Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2014-07-06 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2628 |
Zbyszek zawsze taki był. Jak kameleon. Posiadał niebywałą wręcz zdolność przystosowywania się do zmiennych warunków otoczenia. Genialnie wtapiał się w tło. Inni nazwaliby go po prostu oportunistą, ja w duchu szczerze Zbycha podziwiałem. Poddawał się bezwolnie nurtowi życia, bez stresu i co najważniejsze - wciąż był na powierzchni.
Imał się przeróżnych zajęć. Po liceum wstąpił do seminarium, którego oczywiście nie skończył, studiował filozofię - z podobnym skutkiem, potem przez kilka lat był radnym w swoim rodzinnym mieście, prowadził także biuro podróży, ale szybko splajtowało i słuch o nim zaginął.
Po wielu latach spotkałem go przypadkiem w nocnym klubie, gdzie co piątek upijaliśmy się z kumplami po tygodniu harówy w agencji reklamowej.
W klubach `go-go` wiadomo, chlasz i gapisz się na wygibasy spalonych na brąz lampami solarnymi panienek i ogólnie udajesz, że dobrze się bawisz.
Tym razem jednak było inaczej. Moją uwagę przykuła długowłosa brunetka siedząca samotnie przy barze. Nie wyglądała na `damę do towarzystwa`, jakich pełno w tego typu przybytkach. Miałem nieodparte wrażenie, że skądś ją znam. Zamroczony alkoholem za nic nie mogłem sobie przypomnieć skąd. Chyba musiała poczuć na sobie mój natarczywy wzrok, bo odwróciła się nagle i spojrzała na mnie przeciągle. Ten wzrok, te oczy, byłem już pewien, że musiałem ją gdzieś wcześniej spotkać. Postanowiłem podejść i dowiedzieć się, kim do cholery jest.
Kumple byli kompletnie zaskoczeni:
- Piotrek, TY idziesz na łowy? (Znali mnie aż nadto dobrze, wiedzieli, że nie bawią mnie seksualne, przelotne przygody).
- Tak, JA idę na łowy, zaraz przyciągne wam tu jakiegoś kaszalota...
Uśmieli się i powrócili do wpatrywania się w efemeryczną postać wychudzonej dziewczyny, wyglądającej w świetle sinoniebieskich stroboskopów, jak jakiś przedziwny, nieziemski stwór, wijący się wokół rury.
A ja, gdy dotarłem do baru, nieśmiało przycupnąłem na hokerze obok nieznajomej i wyjąkałem:
- Mógłbym pani zaproponować drinka? - Zabrzmiało to tak nieudolnie, że aż rozbrajająco, bo spojrzała na mnie, wybuchnęła śmiechem i odrzekła:
- Pewnie, Piotrek, `szarlotkę` poproszę.
Zamurowało mnie. Skąd zna moje imię?
- Żubrówkę z sokiem jabłkowym dwa razy - rzuciłem do barmana.
Ten w sekundę podał drinki. Zanim wypowiedzieliśmy choć słowo, alkohol wypiliśmy duszkiem - ja dla dodania sobie odwagi, ona - nie wiem.
- Jeszcze raz to samo - poprosiłem barmana, tylko tym razem podwójna i bez lodu.
I znów momentalnie drinki wylądowały przed nami na kontuarze.
Nieznajoma uśmiechnęła się.
- Piotrek, nic się nie zmieniłeś. Jak pić to do końca. No i pamiętam, że lubisz żubrówkę z sokiem jabłkowym, stary zapomniany już drink...
Skąd ona to pamięta? Od czasów liceum z drinków piję tylko `szarlotkę`. Czyżby to jakaś dziewczyna z tamtych czasów? Jej oczy wręcz przemawiają do mnie, że wielokrotnie je już widziałem, ale twarz, włosy...
Miałem totalny zamęt w głowie. Zebrałem się na odwagę i zapytałem:
- Znasz mnie chyba dobrze. Ale ja ciebie wcale. Kim jesteś?
- Zuzanna, nie pamiętasz? - odpowiedziała z wyrzutem w głosie.
Zuzanna, Zuzia, Zuzanna - albo już byłem tak pijany, że szare komórki odmówiły posłuszeństwa, albo to jakaś pomyłka, ale te oczy! - Je pamiętałem doskonale!
- Dawniej nazywałam się Zbyszek, dodała.
Zobaczywszy moją minę, zaczęła się histerycznie śmiać. Jej ciałem wstrząsały raz po raz spazmy śmiechu. Trwało to długo, zbyt długo jak na naturalny, niewymuszony śmiech...
