Author
Genrehorror / thriller
Formprose
Date added2013-06-04
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views2545

I


Wieczór w moim mieście jest zwyczajny. Możesz go zobaczyć nawet u siebie, ale dla mnie ten jest najpiękniejszy. Latarnie przy chodniku oświetlają czarny asfalt drogi, po którym cicho mkną samochody do nieznanych nam celów. Na niebie księżyc lśni srebrzystą pełnią niezakrywaną żadną chmurą.

Jesień jest późna, a noc zaczyna się wcześniej. Rodzice bywają wściekli na mnie, gdy wracam do domu o późnej godzinie, ale to nie moja wina, że wtedy odprowadzam koleżankę jak dzisiaj. Może i jest, ale dzisiaj wyjeżdża zostawiając po sobie tylko wspomnienia i numer telefonu.

– Jak tam w nowym mieście, zapoznałaś się już z kimś? – zapytałam przyjaciółkę.

– Tak, ale brakuje mi naszej paczki.

– A nam brakuje ciebie. Szkoda, że musiałaś się przenieść – odparłam całkiem szczerze.

– Lepiej już chodźmy, musisz jeszcze wrócić do domu.

– Co racja to racja – rzekłam podążając za przyjaciółką.

Równe tępo naszych kroków odbijał się echem od ścian domów. Lekki wietrzyk muskał nas w policzki składając niekiedy pocałunek na skórze. Cicha okolica przyprawiała nas o gęsią skórkę, szelest liści na drzewach sprawiał, że włosy stawały nam dęba.

–Wiesz, zaczynam się bać – usłyszałam z ust przyjaciółki, gdy przed nami stanęła grupa mężczyzn.

–Witajcie kochane, zgubiłyście się? – Ton głosu nieznajomego pobrzmiewał głęboką nocą, zapowiadającą niebezpieczeństwo. Nagły powiew wiatru tylko utrzymywał mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Pustka na ulicy sprawiała wrażenie, opustoszałego miasteczka.

– Nie, wracamy właśnie do domu – odparłam spokojnie, czując w brzuchu adrenalinę, która zaczęła mieszać się z fascynacją zagrożenia.

– Szkoda, myśleliśmy, że może zabawicie się z nami.

– Niestety, śpieszymy się. – Głos przyjaciółki zdradzał zdenerwowanie i panikę, jaką miała w sobie.


* * *

Miała osiem lat, gdy pierwszy raz poszła do szkoły. Tutaj nikt nie znał plotek o dziecku z piekieł. Pierwszy raz Sara spotkała się z ludźmi, którzy uśmiechali się i podchodzili, aby się przywitać. Jednak jak małe dziecko ma się od przyzwyczaić się od tego, że złość i nienawiść oraz strach były na porządku dziennym?

W klasie, dzieci rozmawiały z dziewczynką, śmiały się i bawiły. Strach jednak został w dziewczynce. Nigdy nie mówiła, że coś jej się nie podoba. Zawsze potakiwała na pytania koleżanek. Zawsze robiła to, o co prosiły ją nauczycielki. Zawsze dostała pochwałę, choć nie obywało się od uwag, ale już nigdy nie była zamykana w ciemnych pomieszczeniach.

Rok później koleżance z klasy zgubiła się cenna bransoletka. Dwa dni potem Sara zaniosła cenną rzecz.

– Skąd ją masz? – Zapytała podejrzliwie wychowawczyni.

– Znalazłam ją.

– Dziękuję! – Koleżanka niespodziewanie rzuciła się Sarze na szyję. Od tamtej chwili były przyjaciółkami.

* * *


Nasze nogi szły same do tyłu, gdy mężczyźni kierowali się w naszą stronę. Przerażenie wzięło górę i z koleżanką odwróciłyśmy się biegnąc przed siebie, co sił w nogach. Szybkie kroki przypominały rytm hiphopowej muzyki, która prowadziła nas w nieznane, opanowując nasze zmysły. Obrócenie się do tyłu było wielkim błędem, a jeszcze większym zatrzymanie się.

– Hej, chyba ich już nie ma. – Jednak to nie była prawda, gdy odwróciłam się w stronę przyjaciółki ta była już w rękach mężczyzn.

