Go to commentsOstatnia bitwa -pierwsze opowiadanie
Text 1 of 6 from volume: Pierdoły
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2013-10-24
Linguistic correctness
Text quality
Views1934

Ostatnia bitwa



To był koniec. Odepchnąłem martwego przeciwnika na bok, a wtedy natarło na mnie czterech kolejnych. Walczyłem resztkami sił bez nadziei na jakikolwiek ratunek. Spod zbroi wyciekała krew, a lewa ręka z trudem utrzymywała w tarczę przy klatce piersiowej. Moje ciało było zmęczone, poobijane i ranne. Ledwo obroniłem się przed prostym cięciem z góry, który było tak silne, że zdrętwiała mi ręka. Jednak cios wymierzony przez innego przeciwnika, przeszył nieosłonięty bok. Walczyłem jeszcze przez chwilę przyjmując kolejne ciosy. Nie mogąc wytrzymać przeszywającego bólu, upuściłem tarczę. Zatoczyłem się, po czym upadłem na kolana z głuchym jękiem. Ogarnęło mnie zimno. Cały czas czułem jak krew spływa mi po ciele, pod zbroją. Żołnierze zaczęli uciekać, zostawiając swojego władcę na pastwę wroga. Ze złością spoglądałem na nich, kuląc się z bólu. Nawet na mnie nie popatrzyli, tak jakbym był już martwy, zapomniany i okryty klęską. Poczułem w ustach kwaśną ciecz, która wypłynęła na zewnątrz i dróżką spłynęła po brodzie. Rozległ się tryumfalny okrzyk Senegalczyków, okrutnie mordujących tych, którzy zostali by walczyć do końca. Był on tak głośny i potężny, że jak grom rozległ się po polu bitewnym, zagłuszając szczęk mieczy, jęk i przenikliwe rżenie koni. Oczy zaczęły zachodzić mi białą powłoką, a dźwięk stawał się niewyraźny. Zwłoki poległych zanikały, ale pogardliwe wyrazy twarzy przeciwników stojących nade mną, trwały nadal. Podparłem się prawą ręką, aby całkowicie nie opaść na ziemię. To była tak dobrze zaplanowana bitwa. Wygraną miałem jak na dłoni; pokonalibyśmy ich, gdyby nie zdrajca, którego imienia nie jestem wstanie nawet przytoczyć. Był moim synem. Zdrajca, który przyłączył się do Senegalczyków, zamiast stanąć po stronie własnego ojca.

Jeden z przeciwników uniósł wielki żelazny topór, którego dwusieczne ostrze budziło lęk i grozę. Poczułem się senny. Przyciskany ciężką zbroją z ulgą opadłem na ziemię i zacząłem wpatrywać się w zamglony topór na tle błękitnego nieba. Słońce świeciło mi mocno w twarz. Zamknąłem oczy.

- Panie, pozwól mi przyjść do Ciebie. - usłyszałem swój głos.

Przełknąłem zalewającą mi krew gardło.

Otwarłem oczy i dostrzegłem błysk spadającego topora.


  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Praca dobra, ale moim zdaniem trochę bez charakteru, końcówka przewidywalna niestety. chociaż podobało mi się narracja pierwszoosobowa. Pojawił mi się w głowie obraz jednego z wielu bezimiennych rycerzy ginących na polu bitwy. Można by to pociągnąć dalej, a raczej opisać jego wcześniejsze losy.
avatar
Dzięki z koment. Będę pamiętać
© 2010-2016 by Creative Media