ? Przecież to niezwykle krucha konstrukcja, dymiąca w naszych mimowolnych odruchach, chociaż przechwala się prawie zawsze udanymi snami. Tak blisko nam bowiem do zawieszenia pomiędzy kłamstwem, obłudą a litanią ! Próbuję się przed Tobą otworzyć, by cieszyła Cię nawet taka obietnica ! Zauważ przy tym, że daję się już podejść zaledwie na odległość wyciągniętej ręki, którą przyjmuję pomimo faktu Twojego pozornego odejścia ode mnie. Decyzje są nieodwołalne ? Uśmiechy trwają zbyt długo ? Każda, ważna chwila pragnie zbyt wiele ? A może to te moje plamy w spojrzeniach ? Sam już nie wiem...
Tuż, na skraju oceanu naszej ulicy, cyferblaty bez żadnego uzasadnienia czy najmniejszego powodu, wchłaniają w siebie, jak balsam, wielkie powierzchnie oczekiwań. Rezultat: chroniczny brak pieniędzy, sensownej odpowiedzi, jakiejkolwiek życzliwej pomocy. Znieczulica ! Ale ja nie chcę za nią żadnego rewanżu. Rozmowa, dyskurs, konwersacja... nie, nie definiuję wymiany myśli czy informacji. Ale powiedz, proszę, kiedy tak naprawdę ze sobą rozmawialiśmy ? Nadal wszystko da się zmieścić w jednej, małej garści ? Ile jeszcze można wykonać idealistycznych ustępstw wobec nas samych ? Chcesz należeć do rozbryzganej kałuży wyższych sfer ? Zaraz mi udowodnisz, iż to tylko polemiczne chwyty, że facet próbuje na raz zastosować wszystkie, tylko jego nurtujące, zastrzeżone dla Ciebie podchody. Ale nie ma żadnych dowodów na jakiekolwiek, ( nałogowe czy wrodzone ), zamykanie poszczególnym syndromom drogi ku doskonałości. I Ty wiesz, jak jest naprawdę: ciemność, złe wody płodowe, coś, co zamieszkało w nas i ciągnie ku śmierci. Jesteśmy jak psy, które zrywają się najwcześniej z dokładnie wydeptanych okręgów, wśród promieniście rozrzuconych po całym mieście kaplic i mrocznej strzelistości starych kościołów, rządne ich ciekawej ikonografii, odwzorowanej w wewnętrznym rozdarciu duszy. ( Nie tylko w pozycji na kolanach, czy też w długich seriach w potylicę, jakiekolwiek ludzkie mankamenty ). Psom brak jednak wyraźnej, czytelnej mapy. A z braku tematów do rozwinięcia czas już czekać na ciszę, w której nikt już nie biega na odsiecz żołądkom z „gorącym kubkiem”. Robimy pełne zrozumienia, coraz starsze, a przez to o wiele „mniej chodliwe” kroki, wybrukowane w zbyt dużych nakładach. W zasadzie ich dokładna liczba pozostaje niemożliwa do wyliczenia i ulega ciągłym zmianom. A o zwolnienie z pracy starać się zbytnio już nie trzeba.
