Author | |
Genre | horror / thriller |
Form | prose |
Date added | 2013-12-26 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2181 |
Rozdział II
Zgasła świeca
Wielki piętrowy budynek malował się pomiędzy przestrzenią złożoną z boisk, a brukowanymi alejkami. Złota barwa na jego ścianach dodawała blasku, który bił pod wpływem światła powodując przymrużanie powiek u patrzących. Okna były białe, nowe, większe niż przed rokiem gdy szkoła wyglądała jeszcze jak stara murowana szopa z górą sypiącego się tynku pod jej ścianami. Niedawny remont zmienił całkowicie jej wygląd; wstawiono nowe drzwi, okna , a naprzeciw ustawiono ładne, nowe ławki gdzie w majowe przerwy między lekcjami wolno było posiedzieć ciesząc się przeszywającym ciało ciepłem wiosennego słońca. Na całej długości frontowej ściany ustawione zostały stojaki na rowery gdzie teraz widać było jedynie ciągnący się szereg jednośladów przypiętych do metalowych rułek różno barwnymi kłódkami. Władek patrząc przed siebie porównywał obraz z przed roku z tym co widział w tej chwili. Jego fotograficzna pamięć przydawała się gdy spoglądał na zmieniony obraz szkoły. Pierwszy raz przyszedł do niej jeszcze jako gimnazjalista by złożyć niezbędne do przyjęcia papiery, wtedy wszystko jeszcze wyglądało inaczej. Aż dziw brał , że tyle zmieniło się przez okres wakacji. Teraz był już troche przyzwyczajony do tego budynku lecz jego fotograficzna pamięć nadal dawała o sobie znać. Pomimo, że widział ten obraz już wielokrotnie nadal przed nim przystawał. `Może i my tak wyremontujemy własne życie? ` - pomyślał kierując się w strone drzwi wejściowych. Szymon szybko się oddalił najwidoczniej niechcąc pokazywać się u jego boku na szkolnych korytarzach. Jak tylko weszli na teren szkoły, wiedział, że idąc z Władkiem narazi się na ironiczne uśmiechy wszystkich swoich znajomych. Postanowił więc widocznie niepostrzeżenie udać się w nieznanym kierunku by ten nie mógł iść wraz z nim.
Przekraczając próg drzwi dopadły go dziwne przeczucia, znów wzbierał w nim strach. Próbował go opanować jak umiał najlepiej w końcu robił tak już od ponad miesiąca: właśnie tyle trwała jego edukacja w nowej szkole. Wyprostował się, usztywnił swą twarz tak by nie zdradzać mimiką swych ust czy brwi żadnych targających nim emicji. Ręce postanowił zwiesić wkładając palce pod szelki znajdującego się na plecach plecaka. W tej pozycji, nie patrząc na nikogo rozpoczął wspinaczke po szerokich wykafelkowanych stopniach prowadzących na parter budynku. Na końcu tego szeregu, po prawej stronie znajdował się korytarz prowadzący przez całą szerokość szkoły. Wiedział, że dziś czeka go spacer przez całą jego długość gdyż sala gimnastyczna była w najodleglejszym punkcie tego `tunelu`, a pierwszymi zajęciami na dziś było wychowanie fizyczne, które odbierało po sobie wszelką chęć dalszej nauki tego dnia.
- Dyrektor cię szuka!- te słowa wytrąciły go z zamyślenia. Miał już dokładnie opracowany plan, a to jedno zdanie rozdmuchnęło je w dym i wybudziło z głębokiego zamyślenia.
- Dzięki - odpowiedział nie patrząc nawet kto wyppwiedział owe słowa. `Pewnie jakiś kujon, który chce się podlizać wykonując zlecone mu przez dyrekcje zadanie` - wydedukował w swej głowie.
Przeszedł pare kroków i stanął przed brązowymi drzwiami ze złotą sztabką na środku z wielkim napisem `DYREKTOR`. Zrobił ostatni głęboki wdech po czym zapukał lekko i nacisnął klamke.
- Dzień dobry, podobno pan mnie wzywał? - zapytał lekko zmięszany swym nagłym wtargnięciem do tego pomieszczenia.
-Dzień dobry.Tak, poprosiłem aby zawiadomiono cię, żebyś stawił się w moim gabinecie. Siadaj. Ruch ręki młodego; na pierwszy rzut oka około 35-letniego,
wysokiego mężczyzny wskazał mu wielki skurzany fotel. Władek prędko usiadł po czym wpił wzrok w będącego naprzeciw niego człowieka.
