Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2011-04-04 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2407 |
Dla królowej Gassnaru, przyzwyczajonej do teleportacji, ptasich lotów czy po prostu podróżowania karocą, piesza wędrówka okazała się niezwykle męcząca. Z trudem dotrzymywała kroku swojej towarzyszce.
- Już niedaleko. – powiedziała pocieszająco, bardziej do siebie, niż do Rossaline.
Elfka spojrzała na nią z wyrazem skupienia na twarzy.
- Nie obraź się Helgo, ale ja chyba jednak podążę w swoją stronę. Chcę wrócić do domu, do elfów.
- Naprawdę wierzysz, że cię przyjmą? – wyśmiała ją czarodziejka.
- Obiecali mi to.
- Po jednym zabójstwie! A ile teraz masz ich na za sobą? Dziesiątki? Setki? Nie wierzę, że nadal liczysz na ich przebaczenie!
- Przecież zapłacę wielką ceną za swoje winy! Byłam taka młoda, gdy to się stało, nie mogłam nad tym zapanować. Czy przez jeden młodzieńczy błąd muszę całe swoje przeraźliwie długie życie spędzić wśród ludzi?
- Rossaline – zaczęła pojednawczo Helga. – jeden błąd młodości to był osiemdziesiąt lat temu. Lecz to, co robiłaś przez te wszystkie lata diametralnie zmienia sytuację. Królowa nie może przyjąć cię z powrotem po złamaniu tylu praw, przecież wiesz o tym. Zresztą nawet gdyby cię przyjęli, czy naprawdę chcesz takiego życia, jakie cię tam czeka? W niewoli? A ja i Stowarzyszenie ofiarujemy ci wolność. Władzę. Moc. Takiej propozycji nie odrzuca się tak łatwo.
Zapadło milczenie. Elfka pogrążyła się w myślach, lecz jej pusty wzrok nie zdradzał absolutnie nic. Tymczasem Helga wskazała ręką w lewo i obie zboczyły z gościńca w gęsty las. Przedzierały się przez zarośla tak długo, aż trakt za ich plecami zupełnie zniknął z zasięgu wzroku. Rossaline doskonale zdawała sobie sprawę, że choć są wiele mil dalej, jest to wciąż ten sam las, Dziki Las, w którym zabiła swoją ostatnią ofiarę. Czuła magię tego miejsca, całą sobą odczuwała jego życie. W opuszkach palców wyczuwała krążącą tutaj pradawną Moc. Wytężyła wzrok. Z pozoru wszystko zdawało jej się w lesie zwyczajne, wszystkie drzewa takie same, lecz po chwili dostrzegła dąb wyraźnie starszy od innych, z olbrzymią dziuplą o nietypowym kształcie. W tym momencie Helga wskazała to właśnie drzewo.
- To tutaj. – powiedziała. – Portal, który teleportuje nas do zamku Drosrum. Moje przyjaciółki powinny już tam na nas czekać.
Czarodziejka stanęła naprzeciw dębu i wyciągnęła rozpostarte dłonie w stronę dziupli. Przybrała majestatyczną postać. Rossaline widziała skupienie w jej piwnych oczach i poczuła rosnące stężenie magii, otaczającej je wraz z drzewem niczym kokon. W chwili, gdy Helga wypowiedziała słowa Mocy, ogromny otwór w pniu zajaśniał białym światłem. Czarodziejka złapała elfkę za nadgarstek i pociągnęła za sobą wprost w jaśniejącą dziuplę. Rossaline zahuczało w głowie. Obrazy przed jej oczami wirowały jak w kalejdoskopie, a żołądek, wciąż jeszcze pełen świeżej krwi, przeszywały bolesne skurcze. Trwało to jednak zaledwie kilka sekund i niemal od razu poczuła pod stopami gładką posadzkę, a jej oczom ukazało się wnętrze zamkowej komnaty.
- Witaj w siedzibie Stowarzyszenia Błękitnego Szafiru! – powiedziała z uśmiechem Helga, wygładzając zmiętą suknię.
Rossaline spojrzała na nią mętnym wzrokiem, po czym podbiegła do najbliższego okna i zwymiotowała.
- No tak. – skwitowała królowa Gassnaru. – Na początku teleportacja bywa dosyć nieprzyjemna. Przyzwyczaisz się. I będziesz musiała nauczyć się sama otwierać portale.
