Przejdź do komentarzyKorzeń
Tekst 33 z 51 ze zbioru: poważne historie
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaartykuł / esej
Data dodania2017-09-04
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2027

KORZEŃ

Jestem na świeżo po lekturze „Instrukcja obsługi solniczki” Szymona Hołowni. To tak świetna lektura, że dosłownie przemknąłem przez te felietony, choć one tak ulepkowato słodkie. Ale –pogratulować chrześcijaństwu takiego orędownika. Było jednak i tak, że zamiast cukru, piasek mi chrupał  między zębami. Jak wtedy, gdy Hołownia  tak wychwala papieża Franciszka. Tak, tego samego, który tak skutecznie bronił przed polskim wymiarem sprawiedliwości znanego pedofila, Wielgusa . Wcześniej zaś w Argentynie typował do usunięcia z kraju i okradzenia z dzieci działaczy społecznych, w tym także katolickich, niewygodnych dla junty wojskowej. Prywatnie podejrzewam, że trauma z tych czasów sprawiła, że Franciszek teraz jest taki prospołeczny, taki miły, taki skromny – bo takie ma wyrzuty sumienia i tak mu wstyd. Ale on tylko typował do banicji, a nie – jak jego poprzednik – do lotów nad ocean bez powrotu: chlup do wody z 2 kilometrów.

Ale Hołownia wyciągnął, po raz kolejny dla mnie, tytułowy korzeń. Czyli chrześcijański korzeń Europy. Wielu polskich polityków – pamiętacie to? – przy okazji pisania preambuły do konstytucji UE, domagało się wpisania do niej chrześcijańskich korzeni Europy. Że to stąd, z tego źródła. Czy ja zaprzeczam, neguję? Nie. Ale takie wybiórcze podkreślanie tylko tej jednej gałęzi, tego korzenia, budzi mój sprzeciw. Dlaczego tylko ten? To oczywiście rozumiem: każda pliszka swój ogonek chwali. A że przy okazji tej dyskusji słyszymy tylko jedno stronnictwo, to właśnie na tapecie jest ważność tylko tej jednej religii. Czy ktoś zaprzeczy, że wiele jej zawdzięczamy? Znajdą się tacy, ale raczej nie warto ich słuchać.

Po napływie tsunami niepiśmiennych imigrantów na początku I tysiąclecia i zburzenia przez nich ładów celtyckich i rzymskich, to chrześcijaństwo przywróciło cywilizację na sporych terenach Europy. I mimo słabości militarnej chrześcijanie dali radę przy oswajaniu najeźdźców. A kiedy tylko zdobywali nowe technologie i nowe myślenie, rozprzestrzeniali je ochoczo. Jak uprawiać, jak budować, jak zarządzać. Rdzenno korzenne dla religii łacina i greka niesamowicie ułatwiały porozumiewanie się ponad różnicami plemiennymi.  Dostępność w kilku wersjach, a więc możliwość dopasowania do lokalnych warunków dawała tej religii łatwość przenikania poza kolejne limesy. Do dziś można spotkać  rozważania  o ciągłości myśli technologicznej w budownictwie od Egiptu do budowniczych średniowiecznych katedr. W sensie takim, że wiedza z pradziejów została dzięki chrześcijaństwu przekazana do czasów kiedy mamy zapisy pisane. Owszem, szczątkowo, ale jednak. To chrześcijaństwo ukształtowało znaczące tereny, te najistotniejsze, Europy w tzw. średniowieczu. A potem, w obliczu naporu innych równie wykształconych i znaczących religii, wciąż się rozwijając zdołało im się oprzeć i wytrwać.

Choć ta chrystianizacja była… Słynny list biskupa żmudzkiego z polowy XVI w. ( o poddanych i stanie ich wiary: „my nie lutry, mięsa w piątek nie jemy”). I to, że jeszcze w połowie XIX w. zakonnicy biegali po Górach Świętokrzyskich, by rozganiać  spotkania parafian, które służyły kultywowaniu  dawnych zwyczajów. Ale to już wina Kościoła, bo długo, długo w niedzielę na mszę stawić się miał tylko  szef rodziny, bez żony i czeredy dzieci.