-Mój drogi, wiesz zapewne po co chciałem abyś do mnie przyszedł. Chodzi o rozbitą w toalecie umywalke, którą według nauczyciela mającego wtedy dyżur na korytarzu to właśnie ty rozbiłeś. Czy tak?- zapytał dyrektor spoglądając bystrymi oczami na siedzącego chłopca.
-Tak proszę pana, to ja rozbiłem tą nieszczęsną umywalkę. Chciałem otworzyć okno, które jest tuż pod sufitem więc stanąłem na umywalce ale ta niestety nie wytrzymała i spadła z całym impetem po czym roztrzaskała się jak porcelana. To wyłęcznie moja wina.- dodał chcąc jakby przekonać do tego dyrektora.
Tak szybkie przyznanie się do winy było czymś nowym w krótkiej praktyce pedagoga. Od trzech lat piastował on to stanowisko i do tej pory zawsze w takich sprawach jeden uczeń zwalał winę na drugiego. Tym razem oskarżony od razu przyznał się do winy, nie wskazując nikogo innego, a był przecież jeszcze drugi podejrzany.
- A twój kolega Wojtek? Podobno wtedy byliście razem?- spytał świdrujący znów swym spojrzeniem dyrektor.
-Tak , był wtedy ze mną ale to ja stanąłem na tej nieszczęsnej umywalce i to jest jedynie moja wina.
- A czy przyszedł dziś z tobą do szkoły? Z tego co mi wiadomo jesteście przyjaciółmi i zawsze chodzicie razem do szkoły.
-Tak- pokiwał szybko głową nie wiedząc co powiedzieć- dziś został w domu z powodu gorączk. Byłem u niego ale otwarła mi jego mama i właśnie tak mi powiedziała. Kazała także przekazać również nauczycielom dlaczego jej syna niema dziś w szkole- kłamał jak z nut.
- Dobrze, w takim razie bierzesz całą odpowiedzialność na siebie rozumię? Tak?
- Tak- pokiwał znów nerwowo głową.
-Więc będziesz musiał ponieść karę. Oczywiście nie obejdzie się bez wezwania do szkoły twoich rodziców; ktoś musi pokryć koszty naprawy. Ty także musisz ponieść jakąś karę- dodał dyrektor chwile się zastanawiając - będziesz zostawał codziennie przez dwa tygodnie dwie godziny po lekcjach, grabiąc liście zalegające na przyszkolnych trawnikach. Zrozumiałeś? - dodał patrząc znów prosto w oczy długowłosego chłopca siedzącego w skurzanym fotelu naprzeciw niego.
-Tak- rzekł ten, stanowczo potwierdzając, że zrozumiał każde słowo.
- Ciesze się - dodał zadowolony z siebie dyrektor. Była to jego pierwsza tak sprawnie rozwiązana sprawa więc urosła do miana najpowarzniejszej.-Pan woźny dopilnuje żebyś dostał wszelkie potrzebne narzędzia. Będzie on także pilnował czasu, który masz spędzić na pracy. Teraz wracaj już na lekcje bo za chwile się spuźnisz, a tego bym nie chciał- zakończył rozmowę zdecydowanym, stanowczym tonem.
-Do widzenia- rzucił szybko Władek wstając z głębokiego fotela i śpiesząc czym prędzej w kierunku drzwi.
- Poczekaj, jeszcze coś... - dodał w ostatniej chwili dyrektor gdyż uczeń chwytał już za klamke gotów jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.
- Tak, słucham? - odwrucił się ponownie w strone dyrektora.
-Słyszałem, że miała miejsce jakaś przepychanka pomiędzy tobą, a Andrzejem Fronckim . Czy to prawda?
- Nic takiego, to tylko były takie żarty. Wygłupialiśmy się jedynie, naprawde nic się nie stało.
- Dobrze, zmykaj już na lekcje- rzucił krutko dyrektor pomyślawszy, że pani Krystyna znów wszystko wyolbrzymiła.