Myśli odtąd będą już nieliczne. Więc w drewniane, przepastne skrzynie, w dziurawe beczki, ( by zbyt szybko się nie podusiły ) i powiesić je gdzieś u niewidzialnej powały ! Natomiast, coraz bardziej okazałe, nasze o wiele za długie drabiny ku niebu ! W piekłach nie wymaga się jeszcze fanfar, a obszarem jego największego oddziaływania są raczej miejsca ustronne, takie, jak cienie w duszach. ( Coraz więcej trudu wkładamy w zapobieganie dziś już i tak nietrwałej wizji przeszłości ). A w oczach tylko strach – kuzyn spoglądającej na nas bezzębnej starowinki. Ocieramy się więc o siebie, czochramy wspomnienia i wobec konieczności nadchodzącego rozstania stajemy się szczególnie świadomi swojej bezsilności. Zbyt często opłakujemy swoją nietrwałość, coraz bardziej próbujemy być przy sobie. Ale „człowiek jest tym, co musi zostać przezwyciężone”. Bezkrytycznie zatem ulegamy ślepemu pędowi, instynktowi gromady lemingów i wszelkim, modelowym konsumpcjom. Ale, pomimo tego wszystkiego, nie jest chyba z nami aż tak źle, jeśli nie dajemy się do końca oderwać od narzuconego nam tępa marszu. Tym samym stajemy się niejako skazani, ( a nierzadko zbyt obciążeni ), na bagaż zaszłości i historycznych zależności. Niczym obdarte i bose osobniki płci przeciwnych wpadamy w niemy zachwyt nad krawędzią potężnego urwiska. Doskonale zdajemy sobie więc sprawę z faktu, iż są ludzie, dla których przestrzeganie zasad jest ważniejsze od uczuć. Nie zrozumieją jakim to jest dla nich upokorzeniem. Uciekną w osłonę nocy, jak złodzieje ! Nie obecnie, lecz pewnego dnia, będą i nas przychylnie traktować. Otworzymy dla nich „rok później”, „kilka lat później”, z myślą o puszczeniu ich w szerszy obieg. I znajdą schronienie, niczym niewielka grupa dobrowolnie przygarniętych i utalentowanych przyjaciół, którym przysparza się krzywd. ( Zapotrzebowanie na dzielenie się sobą jest już na krańcowym wyczerpaniu ).
Oto „połamany życiorys” wyższej sfery. Na jej powierzchni, niczym w jakiejś szarej i nierealnej mozaice, rodzą się coraz bardziej dziwaczne kształty, powściągliwie złe plany żądz i zemsty. W czasie kilku tysięcy mistycznych dzionków przestają wierzyć w ślepe zadufanie, bardziej wrażliwe na każdy świt i większą bezpośredniość w każdych relacjach. Wybacz mi. Jestem nieporadny w swoim kuriozalnym warsztacie ramion. Doświadczenie wszak zdobywa się z czasem. Zwolnij mnie w końcu ze wszystkich ograniczeń, z przestrzegania wszystkich, cudzych prawd. Zaopatrzony w garść obaw czy wątpliwości zrodzę się z Twoich najprostszych pytań. Mój życiorys – znamię w cywilizacyjnym, momentarycznym paroksyzmie. Tego nie potrafił sobie wyśnić nawet pan Baudrillard. Miejsce dla przyziemnych interesów takich niedoszłych „wizjonerów” jak my.
Problematyczność wciąż jest obecna nad skrajem tej przepaści. A my, klasyczni barbarzyńcy, zawsze spychamy tekst w o wiele za duże kropki. Nie zarzucaj mi naruszania Twojej integralności. To tylko słowa werbalizują każdą istotę, w dość efektywnym i efektownym skrócie. Nie daję Ci emocji do działania. Nigdy jej nie potrzebowałaś. I, par excellance, czyny już nie metamorficzne, przeciwstawione podporom katedr, stosom kamieni, bezładnie porozrzucanym po całym mieście. Ich dominanta tylko groźnie wygląda a społeczny darwinizm zachowuje się czasami niczym stara, przebrzmiała ramota głównego lokatora na Placu Czerwonym. Historia, taka jak nasza, czasami ma poważne powody, aby odejść do lamusa i sprowadzić ludzi do problemu ekonomii i konsumpcji. Nie uda się jednak odkryć na nowo uciekającego lądu pytań ?
Twoje myśli nie powinny skamleć, węszyć za mechaniczną podmiotowością każdej istoty ! Zostaw je świadomie na uboczu, poprzestań jedynie na stwierdzeniach i rozważaniach ! Elementy także składają się z wolności, sumienia i słów. Z ich własnej percepcji, dziś postawionej, dosłownie, na wszystkich głowach.
Krew spływa ciepła. Krew spływa bez odrobiny entuzjazmu. I bardzo jej teraz pasuje ta dyskretna pozłota, obca natura, średniowieczna wręcz postać, nigdy nie wykraczająca poza kanon religii. Więc i mnie uroń, bym przepadł w historii. Mnie nie uda się osiągnąć jakiejkolwiek porównywalnej wielkości.
Moje myśli wydeptały okrąg.