I nawet to, że kłócąc się między sobą przez długi czas, chrześcijanie na jakimś podstawowym poziomie zgadzali się, że Jezus i cała reszta, co do ogółu, nie co do szczegółu, i gdzie by się nie trafił wyrazisty ateista, wszędzie był tępiony.

Sprawne albo i kulawe formy społecznej, kulturalnej, ekonomicznej dominacji zaznaczyły się, odcisnęły swe piętno. Tak, ten korzeń jest mocny, gruby i żywotny, więc jak  się pogmera  nawet u jego negacjonistów to on wyziera z ich argumentacji, podstaw budowania dyskursu. Jest  i już.

I myślę, że mając podobne podstawy rozwojowe to właśnie chrześcijaństwu unifikującemu  zawdzięczamy, że  nie znajdujemy się dziś w sytuacji Afryki.


Ale Europa to też islam. Przez wcale znaczącą część historii. 8 wieków w Iberii  i 5 wieków na Bałkanach. To w Europie i jej okolicach dokonał się chyba najważniejszy renesans islamski, poprzedzając y i stymulujący ten chrześcijański potem. Pojawiły się księgi w rozumianym języku – co do boga się różnimy, ale o matematyce się dogadujemy. Kupiliśmy od nich kupę  know-how i oni, mądrzejsi, zostali przez nas wyparci. I tak jak po każdym najeździe zostają wyspy rdzennej ludności, tak u nich, jak i u nas, które godzą się pozornie się ukorzyć wobec najeźdźców, by przetrwać.

Mamy u siebie Bośnię i Albanię. Mamy ich. U siebie. Takie wyspy.  Gdzie islam jest inny niż u tych, którzy ciągną do nas z Afryki i Azji, może więc dlatego nie idą oni do Albanii czy Bośni.

Dziedzictwo islamu w Europie zostało tak przetrawione, tak dalece wchłonięte, że uznane za nasze, nie zaś za nabyte z kultury o innej religii. Ale to poprzez Iberię powróciło do nas, europejczyków, nasze antyczne dziedzictwo kulturowe, bo ono przetrwało i było kultywowane na obrzeżach europejskiej kultury zajętych przez islamskich zdobywców tych peryferii.

Można negować wpływ islamu na europejską naukę i kulturę. Ale taka negacja nie wytrzymuje konfrontacji z faktami.


Ale to nie tylko te dwie wielkie religie przybyłe do nas z pustyń i stepów pomiędzy nasze bory są europejskim dziedzictwem. Nie tylko one konstytuowały tutejszą kulturę.

Ponoć pierwszy znak krzyża wyryty w kamieniu znaleziono w Europie – ktoś ujął rylec do jego wykonania ponad 40 tysięcy lat temu. Ale to inny był krzyż, równoramienny, nie mający nic wspólnego z chrześcijaństwem. Krzyż, którego cztery ramiona symbolizowały żywioły. O tym dziedzictwie nikt nie pamięta. Nikt się o nie nie upomina.

No może nikt to przesada, bo są tacy. Burzum, w wywiadzie udzielonym po wyjściu z więzienia ze wstrętem ripostował nagabującemu go dziennikarzowi: nie jestem satanistą, jestem poganinem. Cóż znaczą dwa tysiąclecia chrześcijaństwa wobec udokumentowanych ponad 40 tysiącleci  demokratycznych religii, w których gdy libacje dla jednego boga są nieskuteczne, to ludzie zwracają się do innego? Czasem tak popularnego jak jeden z celtyckich, nordyckich czy słowiańskich, znanego i czczonego w wielu krainach. Często dłużej i gorliwiej  niż Jezusa i jego znajomych.

Czyżby nie było dla nich miejsca w europejskim dziedzictwie? To nie są nasze korzenie?