Helga poprowadziła swoją towarzyszkę długim, ciemnym korytarzem. Ich kroki odbijały się głośnym echem po kamiennych płytach podłogi. Rossaline czuła słony zapach morza i choć przez wąskie okna nie zdołała zobaczyć nic poza błękitnym niebem, wiedziała, że muszą być bardzo daleko od stałego lądu. Na końcu korytarza znajdowały się wielkie dwuskrzydłowe drzwi bez klamek. Helga otworzyła je ledwie zauważalnym gestem dłoni. Ich oczom ukazała się sporych rozmiarów sala o wyłożonych zielonym aksamitem ścianach i wysokim krzyżowym sklepieniu, ozdobionym zawiłymi symbolami i runicznymi znakami. Część z nich, zapisaną w prastarym języku elfów, Rossaline potrafiła rozszyfrować, większość jednak widziała po raz pierwszy. Pomyślała, że muszą być to jakieś zaklęcia, słowa Mocy, wszystkich kiedykolwiek istniejących ras. Wiedziała, że w zamierzchłych czasach każda rasa posługiwała się własnym językiem, niezrozumiałym dla pozostałych i tak przesyconym magią, że każde, najzwyklejsze nawet słowo, wyzwalało ogromne pokłady Mocy. Stopniowo języki te zostały wyparte przez o wiele prostszą Wspólną Mowę i nie zachowały się nawet ich nazwy, wciąż jednak tylko one mogły tworzyć zaklęcia. Takimi właśnie zaklęciami, z pewnością ochronnymi, pokryty był sufit, zaś na samym jego środku wymalowana została odwrócona ósemka, stylizowana na ogromnego węża, połykającego własny ogon. Wąż Uroboros, pomyślała elfka. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, trwające razem w każdym momencie czasu. Symbol nieskończoności i wszechrzeczy. Wąż zdawał się spoglądać na dół lśniącym, szafirowym okiem.
Na środku wielkiej sali stał duży owalny stół otoczony ośmiorgiem rzeźbionych krzeseł. Siedziało przy nim sześć kobiet. Ich reakcja okazała się daleka od serdecznego powitania. Spoglądały na Rossaline z mieszaniną zazdrości i pogardy, za którymi – choć żadna z nich nigdy by się do tego nie przyznała – skrywały ciekawość podszytą strachem.
- Ależ ona jest.. – zaczęła Elemen, lecz przerwało jej zawistne sarknięcie Sartre:
- Ładna?
Messalina potwierdziła to rozmarzonym, bardzo jednoznacznym westchnieniem. Blondynka jednak pokręciła głową.
- Ona jest wampirem! – wypowiedziała te słowa z obrzydzeniem, wypluła je jak największe plugastwo. Czarodziejki jak na komendę zerwały się z miejsc.
- Na bogów, Helgo, co ty sobie wyobrażasz? Chcesz nas wszystkie pozabijać? Jak mogłaś przyprowadzić do nas to… to coś?
- To – rozzłoszczona Helga złapała Rossaline za ramię i wypchnęła przed siebie – To jest ósma członkini Stowarzyszenia. Czarodziejka równa nam wszystkim. A oficjalnie przyjmijmy, że jest to moja siostrzenica.
- Kochana, przecież ty nie masz siostry! – odparła Messalina, wciąż mierząc płomiennowłosą elfkę badawczym spojrzeniem.
- Owszem. Ale Tarhal o tym nie wie.
- Tarhal? – przez Sartre przemawiało wyraźne oburzenie. – Więc to ona jest tą twoją tajemniczą kandydatką? To w taki sposób chcesz go pokonać? Dasz go po prostu tej wampirzycy na śniadanie?
- Swoją drogą całkiem niezły pomysł. – skwitowała milcząca dotąd Roxanna.
- Ależ oczywiście, że nie! Myślicie, że to byłoby takie proste? Tarhal jest królem. Sądzicie, że nie ma osobistej straży? Wojska? Nie pamiętacie już co wam ostatnio mówiłam? Znacie ustalenia i zasady działania Stowarzyszenia. Rossaline też wkrótce je pozna i będzie działać zgodnie z tym, co wszystkie razem tutaj ustalimy. A teraz usiądźcie i może przywitajcie ją nieco milej, zamiast kulić się jak jakieś przestraszone dzieci.
