Go to commentsUsuneliśmy miejsce kultu
Text 2 of 4 from volume: Opowiadanka
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2013-04-05
Linguistic correctness
Text quality
Views2844

Kiedyś, dawno, dawno temu, w czasach mojego siermiężnego, acz szczęśliwego dzieciństwa na Saskiej Kępie, rodzice postanowili przerwać nieustanny korowód psich ulubieńców i wzięli, dla odmiany małą kotkę.

Minka, bo tak ją z bratem nazwaliśmy, wyrastała zdrowo i radośnie baraszkując po mieszkaniu i przydomowym ogródku. Była taka, jak małe kotki być potrafią: cieplutka, przymilna, łasząca się i terkocząca wdzięcznie na kolanach, ale równocześnie systematycznie zawłaszczająca przestrzeń domową, jako swoje terytorium łowne. Było jej wszędzie pełno, a że umiała się zachować, była czyściutka i towarzyska, stała się ulubienicą całego budynku.

Grasowała często po ogrodzie, a efekty `polowań` w postaci myszek, dżdżownic, motyli, czy ważek przynosiła pod drzwi balkonowe, jakby w hołdzie dla naszej mamy, którą uznawała  chyba za przewodniczkę stada.

W drugim roku jej życia z nami, wczesną jesienią przywędrowały z niewiadomo skąd stada szczurów, panosząc się niemiłosiernie i dokonując dotkliwych strat w piwnicach wszystkich okolicznych domów.

Minka z miejsca stanęła do walki. Toczyła niezliczone potyczki w piwnicy, czego efekt było widać w topniejącej populacji gryzoni. Jednak ktoś, do dziś nie wiem kto, z pośród lokatorów uznał, że jej wysiłki są za mało efektywne i wyłożył w piwnicy trutkę na szczury. Następnego dnia Minka przywłokła się do domu przeraźliwie miaucząc, tocząc krwawą pianę i błagając wzrokiem o pomoc. Było jednak za późno, zdechła w męczarniach.

Pochowaliśmy waleczną kotkę w ogródku, nakrywając to miejsce płytą chodnikową. W najbliższe święto zmarłych, po powrocie z cmentarza, postanowiliśmy z bratem zapalić znicz też i na płycie kotki w ogrodzie. Położyliśmy jej też kilka kwiatków, jak to dzieci. Na nasze nieszczęście miejsce to było widoczne z ulicy, a ogród otwarty. Światełko znicza zwróciło widać uwagę przechodniów, którzy w przekonaniu, iż to jakaś zapomniana mogiłka, spontanicznie zaczęli zapalać na niej świeczki i składać bukiety. Co niektórzy klękali, pogrążali w modlitwie zamaszyście czyniąc znaki krzyża.

Rodzice, gdy zobaczyli co się dzieje, byli przerażeni. Gdyby żałobni goście naszego ogródka dowiedzieli się na czyjej mogiłce kultywują pamięć  zmarłych, o spokój czyjej duszy wznoszą żarliwe modły, ich reakcja mogłaby być gwałtowna, nieobliczalna i przynieść nam opłakane skutki duchowe i materialne. Dlatego też, gdy tylko ostatnia ocierająca oczy żałobniczka opuściła miejsce pochówku kotki, ojciec z naszą pomocą błyskawicznie zabrał do worka niedopalone znicze, podeschnięte kwiatki, a płytę chodnikową wywiózł taczkami na pobliską budowę. Następnego dnia jeszcze kręcili się jacyś smutni przechodnie, pytając gdzie jest ta zapomniana mogiła, lecz my, mając to surowo przykazane, nie puszczaliśmy pary z ust. Tak i cała awantura z czasem przyschła.

Wydawałoby się, że sprawa była oczywista: nasz ogródek, nasza kotka, mogiłka też dziełem naszej inwencji i rąk, a tu taki problem. Wtedy nie mogłem zrozumieć o co rodzice mają do nas pretensje i czego tak się obawiali. Dziś już wiem.

Największym przerażeniem przejmuje mnie fakt, że mogiłkę usunęliśmy bezprawnie. Nie konsultując tego z władzami miasta, ani, tym bardziej z Kurią, nie wspominając już o miejscowym proboszczu. Mniemam jednak i mocno na to liczę, iż po pięćdziesięciu latach ten bliski zdrady stanu czyn poszedł w zatarcie, lub objęła go któraś z licznych amnestii.


