Author | |
Genre | horror / thriller |
Form | prose |
Date added | 2013-07-29 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2381 |
Wpadające przez niewielkie okno, blade światło księżyca, rzucało blask na skórzany fotel w kącie pomieszczenia. Podobnie jak reszta niewielkiego domku, który odziedziczył po matce dziewięc lat temu, ów pokój kwalifikował sie do gruntownego romontu do którego od dawna nie mógł się zebrać. Zawsze znajdywał dobrą wymówkę. Czasami brakowało czasu, czasem, po ciężkim dniu, nie starczało już sił, lecz doskonale wiedział, że brakowało mu jedynie motywacji. Tak upragnionej motywacji, którą niedawno odnalazł i którą, kilka chwil później utracił na dobre.
Siedział teraz w fotelu spoglądając na umazane krwią dłonie. Co to jest? Rozglądnął się nerwowo wokół, przez chwilę kompletnie nie poznając otoczenia.
- Co to, kurwa, jest?! – wrzasnął zrywając się na równe nogi.
Próbował zmazać szkarłatny płyn, lecz ten, jakby na przekór, jeszcze bardziej oplatał jego ciało. Zaczęło się od dłoni. Widział jak kolejne mikro rzeczki posuwają się wbrew wszelkiej logice, w górę. Oplatały teraz jego przedramiona niczym pnącza chodowane na drewnianych altanach jakie widział u kilku mieszkańców wsi. Panujący wewnątrz pokoju mrok ograniczał jego pole widzenia. Drżącymi dłońmi sięgnął do lampki stojącej na stoliku obok, lecz ku jego zdumieniu, włącznik nie zadziałał. Poczuł spływające po twarzy krople potu albo...
Biegiem rzucił się do drzwi. Co się dzieje? Serce waliło mu w piersi sprawiając, że nawet oddychanie powoli przychodziło z trudem. Umieram. – pomyślał. Pnącza rozrastały się mijając łokcie i kierując się ku ramionom. Wyciągnął czerwoną rękę do klamki gdy nagle poczuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Runął z impetem na linoleum.
Ścierwo... Przestań się szamotać...
W ustach czuł słodki, metaliczny smak a w głowie wciąż rozbrzmiewał ten głos. Kto...
Przestań się szamotać padlino!
Skroń pulsowała a ciśnienie, które z każdą, pełną cierpienia, sekundą stawało się większe, omal nie rozsadziło mu czaszki. Spróbował czołgać się. Umazana płynem ręka ślizgała sie na gumie zostawiając jedynie czerwone ślady. Płacze. On, mężczyzna twardy i odważny, płacze. Przegubem dłoni przejechał po policzkach. Płacze? Nie, to nie były łzy. Poczuł jak jego ciało odłącza się od niego. Czuł jakby każda komórka w jego ciele miarowo odmawiała posłuszeństwa. Przerażonymi oczami obserwował jak palce zaciskają się w pięść a ramiona zaczynają podnosić potężne ciało. Stanął wyprostowany nie mogąc się ruszyć o cal. Spróbował nawet nie oddychać, lecz płuca same chłonęły powietrze. Poczuł ból na policzkach i po chwili zorientował się, że się uśmiecha. Szeroko... Bardzo szeroko... Za szeroko...
SIADAJ!
Jakby pchnięty w pierś przez niewidzialną siłe runął na fotel. Wykrzywione w dziwnym grymasie policzki piekły go żywym ogniem. Wydawało się, że skóra naciągnięta na twarz pęknie dekorując ściany resztkami tego, co kiedyś nazywał głową. Przerażony, błądził oczami po pomieszczeniu. Muzyka. Słyszy muzykę! Co to jest do cholery?! Chciał krzyknąć, lecz równie dobrze mógłby spróbować latać. Nie kontrolował już żadnego mięśnia w swoim ciele. To jakieś szaleństwo! Dźwięk. Muzyka stawała się coraz głośniejsza. Nie... Boli... Jest... Jest... Wspaniała... Tak! Las. Czuł zapach lasu. Słyszał dźwięk wiatru przemykającego wśród połaci zielonych drzew. Zapach kory zalegającej na ziemi, smak jeżyn, śpiewy ptaków. To jest... Cudne!
Poczuł jak płuca wypełnia leśne powietrze.
A teraz, kiedy już sie poznaliśmy... Spędzimy trochę czasu razem....