Władek wyszedł jak najszybciej ukłoniwszy się tylko szybko aby nie dać poznać po sobie znów dopadającego go strachu. `Ustawił` swe ciało w pozycji, która charakteryzowała go już od innych czym narażał się na ogulne żarty ze strony innych. Nie zwracał jednak uwagi na te wszystkie docinki; niektóre nawet go bawiły. Szedł szybko korytarzem, który wydawał się mu dziś dłuższy niż zwykle. `Może to przez brak jego odwiecznego kompana?`- ta myśl przeleciała przez jego głowe po czym przypomniała co obecnie dzieje się z jego przyjacielem. Czyżby przez tak krutki czas zapomniał o nim? Przecież zawsze i nim myślał, a jednak teraz gdy podejmuje tak ważną prube nagle odsunął swe myśli od niego. To wręcz niemożliwe ale przez minioną godzinę rzeczywiście tak było. Wyrwał się z zadumy gdyż stanął właśnie przed drzwiami prowadzącymi do sali gimnastycznej. Za nimi mieściły się także szatnie oraz prysznice. Mała salka służąca za miejsce do ćwiczeń fizycznych na jednej ze swych ścian dźwigająca drewniane drabinki. Na obu bocznych ścianach przymocowane zostały tablice wraz z obręczami służącymi do wrzucania w nie piłki podczas gry w koszykówke. Pod nimi natomiast stał materac opierający się o żółtą farbę służący jako bramka gdyby akurat chciano grać w piłkę nożną. Władek wiedział dokładnie co gdzie jest ponieważ fotograficzna pamięć dawała o sobie znać na każdym kroku. Wokół niego zaczeli schodzić się uczniowie; jedni byli jego kolegami z klasy, inni byli z klasy przeciwnej która lekcje wychowania fizycznego miała razem z nimi. Wszyscy przychodzili po dwóch, trzech, czterech, a on jako jedyny stał sam. ` Mam nadzieje, że niedługo znów będziemy stali tutaj razem` - pomyślał przypominając sobie ponownie swego przyjaciela.
- Wchodzimy! - krzyknął otwierający drzwi do sali gimnastycznej nauczyciel. Krzyk wyrwał z zamyślenia stojącego najbliżej Władka, który aż podskoczył słysząc tak nagle wypowiedziane słowo. Wywołało to oczywiście fale lekkiego śmiechu tych którzy to zauwarzyli. `Na szczęście te lekcje mamy bez dziewczyn` - przeleciało mu przez głowe. `Przecież tego by nie zniósł gdyby przed nimi wyszedł na takiego strachliwego zająca... a szczegónie przed Anią`- dodał patrząc wokoło czy rzeczywiście żadnej z dziewczyn tutaj niema. Wepchnął się szybko do szatni po czym zaczął się rozbierać. Wszyscy robili to niezmiernie szybko, a on stał i patrzył jak śpieszą się by jak najprędzej zacząć wypacać kalorie i przeklinać podczas gry.
-Pedał! - zawołał ponownie zaskakując Władka głośnością tego słowa Andrzej. Była to kolejna docinka z jego strony. Andrzej zawsze tak mówił, ku aprobacie reszty. Gdy Władek zaczynał mimowolnie patrzeć na rozbierających się kolegów z klasy Andrzej zawsze to wykorzystywał wrzeszcząc to jedno tak ubliżające słowo. Władek nie robił tego absolutnie umyślnie, poprostu zawsze interesował go ich pośpiech w tej chwili, a nie ich ciała. Jednak przywyknął on do tego, że po słowie - `pedał`, następowała zawsze salwa śmiechu.Jak zwykle z ćwiczeń wykluczyło go złe obuwie i pomimo posiadania stroju musiał usiąść na ławce dla nie ćwiczących. Jego trampki rysowały czarnymi smugami wypolerowany parkiet. `Dobrze, że chociaż nikt nie zapytał gdzie jest Wojtek` - pomyślał siadając na wyznaczonym miejscu.