  Contents of volume
Comments (12)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Dość ciekawe i sympatyczne opowiadanko, a mnie szczególnie bliskie, gdyż zwłoki mojej Psotki pochowałem nielegalnie na ogródku działkowym, ale na szczęście nie paliłem tam zniczy. Bardzo podoba mi się absurdalna pointa, kojarząc mi się z miejscami kultu czczonymi dziwnie nie tylko każdego 10 kwietnia, ale również każdego dziesiątego dnia kolejnych miesięcy.
Niestety, opowiadania pod względem językowym jest niedopracowane. Już w tytule brakuje znaku diakrytycznego (usunęliśmy). Jest dużo zbędnych przecinków, a między innymi przed: dla odmiany, jako swoje, czy ważek, jakby, tym bardziej, lub. Brakuje natomiast przecinków przed: jesienią (wtrącenie), przeraźliwie miaucząc, nie wiadomo skąd, zamaszyście czyniąc, co się dzieje, na czyjej, gdzie jest, o co rodzice.
W zwrocie "wyrastała zdrowo i radośnie baraszkując" spójnik "i" należy zastąpić przecinkiem.
Pojawiły się dwa błędy ortograficzne: z pośród (należy pisać łącznie), niewiadomo (należy pisać rozdzielnie). Nie rozumiem też, dlaczego rzeczownik "kuria" pisany jest wielką literą, a ten błąd też należy zakwalifikować do kategorii ortograficznych. W zwrocie " z niewiadomo skąd" zbędne jest również "z".
Ponadto całe życie wiedziałem, że koty mruczą, a nie terkoczą. Nie rozumiem też, dlaczego ojciec wywiózł płytę chodnikową taczkami, a nie taczką.
Po usunięciu wskazanych błędów byłoby to rzeczywiście dobre opowiadanko.
avatar
Rzekomo każdy uczy się przez całe życie. Chyba to prawda, bowiem przed chwilą dowiedziałem się, że poprawne pisanie tekstu przeznaczonego do publikacji nie jest absolutnie obowiązkiem autora, lecz adiustatora. To rewelacja! Może ewidentne błędy niektórych "tak bardzo w oczy znowu nie biją", ale mnie po prostu drażnią. Wreszcie hit dnia! Wskazywanie popełnionych błędów, to efekt "poziomu etycznego komentatora i jego nieprzemakalności wobec kiedyś nabytego nabytego politructwa". No i wszelakiego rodzaju błędy w tekście wskazuje jedynie "komentator, specjalista od lewackiej propagandy".
W najśmielszych i najbardziej fantastycznych snach czegoś podobnego nie przewidziałem.
Ale ja, w odróżnieniu od znawców tematu, jako wieloletni nauczyciel w szkole ponadgimnazjalnej, chociaż nie języka polskiego, zawsze w kartkówkach i sprawdzianach wskazywałem popełniane błędy, a uczniowie po wszelkie porady z tej dziedziny nie chodzili do rzekomych "fachowców" od filologii polskiej, ale właśnie do mnie. I byłem z tego dumny.
avatar
Bardzo fajnie czyta się ten tekst.I po co skakać sobie do oczu o przecinki, niewielkie błędy.Ważne, że jest takie miejsce, gdzie można przeczytać ciekawe wiersze, wspomnienia bardzo osobiste i osobliwe. Coś innego, bardzo często niebanalnego. Nie zawracam sobie głowy ewentualnymi błędami,ważna jest treść i emocje jaką ona niesie,
avatar
Mogiła z czasów Powstania Warszawskiego na Pradze poza korelacją czasową z nim wiele wspólnego mieć nie może. W krakowskiem nie jest to znane, ale Saska Kępa leży na prawym brzegu Wisły, a Powstanie Warszawskie...
W tekście kilka potknięć i niezręczności językowych, na przykład „z niewiadomo skąd” powinno być rozłącznie „nie wiadomo” i bez „z”.
W opowiadaniu niepokoi i nie budzi sympatii do narratora „korowód psich ulubieńców”. Życie psa trwa tyle, co dzieciństwo człowieka, jeśli pies nie jest zabawką i dzieciństwo nie jest koreańskim siermiężnym dzieciństwem.
Zakończenie historii nieco kuleje, bo de facto żadnej mogiły nie ma. Co narrator i czytający opowiadanie od samego początku wiedzą.
Pointa funkcjonowałaby, gdyby czytelnik dopiero na końcu historii dowiadywał się, że w miejscu, gdzie dzieci zapalały świeczki, był pogrzebany kot.
avatar
Opowiadanie sprawiło mi dużą przyjemność. Napisane zgrabnie, ładnym językiem.
Poza małymi zgrzytami,o których już wyżej napisano (gramatyka, ortografia i "korowód psów")nie bardzo podobają mi się ostatnie zdania. Niby brzmią jak puenta, ale narrator (wspominający to zdarzenie po latach) staje nagle po stronie absurdu i wierzących w mogiłę, której nie było. O pozwolenie też się nie starał, więc nie wiem, dlaczego przejmuje go (teraz) największym przerażeniem fakt, że mogiłkę usunięto bezprawnie. Ponieważ jednak inni czytelnicy odebrali koniec bardzo pozytywnie, rozumiem, że można te zdania odczytać tylko i wyłącznie jako żart, nie dopatrując się logiki. Zadowolić wszystkich jest bardzo trudno, prawda?