Czarodziejki jednak nie dawały się przekonać słowom Helgi. W ich oczach malował się strach przez stworzeniem, które znały dotąd jedynie z legend. Choć były to kobiety wykształcone i nieobce im były ponadnaturalne zjawiska, sądziły, że istnienie wampirów można włożyć między bajki. Jedynie na twarzy Elemen gościł tajemniczy ironiczny uśmieszek.
- Helgo, czy jesteś pewna, że jesteśmy w jej towarzystwie bezpieczne? Że ona nas nie zaatakuje? – zapytała Tara.
- Nie martwcie się. – odparła już spokojnie Helga. – Ręczę za nią. A teraz pozwólcie, że jeszcze raz przedstawię, Rossaline z Czerwonych Elfów. Tak właśnie. Większość z was pewnie o tym nie wie, gdyż jest to pilnie strzeżona tajemnica, ale społeczność Królestwa Wolnych Elfów jest podzielona na kasty, z których najniższą – choć moim zdaniem niesłusznie – stanowią Czerwone Elfy. Elemen miała rację, co do tego, że żywią się krwią, jednak inteligencją są równe pozostałym elfom, a ludzi wręcz przewyższają, dlatego też nie macie powodów do obaw.
Poruszenie kobiet opadło i ponownie zajęły swoje miejsca przy stole. Królowa Gassnaru u jego szczytu, na najwyższym, honorowym krześle; po obu jej stronach dwie najbliższe przyjaciółki, Messalina po prawicy i Sartre po lewicy; obok Messaliny przypadło miejsce jasnowłosej elfce Elemen, mającej naprzeciw wyniosłą czarnowłosą Roxannę, na ostatnich zaś miejscach usiadły wojownicza, ciemnoskóra Tara i młodziutka kapłanka Lidora. Tara obok Roxanny, Lidora obok Elemen. Najdalsze, lecz honorowe zarazem miejsce, naprzeciw przywódczyni Stowarzyszenia, pozostało wolne. Rossaline, zachęcona przez Helgę uśmiechem, ostrożnie na nim usiadła. Czuła się zagubiona. Helga obiecywała jej wiele, jednak pierwsze spotkanie z członkiniami Stowarzyszenia rozczarowało ją. Sześć czarodziejek wyglądało na kobiety dumne i wyniosłe, ale też niebezpieczne, choć w zupełnie inny sposób niż mogła to powiedzieć o sobie samej. Bały się jej, gdy dowiedziały się kim jest, lecz Rossaline była pewna, że strach ten nie doprowadziłby żadnej z nich do ucieczki, lecz do walki. Zresztą wcale nie była pewna czy jej to nie czeka. Krótkowłosa czarodziejka w czerwonej sukni, którą Helga przedstawiła jako Sartre, jawiła jej się jako wyjątkowo wrogo nastawiona. Sartre, z sobie tylko wiadomych powodów, widziała w niej rywalkę i za wszelką cenę postanowiła ją stłamsić. Królowa Gassnaru przedstawiła Rossaline także pozostałe kobiety. Messalina spoglądała na nią pożądliwie, niczym na soczyste jabłuszko i to też napawało elfkę przerażeniem. Roxanna miała spojrzenie zimne jak lód i zdawała się całkowicie ignorować obecność Rossaline, Tara natomiast, kobieta o nagim brzuchu i skórze barwy hebanu, miała w oczach dzikość drapieżnego kota. Jedynie Lidora nie wyrażała wrogości i nawet próbowała się nieśmiało uśmiechnąć. Rossaline zauważyła, że dziewczyna jest w Stowarzyszeniu najmłodsza, rozpoznała także kapłański znak na jej czole i pomyślała, że być może wcześniej została ona równie chłodno przyjęta. Najbardziej jednak zaskoczyło ją zachowanie Elemen. Elfki znały się. Co prawda ich ostatnie spotkanie miało miejsce wiele lat temu, Rossaline wątpiła jednak, by Elemen mogła jej nie pamiętać, swojego czasu bowiem mimo różnicy kastowej były serdecznymi przyjaciółkami. Teraz zaś Biała Elfka nie tylko udawała, że jej nie zna, lecz także wyjawiła przed czarodziejkami wielką tajemnicę ich rasy, by ją oczernić i zasiać w nich nienawiść. Helga nie zamierzała mówić nikomu o wampiryzmie Rossaline, Elemen jednak zmusiła ją do wyjawienia prawdy. Rossaline zastanawiała się jaki w tym mogła mieć cel…