Rzeczywiście nikt tego nie zauwarzył. Wszyscy byli zajęci czymś innym i wyglądali jakby wogule nie znali jego przyjaciela. `Widocznie traktowali go wcześniej jak powietrze więc dlaczego dziś mieliby akutat zauwarzyć jego brak skoro wcześniej nie zauważali jego obecności` - dodał tłumacząc sobie ich zachowanie.Po zakończonych zajęciach z wychowania fizycznego przyszła pora na dwie matematyki oraz historie, które minęły na omawianiu zagadnień i rozwiązywaniu wielu nudnych zadań. Była już godzina południowa gdy rozpoczęły się ostatnie tego dnia dwie godziny języks polskiego. Wiedział, że pani Krystyna będąca właśnie magistrem polonistyki znów zacznie nauczać wszystkich o przemocy w szkole oraz opowie o jego zniszczonej umywalce. Miał już dość lekcji, które zamiast opierać się na edukacji młodych w zakresie nauki języka ojczystego opierała się na kazaniu co powinni, a czego nie powinni robić. Pani Krystyna była to wysoka blondynka, lat około czterdziestu pięciu. Szczupła, zgrabna sylwetka dodawała jej urody, a duże kształtne piersi przyciągały wzrok uczniów oraz męskiej części grona pedagogicznego. Aż dziw brał, że była ona starą panną. Widocznie jej charakter nie pozwalał na dłuższą znajomość z jakimkolwiek mężczyzną. Przez to właśnie, że w życiu prywatnym pani Krystynie nie układało się dobrze najbardziej obrywało się jej uczniom. Jednym z jej ulubionych `skazańców` był właśnie Władek, który obrywał najczęściej za swój wygląd. Długie włosy sięgające ramion (tak, dla pani Krystyny były to włosy zdecydowanie zbyt długie) , oraz ubrania w czarnym kolorze z widocznymi czaszkami nadrukowanymi na piersiach dawały powody do znęcania się nad uczniem. Właśnie z tych powodów nazywała biednego chłopaka nieraz `Władzią` z czego śmiała się do rozpuku cała klasa. Oczywiście nikt z grona pedagogicznego o tym nie wiedział lub poprostu nie chciał wiedzieć jak na lekcjach języka polskiego szykanuje się biednego chłopaka. Wszyscy uczniowie wiedzieli o tym jednak doskonale i wołali go tak niejednokrotnie gdy szedł przez szkolny korytarz.Przed każdą lekcją z panią Krystyną chłopak musiał się odpowiednio przygotować; najczęściej szedł do toalety gdzie długo obmywał swą twarz zimną wodą powtarzając sobie w duchu, że nie będzie tak żle i, że dwie lekcje to przecież nie tak wiele. Jednak zawsze okazywało się, że owe `dwie lekcje` były istną drogą przez męke dla Władka i najczęściej po jednej godzinie wyśmiewania się z niego miał dość. Niestety tak było i tym razem. Po wejściu do klasy rozpoczął się wykład na temat homoseksualizmu zataczającego coraz szersze kręgi także wśród uczniów liceów. Oczywiście natychmiast cała klasa przytoczyła jako przykład `przyjaźń` Wojtka i Władka i o ile na początku pani Krystyna nawet troche oponowała przed szydzeniem z kolegów o tyle na koniec dodała, że przecież `Władzia musi mieć trochę ciepła w swym życiu` . Tego było już jednak zbyt wiele. Wściekły uczeń wybiegł z sali z zamiarem nie wracania już nigdy więcej do tej szkoły. Nosił się z nim zresztą od dawna tylko jakoś zawsze kończyło się to na chwilowym buncie po czym następnego dnia szedł do niej jak gdyby nic takiego nie postanowił. Wyszedłwszy z budynku udał się prosto do domu; nie wracając jednak przez most poprzedzony znienawidzoną już kupą ziemi. Postanowił iść omijającą ten punkt, a prowadzącą przez drogę ekspresową aleją. W głowie miał tylko jeden obraz : śmiejącej się, pięknej, młodej blondynki. Dziewczyna ta podobała mu się od samego początku. Powtarzał sobie w głowie cicho szepcząc tylko jedno słowo; tak piękne jej imię... `Ania...Ania...`- wypowiadał jak gdyby chcąc coś zapamiętać. Widział teraz jej piękny uśmiech oraz perłowe, równe, białe ząbki, które zawsze lśniły pomiędzy jej różanymi wargami. Kochał ten widok, nawet wtedy gdy był on wywołany jego osobą. Gdyby tylko mógł już dawno obciął by swe gęste, czarne włosy tylko po to by spodobać się pięknej dziewczynie. Władek wierzył jednak, że jego włosy są oznaką wewnętrznej siły i niczym biblijny Samson po ich obcięciu straci również własną moc. W końcu razem czytali z tym z Wojtkiem o włosach będących znakiem rozpoznawczym siłaczy. Postanowili także zostać siłaczami, kowalami własnego życia i architektami swej śmierci. Postanowili być ponad wszelkie ziemskie zasady. ` No właśnie z Wojtkiem...` - pomyślał przez chwilę po czym zaczął zastanawiać się czy aby nie zawrucić by choć przejść obok miejsca w którym się teraz znajduje- miejsca ich ostatecznej próby silnej woli. Zrezygnował jednak z tego zamiaru tłumacząc sobie, że jego przyjaciel nie wybaczył by mu tego do końca życia. ` Umowa była inna, a Wojtek był stanowczy w tym co zamierzał` - powiedział szeptem ostatecznie decydując się na dalszą drogę. Dochodząc do domu krzyknął jedynie `Dzień dobry` swojej sąsiadce, której czasem pomagał w drobnych przydomowych pracach. Miła staruszka odwzajemniła powitanie po czym zagadnęła czy nie mógłby pomóc jej w wysprzątaniu ogrodu z zalegających tam liści. Oczywiście natychmiast się zgodził, nie ustalając jednak dokładnego terminu. Przypomniał sobie równocześnie, że od dziś miał rozpocząć odbywanie kary za rozbicie umywalki. Stanął na chwile przed drzwiami swojego domu zastanawiając się nad tym, lecz doszedł do wniosku, że nic się nie stanie jak swoją kare zacznie odbywać od jutra. Podszedł do drzwi wejściowych i energicznie pchnął je do środka naciskając na klamke.