Trzeba jednak przyznać, że dawne religie Europy działały raczej hamująco niż stymulująco. Widać to doskonale na przykładzie Związku Wieleckiego i Obodrzyców, gdzie każda próba stworzenia silniejszej władzy lokalnej była torpedowana właśnie przez kapłanów obawiających się utraty wpływu na lud, czego efektem końcowym była chrystianizacja i upadek dawnych kultów. Tak, w trosce o swe religie strzelali sobie ich orędownicy w stopę.

Ale lokalna obyczajowość, a nawet kształt narodowych kościołów chrześcijańskich ma wiele śladów z czasów przedchrześcijańskich. Tak zwane pogaństwo przetrwało w postaci wielu drobnych wzorów i odcisków, lokalnych kolorytów. Też jest częścią europejskiego dziedzictwa.


A co z gnostykami? Było ich wielu, przez długi czas mieli dla siebie spore tereny. Jako religia dominująca na swym terenie wytrwali do XV w. I, jak to gnostycy, pozostawili po sobie głównie wątpliwości. Ale i oni tu byli.


Brak podkreślenia tej jednej spośród wcale licznych tradycji jest chyba lepszą opcją niż jej wywyższanie. Oczywiście rozumiem tych, którzy podkreślają chrześcijańskie korzenie Europy, ale takiego myślenia nie akceptuję.  Dla mnie poza chrześcijaństwem między Uralem a Atlantykiem nie istniała jedynie pustka i nicość religijna.  I ci niechrześcijanie też byli dla kontynentu istotni. Zostawili odciski palców wokoło nas i na naszym myśleniu.



  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Świetny esej rozbijający wiele mitów funkcjonujących w polskim społeczeństwie, w tym również wśród wielu użytkowników Publixo. Podkreślam doskonałą znajomość poruszanej problematyki oraz przekonującą umiejętność argumentacji.
Barwny i bogaty język, ale wkradło się trochę potknięć poprawnościowych. "Europejczycy" piszemy wielką literą. Zwrot "rdzenno korzenne" należy raczej pisać z łącznikiem. Razi też wyrażenie "zapisy pisane". "Nie mający" to jedno słowo.Zbędny łącznik (myślnik) przed: pogratulować. Zbędne spacje przed kropką i po nawiasie otwierającym. Zbędne przecinki przed: Wielgusa, domagało, to chrześcijaństwo. Brakuje przecinków przed: kiedy mamy, również, zabolało, to on, to właśnie, ze wstrętem. W jednym z wyrazów "y" oderwało się od całości.
avatar
Myśl przewodnia - przednia: zawężanie horyzontów (także religijnych), niestety, tych horyzontów wcale nie poszerza! Tylko konglomerat - po tysiącleciach nam "dostępny" w tak szczątkowej postaci - daje jakieś pojęcie o Projekcie Stworzenia
avatar
Tak, bardzo dobry esej.
W zapisie drobne potknięcia, ale nie umniejsza to waloru eseju .
avatar
phii... Zawiedziona jestem. Taki słodki tytuł, a tu nic na temat. W ogóle mam wrażenie, że większość publikacji na tym portalu dotyczy chrześcijaństwa, kościoła i innych sekt. Ludzie nie mają już o czym pisać, czy co?
avatar
Może następnym razem o innym korzeniu - też istotnym kulturowo i religijnie.
Mnie natomiast niezmiernie zaciekawia wymiana know how międzyreligijna. Ile katolicy czerpią np. z buddyzmu. Bo że mnisi mantrują "alleluja" zamiast ohm" słyszałem już lat temu dwadzieścia. Katoliccy mnisi. Albo: a jak sobie radzicie z popędem płciowym? Mamy taką mantrę. No to próbujemy. O rany, działa! Przestaje się chcieć!
A gdzieś tam w odmętach czasu była jakaś wspólna duchowość przedreligijna - że jest duch w ciele i poza nim, a także spotyka się moce pozacielesne w lesie i na stepie. Dopiero potem pojawiają się specjaliści od kontaktów z nimi, nazywają je i normatywują cały obszar zachowań, a zarazem czerpią z tej sytuacji korzyści.
© 2010-2016 by Creative Media
×