Moje zdziwienie malowało się na twarzy, gdy w jednej chwili odkryłam, jak jeden z nich wypija krew z nadgarstka dziewczyny. To wyglądało jak oblężenie, jak uczta w najmniej kulturalny sposób. Mój głos uwiązł w gardle, pomimo chęci wezwania pomocy czy też zaprzestania tego absurdalnego spektaklu. Strach spowodował zatrzymanie się czasu wokół mnie, nie widziałam niczego oprócz bólu koleżanki, który czułam w swoich żyłach. Cierpienie wypełniało moje ciało. Jedynie, czego teraz pragnęłam, to to, żeby przejąć całe te udręki na siebie. Czułam je, które wraz z powiewem wiatru ustępowały niezrozumiałej błogości.

Gdy wszystko się skończyło, wszyscy patrzyli się w moją stronę. Ciało przyjaciółki leżało u stup oprawców, jakby była rzeczą nadająca się jedynie do wyrzucenia. Nie rozumiałam tej grobowej ciszy. Moje myśli oplotła siatka, która nie pozwalała na racjonalne myślenie. W głowie miałam jedynie absurdalne pytanie i równie absurdalną odpowiedź.

– Kim jesteście? – W odpowiedzi usłyszałam chichot dobiegający zewsząd.

– No cóż, jesteśmy tajemnicą tego miasta. Jesteśmy, a nikt o nas nie wie. Możesz nas szukać, ale nie znajdziesz nas. Za to my możemy znaleźć ciebie. A teraz chodź tu, zobaczymy czy smakujesz tak samo jak twoja przyjaciółka.

W jednej chwili zapragnęłam znaleźć drogę ucieczki. A w drugiej ujrzałam mężczyznę stojącego o nieopodal grupy jedynie obserwując całe to przedstawienie. Jedno spojrzenie i droga ucieczki wydawała mi się możliwa. Droga prowadząca przez głębię jego oczu doprowadzająca nie wiadomo dokąd. Wiadomo jedynie, że do wolności. Ale czy prawdziwej? Jego szare oczy można porównać do stali, którą trudno ukształtować. Jak tarcza, którą się broni nie pozwalając zbliżyć się komukolwiek do siebie. Ubrany w czarny strój, gdzie płaszcz, który miał na sobie, trzepotał podczas podmuchu wiatru.

– Widać, że wolałaby mieć trochę więcej czasu na przemyślenie tej dziwnej sytuacji. – Głos mężczyzny był głęboki jak studnia bez dna i jednocześnie zmysłowa niczym smok w jaskini.

– Może i tak, ale wiesz, że nie możemy pozostawić żadnych świadków, nawet, jeśli są tak ujmujący. – Uśmiech na twarzy mężczyzny nie był tak przyjemny, na jaki miał zapewne wyglądać. Twarz wyrażała niechęć, nienawiść do ludzi, jakby nasze istnienie było jakimś wielkim absurdem zadecydowanym przez równie bezsensowną osobę.

– Więc niech zadecyduję do kogo ma należeć. Skoro, jak sam powiedziałeś, nie możemy zachować nikogo przy życiu, pomimo piękna, to jedynym rozwiązaniem jest zajęcie się tą osobą.

– A czemu tak tobie na tym zależy? Przecież sam chciałeś zapolować. – Ton głosu zdradzał wyzwanie, jakim rzucał w tej chwili do mężczyzny w czarnym płaszczu.

–Bo żal mi marnować takiego piękna. Ostatecznie może zostać naszą karmicielką. – Kroki zbliżające się do nas były spokojne i stanowcze. Dotąd skrywany w cieniu uliczki, pokazał się w świetle latarni. Jego brązowe włosy były cieniowane, a wystające kości policzkowe tylko dodawały mu uroku. Pomimo tej doskonałości, budził we mnie strach, grozę oraz lęk przed kimś, komu niewolno się przeciwstawić. Pomimo wolności, pragnęłam życia, jakiego prowadziłam dotychczas: spokojnego i poukładanego. Czy aby żyć musze coś stracić?

– Mogę wreszcie się dowiedzieć, co tu się dzieje i dlaczego zabiliście moją przyjaciółkę? – Wściekłość budząca się z powodu mojego traktowania była równie silna jak panika pędząca w moich żyłach.

– Możesz nas nazywać wampirami. Jesteśmy na polowaniu i tak jak twoja koleżanka będziesz naszym pożywieniem.