W końcu opanowała się, a z jej oczu popłynęły łzy.
- Tak, to ja, Kameleon, rzekła. Wiem, że mnie tak nazywałeś. Już nim nie jestem! - Oświadczyła z dumą w głosie. Prawdziwa ja to Zuzanna i proszę, abyś się do mnie tak zwracał.
- A więc Zb...,przepraszam, Zuzanno, teraz jesteś kobietą? - zapytałem głupio.
- Tak, a co, nie podobam ci się? Spójrz na mnie tak, jakbyś nie wiedział kim wcześniej byłam i powiedz, podobam ci się, czy nie?
- Jako kobieta jesteś piękna...- odpowiedziałem.
- Czemu mówisz `jako kobieta`, a jako co niby? - powiedziała ze złością.
Chcąc zebrać myśli i rozluźnić atmosferę, zamówiłem kolejne drinki, potem jeszcze raz i jeszcze...
Miałem kompletny mętlik w głowie, więc pozwoliłem jej, czy jemu - sam nie wiedziałem jak nazywać taką osobę - opowiadać o sobie.
Mówiła, że czuje się nareszcie wolna, mimo, że rodzina ją odtrąciła i większość znajomych odwróciło się od niej. Przeprowadziła się do wielkiego miasta i zaczęła nowe życie. Pracuje jako sekretarka, ze śmiechem opowiadała, jak jej żonaty szef wciąż próbuje umówić się z nią na kolację, że żyje skromnie, ale wystarcza jej na wynajęcie kawalerki i co najważniejsze - już nie musi udawać. Po zmianie płci, poczuła się lekko i swobodnie jak nigdy dotąd. Może w końcu zabłysnąć, uwielbia skupiać na sobie uwagę, być w centrum zainteresowania, dlatego często bawi się w klubach nocnych i przeróżnych dyskotekach. Jak dotąd nie spotkała nikogo `godnego uwagi` - jak się wyraziła - z kim mogłaby związać się na stałe... Ma poczucie, że możliwe, iż nikogo takiego nie spotka, na razie więc satysfakcjonują ją przelotne znajomości.
Zuzia, jak już ostatecznie postanowiłem ją nazywać, mówiła i mówiła, przyznam, niewiele z tego wszystkiego pamiętam, bo piłem drinka za drinkiem. Prawie wcale się nie odzywałem, widocznie długo czekała na kogoś, kto ją zna i wysłucha jej prawdziwej historii...
Nazajutrz obudziłem się we własnym łóżku z potwornym bólem głowy. Poczułem charakterystyczną woń kobiecych perfum na swoim ciele. Czym prędzej wziąłem prysznic i położyłem się spać.
W poniedziałek rano w pracy Artur - największy chyba plotkarz w naszym zespole, na mój widok uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- I co, świętoszku, też popłynąłeś w końcu?
- O co ci chodzi? - zapytałem.
I opowiedział mi o tym, że w klubie o kolegach kompletnie zapomniałem, poszedłem na górę z jakąś pięknością o kruczoczarnych włosach. Tam znajdują się pokoje służące wiadomym celom. Gdy chłopakom znudziła się zabawa, poczęli mnie szukać. I znaleźli. Nagiego w łóżku z tajemniczą brunetką. Podobno byłem tak pijany, że musieli pomóc mi się ubrać. Potem wsadzili do taksówki i odwieźli do domu.
- I co, powiedz, fajnie było? - zapytał Artur.
- Wiesz, sam nie wiem, nic nie pamiętam...
- Nie ściemniaj, gdy cię od niej zabieraliśmy, ona rzuciła ci się na szyję, obcałowywała dosłownie wszędzie... Nie chciała cię puścić, płakała za tobą!
- No to chyba było fajnie - odrzekłem - i dzięki za pomoc.
- Nie ma sprawy - mrugnął porozumiewawczo Artur.
A ja do tej pory nie wiem, czy tam, w pokoju na górze, ja z Zuzią, czy Zbyszkiem... Nie chcę nawet o tym myśleć. Faktem jest, że od tamtego feralnego piątku unikam jak ognia olśniewająco pięknych, długonogich brunetek, a już zwłaszcza tych, które wydają mi się dziwnie znajome...
oceny: bezbłędne / znakomite
WOW
Nie dowiesz się, kim tak naprawdę jesteś, póki siebie wielorako nie przetestujesz. Kto żyje w uśpieniu, nie wypowiada się na żaden temat