Inną kwestią są osobiste wycieczki w komentarzach, które zasługują na prawdziwą krytykę. A co to ma do rzeczy, co myśli jeden komentator o drugim komentatorze, pisząc bardzo subiektywnie?!! W dodatku jeśli jest to nieprzyjemne, to w jakimś stopniu rzutuje i na wstawiony tekst. Współczuję, pawile. Twój tekst nie zasługuje na to. Jest naprawdę bardzo dobry i obrazowy.
avatar
Kiedy czytam wypowiedzi samorodnych adwokatów, którzy z nieznanych mi powodów bronią osoby popełniające ewidentne błędy w zapisywaniu swoich myśli, to przychodzi mi na myśl stary żydowski kawał:
- Słuchaj, Icek, słyszałem, że twoją Ryfkę to miało niemal całe miasto.
- A jakie to miasto. Tylko sto tysięcy mieszkańców.
avatar
Przyjemny tekst, może się podobać, zabawnie opowiedziana historia. Błędy należy wskazywać, zostawiam to autorytetom, do których bezsprzecznie należy Janko. Ogólnie jednak nie stawiam ocen, bo to "stąpanie po kruchym lodzie".
avatar
Dlaczego dziś już wiem ? Opowiadanie pisałem w kontekście skojarzeń z wydarzeniami dziejącymi się od trzech lat pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Awantury o krzyż, o znicze, skandaliczne przepychanki. Powstanie Warszawskie na Pradze upadło 7 sierpnia, ale z opowiadań rodziców, którzy brali w nim czynny udział wiem, że były ofiary. Zginęło też wiele osób na skutek ostrzału z obu stron.
Korowód psów nie dotyczy mnie, lecz rodziców, byli już wówczas po 40-ce. Po kotce, za ich życia była jeszcze jamniczka i bokserka. Ja osobiście miałem kolejno dwa wilczury.
Za błędy ortograficzne i interpunkcyjne bardzo przepraszam. Nie jestem polonistą. Pisząc popularnonaukowe teksty z zakresu antropologii kultury, korektę pozostawiam redaktorom - fachowcom. Do mnie należy poprawność merytoryczna, ale obiecuję solennie poprawę na przyszłość.
avatar
Bardzo ufam swojej intuicji, która zazwyczaj nigdy mnie nie zawodzi. Tak było i tym razem. Już w drugim zdaniu mojego komentarza wskazałem prawdopodobną inspirację do napisania tego tekstu. I nie myliłem się. Bardzo dziękuję Autorowi, że to ujawnił. Ciekawy więc jestem, jak na to wyznanie zareaguje osoba, którzy zarzucała mi powrót do kłamstwa katyńskiego i natrząsanie się z tragedii narodowej, która podważała mój poziom etyczny (chociaż jestem przekonany, że sformułowanie "poziom etyczny" jest niewłaściwe), nieprzemakalność wobec kiedyś nabytego politructwa oraz nazwała
mnie specjalistą od lewackiej propagandy? Czy posypie głowę popiołem, jak na chrześcijankę przystoi? Nie sądzę, by to zrobiła, gdyż nazbyt wierzy w swoją wielkość i nieomylność.
avatar
Pawile, nie przepraszaj za błędy, przecież nie zrobiłeś ich specjalnie.
Wiem, że przy "korowodzie psów" może chodzić o rodzinę i dłuższy czas, ale w pierwszym momencie w czytaniu z punktu widzenia dziecka to troszeczkę zatrzymuje. Człowiek się zaczyna zastanawiać, zamiast dalej czytać. I tylko tyle można powiedzieć o efekcie tych słow. Można je zostawić, ale może można je też przeredagować?
Twoje inspiracje jednak jeszcze podkreślają, że pierwszy komentarz janko nie był wzięty z powietrza, ani ze złośliwości. A cały ten zgiełk nie dotyczy Twojego tekstu, ale jak się odbiera komentarze. Przypomina jako żywo te przepychanki pod Pałacem, od których wszystko się zaczęło. I może kiedyś się wreszcie skończy. Nadal współczuję, ale bez obłudnej słodyczy, o jaką mnie posądza wrzos.
avatar
Przy całym szacunku dla bohaterstwa żołnierzy AK i przy całym moim praskim patriotyzmie, była to "próba" powstania, która w wyniku bardzo niekorzystnego stosunku sił, zakończyła się powrotem do konspiracji. Nie rozwinęło się „powstańcze życie” z powstańczą prasą, pocztą i…
powstańczymi mogiłami, ludność Pragi nie została wysiedlona i zniszczenia były, w porównaniu z resztą miasta, niewielkie.
Niewątpliwie powinniśmy o tej praskiej historii pamiętać.
(http://www.youtube.com/watch?v=UZ8dSnTDI24)
avatar
Warszawa jako zbiorowa mogiła i miejsce kultu? Dlaczego nie? Przecież hitler ją zrównał z ziemią WRAZ z Warszawiakami! Tam każda cegła krwią okupiona!
© 2010-2016 by Creative Media