Go to commentsKoncentrat życiowy
Text 5 of 5 from volume: pamiętnik
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2013-04-13
Linguistic correctness
Text quality
Views2922

W dzieciństwie świat jawił mi się bajką. Myślałam, że gdy dorosnę zostanę księżniczką. Poślubię bogatego księcia, który obsypie mnie całym złotem tego świata. Gdy stałam się dorosła musiałam się uczyć, a potem ciężko pracować na swoje utrzymanie. Uczono mnie jak unikać błędów, by przetrwać. Nikt nie powiedział, co zrobić, aby osiągnąć szczęście. Ludzie nie rozmawiali na takie tematy. Szara rzeczywistość zaćmiła marzenia o bogactwie.” Jak mam znaleźć pracę?” – zadawałam sobie pytanie. Brakowało mi pewności siebie, doświadczenia i umiejętności, a gdy ją znalazłam, dziwiłam się, że tak ciężko trzeba pracować tylko po to, by mieć, co jeść i gdzie mieszkać. Dowiedziałam się, że jestem szczęściarą, bo mogłam nie znaleźć zatrudnienia. Mimo to, nie czułam się szczęśliwa. Pracować po to, żeby żyć? To po co żyć? Zmęczona po pracy, w dodatku zestresowana, niewiele miałam radości z zajęć w wolnym czasie. A gdzie książę? Był jeden chłopak, potem jeszcze paru, ale żaden nie mógł równać się z moimi wyobrażeniami, a przecież nie mogłam być sama. „Łatwiej przejść przez życie we dwoje” - myślałam. Pomyliłam się - lepiej być samej, niż z nieodpowiednim mężczyzną - o czym przekonałam się, gdy weszłam w pierwszy poważny związek. Wydawało mi się, że mąż będzie wspierał mnie w trudnych chwilach, bo życie widziałam w coraz ciemniejszych barwach. Z perspektywy czasu mogę zapytać samą siebie: - „Co ja wiedziałam wtedy o problemach?” Niewiele. Prawdziwe życie to coś więcej niż trud podjęcia pracy, zmartwienia o pieniądze czy problemy małżeńskie. Poważne problemy przerastają nawet te sprawy. Życie podarowało mi trochę więcej cierpienia niż innym, z kolei innym więcej niż mi. Zrozumiałam jedno: gdy myślałam, że nic gorszego mnie nie spotka, spotykało mnie coś gorszego, a gdy sądziłam, że więcej nie zniosę, wytrzymywałam i często, gdy patrzę wstecz to dziwię się, że wszystko przetrwałam. Wbrew powszechnym poglądom, że doświadczenia umacniają nie czuję się silniejsza niż byłam, może trochę inaczej reaguję na świat. Gdy spotyka mnie wiele przykrych spraw bądź mam poważny problem, wzruszam ramionami, zaciskam zęby i idę naprzód, ale nie boli przez to mniej, po prostu nie buntuję się, bo wiem, że to nic nie da. Jedyne, co mogę zrobić, to przyjąć cierpienie z pokorą. Próbuję dystansować się do problemów, od niedawna pracuję nad sobą. Staram się dostrzegać pozytywne strony życia i cieszyć z drobiazgów. Powtarzam w myślach afirmacje i oglądam motywujące filmy. Wierzcie mi, że gdybym nie zaczęła czegoś ze sobą robić, to częściej myślałabym o tym, żeby zniknąć. Wyobrażałabym sobie maszynę do której wchodzę, a z której nie ma powrotu. Ostatnio próbuję rozpalić nadzieję, że przeniesie mnie ona tam, gdzie chcę być, choć jeszcze nie wiem gdzie to będzie. Muszę tylko przywrócić uśmiech na twarz nawet, jeśli w duszy ciemno... i nie wiadomo dokąd iść.

  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
tak trzymaj
avatar
Taki już jest ten nasz powszedni "koncentrat życiowy": przegęszczona kondensacja dni do d...

Szczęściem jest nie życie gładkie i tylko po różach z królewiczem, a samo... ŻYCIE??
avatar
Najbardziej boli codzienny wszędzie widok cudzego nieszczęścia. Gdyby to tylko ciebie /jednego jedynego/ dotykał palec Boży, jakoś byś to ścierpiał, czując się Jego Wybrańcem.

Niszczy psychicznie codzienny przez całe dziesięciolecia oglądany korowód cudzych nieszczęść.

Nie do wiary, że to spotyka d z i e c i
© 2010-2016 by Creative Media