* * *

Sara wyrosła na piękną i silną nie tylko fizycznie, ale i wewnętrznie dziewczynę. To, co dla innych było trudne, dla niej wręcz przeciwnie. Jednak moc została uśpiona. Świadomość tego, wspomnienia z przeszłości zostały wymazane. Zostało jej jedynie odczucie strachu. Ale wróg został jeden i ten sam. Noc. To, co kryło się pod jego powłoką kusiło, a zarazem nie pozwalało zbliżyć się do siebie.

– Wybierzemy się w sobotę na zakupy? – Przyjaciółka była jedną z nie licznych osób, które zaliczały Sarę do grona znajomych.

– Jasna sprawa. Czyli tam gdzie zawsze i o tej samej porze?

– Godzinę później. Mam jeszcze sprawę do załatwienia wcześniej.

– Okej.

Czekała pod umówionym miejscem dość długo, aby nabrać irytację, co do przyjaciółki.

– Dzięki, że zgodziłaś się na ten wypad. Wiem, że nie kręcą cię zbytnio zakupy, ale naprawdę potrzebowałam kogoś, kto będzie przy mnie. Podobno w okolicy krążą kolesie, którzy porywają dziewczyny i sprzedają je za granicą.

–Czyli mam być twoim osobistym ochroniarzem? – Zapytała z rozdrażnieniem w głosie.

– Masz być moją przyjaciółką, która…

– Ma ci pomóc i w razie problemu skopać tyłki kilkum kolesiom. Spoko.

– No wiesz co. – Przyjaciółka wydęła wargi w niezadowoleniu.

To było dzień przed tym jak spotkały to, co kryło się w nocy. Dzisiejszy dzień był ich ostatni, mimo że nie były tego świadome.

* * *


A jednak na tym świecie istnieją absurdy, których nie da się porównać z niczym innym, poznanym dotychczas. Nawet, jeśli dookoła ciebie panuje grobowa cisza, a każdy szmer przysparza cię o zawał, to najprawdziwsza prawda może wydawać się żartem, z którego należałoby się śmiać.

A jednak czułam, że coś jest nie tak. Aura, która otaczała mężczyzn emitowała śmiercią i groźbą, którą można było wyczuć już z daleka. Każda para oczu wpatrywała się we mnie wyczekując mojego kroku. Jednak postawienie go miało za sobą wątpliwości i obawy dotyczące konsekwencji ciągnących się potem. Dalej. W nieznanym mi kierunku.

– Boże, czy nie możecie wymyślić lepszego żartu? Bo ten naprawdę jest do bani – po tych słowach zaczęłam oddalać się od grupy, gdy nagle za mną pojawił się facet w czarnym płaszczu.

– Niestety to nie jest żart i dlatego nie możesz sobie iść. Masz dwa wyjścia, albo wybierzesz jednego z nas, do którego będziesz należeć, albo zginiesz tak samo jak twoja droga przyjaciółka. – Po tych słowach kiwnął głową w kierunku ciała leżącego na chodniku, coraz mniej przypominającego człowieka.

Nie wiedza utrudniała mi zadanie. A wątpliwości coraz bardziej potęgowały przeszkodę, którą musiałam pokonać. Pytanie zalegało mi głowę, dopominając się pierwszeństwa. Jakby nic innego nie było ważniejsze, jakby ciekawość o ulubiony smak lodów, czy również dociekliwość o jego znajomych, czy przyzwyczajenia, nie miała prawa bytu. Pozostała mi jedynie możliwość zadawania pytania, by jak najdalej odsunąć od siebie odpowiedz.

– Co masz na myśli, mówiąc należenia do kogoś? Co przez to rozumiesz? – zapytałam patrząc mu w oczy.

– Pytasz, kim będziesz? Niewolnicą. Co będziesz robić? To, już będzie zależeć od twojego pana. – Obojętność malowana na jego twarzy była bardziej nieznośna niż jego odpowiedź. Jego postawa budziła respekt, jakby był panem świata i nikt, i nic nie mogło mu stanąć na drodze. Gdy zrobił trzy kroki w tył powiedział jedynie, wybieraj, gdy zdecydujesz podejdź, do kogo chcesz należeć, a ja jedynie rozglądałam się dookoła. Twarze niektórych mężczyzn były jak z kamienia, inne uśmiechały się czy to zachęcająco, czy też nie. Mogłam wybrać każdego, mogłam wybrać śmierć, ale byłam w stanie jedynie podejść do niego i powiedzieć…

– Wybieram.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media