- Cześć mamo ! - krzyknął przekraczając próg i zamykając za sobą drzwi.Jak zwykle nikt nie odpowiedział. Nigdy nie odpowiadała na jedo powitanie. Przyzwyczajony do tego nie zwrucił nawet uwagi na ciszę panującą po jego wejściu. Udał się prosto do kuchni; rzucając po drodze gdzieś w kąt swój plecak. W tym pomieszczeniu także nie było nikogo , tylko cisza i gęste powietrze niewietrzonego pomieszczenia dawały sygnały, że się tam znajdują. Otwarł lodówkę i wyjął coś do zjedzenia po czym przegryzając kawałek kiełbasy udał się w poszukiwaniu matki. Odnalazł ją dopiero w piwnicy przy pralce ledwo stojącą na nogach. Było tak odkąd mąż ją zostawił.Ojciec Władka był urzędnikiem miejskim i nigdy tak naprawde nie dogadywał się ze swą żoną. Odszedł do swojej nowej lobiety zostawiając byłej żonie dom oraz zabezpieczając ich finansowo. Rozwód z mężem kosztował kobiete jednak wiele wysiłku i do dziś nie pogodziła się z tym stanem rzeczy.
- Mamo,...zostaw to... - powiedział delikatnie Władek podając jej swą dłoń.
- Weź te łapy! - zataczając się i stojąc jeszcze jedynie dzięki trzymaniu się krawędzi pralki wykrzykneła pijana kobieta.
- Mamo, nie możesz tutaj stać przez cały dzień. Chodź zaprowadze cię na góre. Pujdziesz się chwile przespać. Zobaxzysz będzie ci lepiej...
- Nigdy nie będzie lepiej! I to przez tą przeklętą pralke ! - weszła mu w słowo kopiąc przy tym białą obudowe o którą się opierała.
-Mamo chodź ! - stanowczym ruchem schwycił matke za ramię po czym wyprowadził ją z piwnicy.Trochę motali się na schodach ponieważ pijana kobieta myliła stopnie oraz zataczała się odbijając się raz po raz od ściany.
- Mamo, pujdziesz na góre do sypialni i położysz się dobrze?
- Dobrze już dobrze! - odpowiedziała zapewniając syna, że tak właśnie zrobi.
Położył ją w końcu do łóżka, zdjął jej buty oraz nakrył ciepłym, wełnianym kocem. Kobieta zasnęła prawie natychmiast. Był to scenariusz powtarzający się co drugi dzień gdyż każdego dnia po upiciu się matka starała się jak mogła by syn uwierzył iż nie jest ona alkoholiczką. Władek wiedział, że matka pije aby zapomnieć o tym co spotkało ją ze strony jego ojca. Porzucona kobieta nie potrafiła poradzić sobie z nową rzeczywistością. Uważała, że jej mąż odszedł z powodu wciąż zafarbowanych koszuli . Obwiniała więc o wszystko swoją pralkę kopiąc ją ilekroć się upiła. Prawda była jednak taka, że ojciec Władka poznał nową, młodszą dużo od siebie kobiete, która ulegała mu we wszystkim. Była żona poprostu była zbyt stanowcza i nieuległa. Było to jednak nie do przyjęcia dla pozostawionej kobiety więc wymyśliła ona własną historie z czepiającym się o wszystko mężem i złośliwą pralką. Władek zszedł szybko z położonego na piętrze pokoju matki udając się do własnej sypialni gdzie natychmiast zamknął drzwi na złotą zasuwkę. Wiedział dobrze, że lepiej zrobić to przed tym co zamierzał. Zasunął szybko także okno granatową roletą narzucając także koc dla lepszego zaciemnienia pokoju. Zawsze robił w ten sposób by odciąć się od światła wchodzącego do pokoju przez szklane okno. W pokoju panował teraz półmrok; przedmioty ustawione na półkach były prawie niewidoczne dla patrzącego na nich człowieka. Władek ukląkł na podłodze aby wyjąć z pod łóżka małe, srebrne pudełko. Wziął je w ręce po czym położył obok siebie siadając na małym