Author | |
Genre | poetry |
Form | blank verse |
Date added | 2013-06-20 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 3205 |
No i dobrze, czyli poemat 50 plus
No i dobrze
że tylko tak
Leżę odłogiem
z tej pozycji trudno wracać do korzeni
Zalegam jak stary kłos
wypełniony zgniłym ziarnem
pamiętam co dobre było bardzo dawno temu
Zawieszony tuż przy ziemi
przynajmniej nie spadnę na ziemię
nie pęknę na pół wypadając na twardą rzeczywistość
( współczesną teorię o starcach
każdy może wdusić w grunt po ostatni zakręt)
W odłogach codziennych nie można uzbierać dnia do dnia
już tak dalekich niczym druga strona przepaści
zastygła w osłupieniu
zamieniona przez młodszych w kamieniejącą rzeźbę krajobrazu
łamie się z taką łatwością
Dawno temu podawane nieobecnym już dłonie
zbyt kruche na wieczną integrację stron przepaści
i kolejny zaliczony kosmos
Coś poplamiło naszą tapetę z marzeniami
rozwiesza szare nitki
które odbarwiła cisza marszu
w jedynie słusznym kierunku
Zegarki zamykają barwne plamy
zamarzają w absolutnym oszołomieniu
że nie uśmiechają się dowcipy
że stopniało powietrze pod pękniętym latawcem
że całe zbliżenie z drugim człowiekiem
to odmrożone palce
Zbyt wiele ciszy w niesłyszalnych szeptach
które dławią naszą jedynie słuszną tabliczkę mnożenia
dobrych uczynków
W jej środku boli świat już zbyt nowoczesny
w jego środku nadchodzi ulewa niczym znużenie
i więcej do zapamiętania kodów z kilku cyfr
jak szyfrów do banku z najnowszymi gadżetami
głębokich skrzyń zawierających przytrzaskiwane uśmieszki
że jakiś stary cap nie umie sobie z nimi poradzić
Zgięci przez ten świat wpół modlimy się cicho
o jakiekolwiek miejsce dla nas w niebie
bo tu niczego nie wolno odwracać kotu
albo uciszać nadziejami
kiedy dla innych ciało już zastygło
Więc wygładzamy kroki
które cisza wchłonie
splecione wydechami
opatrzone przez nas
przesadzone gestami
które już niczego nie uleczą
Tajemnice spadły z księżyca
ich pojedynczy ślad stopy długi jak ocean
Kiedy jestem wciąż uczę się być
Nic niczego nie przypomina
zaś w uśpionych kępach furtek na podwórko
wiedza o fakcie
że są już o wiele za małe
Leże niczym stary kłos
chociaż zorza jeszcze nadchodzi z zaświatów
chociaż wątła jeszcze granica powrotu w ziemię
przeszywa nas włócznia krzyku przerażenia
a w starych kalendarzach zasypia wyobraźnia
Przekuwamy nasze pokolenie na przekaz obrazkowy
wyściełane przekłamaniami historie zapinają nam niebo
na najnowszy rodzaj błyskawicznego zamka
I dzień kolejny
jeden w drugi – troska
rośnie niczym zmęczenie łokci na parapecie
wprowadza czas w absolut osłupienia
znajduje zimno kościoła w gorącu klęczących kadzideł
ten majestat
kiedy do nieba z dnia na dzień bliżej
No i dobrze
że tylko tak prze ziemi
niczym właśnie ścięta trzcina
która wciąż karmi się światłem
Noc coraz bardziej wątpliwa
zamyka świat na cztery spusty
zabiera
do wymarzonej mety
bez możliwości powrotu
ratings: perfect / excellent
Piszesz jak czujesz i tak jest sprawiedliwie.
Podziwiam kunszt języka. Nie jest to sztuka dla sztuki. Czuję to. Moje pierwsze czytanie to sprawa duszy, następne rozumu i świadomości.
Szkoda (a może i nie) że to tylko proza.
To nie jest marzenie. To myśli skaza uporczywa. Wiersz wyposażony w dojmującą smutną emocję, w ktrej rodzi się zwątpienie.
Podoba mi się to, że autor się dzieli z czytelnikiem inną stroną swego Ja.
ratings: perfect / excellent