dywaniku znajdującym się na środku podłogi. Otworzył je powoli po czym wyjął mały, porcelanowy talerzyk z przyklejoną do niego świecą. Położył go przed sobą po czym odgłos przeciągniętej po krzemieniu zapałki oznajmił nadchodzący płomyk. Świeca została zapalona. Jasny promyk oświetlił pomieszczenie. Cisza dokoła przeraziła teraz siedzącego na podłodze chłopaka, lecz wiedział, że aby zrealizować to co zamierzał nie może teraz przerwać. Wyjął kolejny przedmiot ze swego pudełka; była to cienka, szklana lufka służąca do palenia papierosów bez filtra; on jednak postanowił zrobić z niej inny użytek. Po schwyceniu tego małego, szklanego przedmiotu wyjął trzeci przedmiot będący niewątpliwie najważniejszy w całym tym przedsięwzięciu. Małe kolorowe pudełeczko-saszetka posiadające wiele różnych znaków na górnej jego powierzchni zalśniło pod wpływem palącej się obok świecy. W tej chwili jednak nie liczyło się to co zostało tam napisane czy przedstawione lecz to co zawierało w swym wnętrzu. Rozerwał pudełko i po szybkim wyjęciu zawartości wbił ją do szklanej lufki urzywając przy tym kciuka oraz palca wskazującego. Usadowił się tuż nad świecą po czym leżąc wręcz na ziemi wziął szklany przedmiot do swych ust. Podstawił nad płomykiem drugi koniec lufki po czym pociągnął gryzące powietrze do swych płuc. Dym zaczął wtaczać się do jego wnętrza po czym ulotnił się wraz z wydechem. Parę razy powtórzył tą czynność po czym oczy zaszły mu lekką mgłą, a sam poczuł jak gdyby opuścił własne ciało i znajdował się obok niego. Każda jego kończyna była teraz jak gdyby obca. Dotykając swych nóg miał wrażenie jak gdyby ręka jego była zupełnie obca i znajdowała się zupełnie gdzie indziej, a nigi zupełnie nie istniały.
- Jesteś tu ? - zapytał cicho otaczającą go przestrzeń.
- Jesteś? - ponowił swe pytanie rozglądając się dokoła. Widocznie pragnął w tej chwili by ktoś koniecznie odpowiedział na jego pytanie.
-Wiedz, że się nie boję... Wojtek także się nie boi! Ty pewnie myślisz, że jesteś straszny? Haha ! Nie, nie jesteś ! i nigdy nie będziesz... Każdy kto boi się tego co jest w twojej czerni jest głupcem ! Nie jesteś już tak straszny dla ludzi. Słyszysz? Oni już się ciebie nie boją ! Ja także się nie boję ! - wypowiadając ostatnie słowa jego oczy jak gdyby zapłonęły, a jego twarz pokryła się wielkimi strużkami potu.
Poczół na całych plecach zimny dreszcz. Wydawało mu się, że wypowiadając te słowa zrzuca z siebie ogromny ciężar noszący od fawna w swej głowie. Odetchnął głęboko dwa razy po czym zwalił się z kretesem na podłoge. Nawet nie pamiętał by wstawał, jednak teraz nie poczuł także by upadł. Jego nerwy były znieczulone przez rozpływający się w ciele narkotyk. Przeszył go chłodny wiatr przechodzący przez jego pokój.
`Czy to on ? ` - pomyślał przez moment, lecz szybko zabił tą wizję w swojej głowie nie chcąc teraz myśleć o tym. Miał dość na dziś. Kolejny dzień jego życia będący także pierwszym krokiem ku nowemu dobiegał końca. Pomyślał jak jest mu teraz ciężko, jak dziś był poniżany, jak matka znów się upiła; te myśli kołatały do jego umysłu niczym nie chciany gość. Zamknął swe oczy nie chcąc już więcej tkwić w świadomości. Usnął szybko; będąc teraz jedynie czarnym punktem na tle zaciemnionego pokoju. Podmuch odczuwany wcześniej zdmuchnął stojącą na podłodze świecę.