Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-11-29 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1505 |
Był piękny poranek, spałem na białym, pięknym łóżku, przykryty przytulną kołderką. Śniłem koszmar, nie mogłem spać, a śniło mi się, że...
Nagle ktoś złapał mnie za lewe ramię, po czym gwałtownie zbudziłem się. Patrzył na mnie umundurowany mężczyzna z bronią w ręce. Krzyczał donośnym głosem, który ledwo słyszałem, którego nie do końca mogłem zrozumieć.
`David zbudź się`, byłem trochę ogłuszony, słyszałem krzyki. Przed oczyma miałem rozmazany widok, nie mogłem dostrzec ludzi, chodź ich słyszałem. W oddali widziałem tylko czarne, smutne cienie, które popychały oraz przewracały się wzajemnie. Siedziałem oparty o jakieś metalowe coś, które miało umieszczone i mocno starte oznaczenie brytyjskiej eskadry myśliwców dwupłatowych - duże okrągłe koło z francuskimi barwami: niebieskim, białym i czerwonym.
Po chwili świadomość wróciła, zorientowałem się, że znajduję się na linii frontu, że moi brytyjscy towarzysze walczą zaciekle z Niemcami. Złapałem za leżącą na ziemi saperkę i starałem się pomóc kolegom. Broniliśmy się zawzięcie, lecz bezlitośni niemieccy żołnierze wybijali naszych jak `kaczki` w czasie polowania. Po długiej walce udało nam się odeprzeć atak przeciwnej armii. `Przynajmniej na jakiś czas`.
Chwilę później.
Podbiegł do mnie żołnierz z naszej Piątej dywizji.
- Sierżancie David, kapitan Clawisch wzywa!! - krzyknął szeregowy Howart, stojąc za stosem gruzu.
Pobiegłem do kapitana. Po chwili dotarłem do celu, Clawisch podszedł do mnie i powiedział.
- Niemieckie ścierwa znów nadciągają, musimy odeprzeć ich atak - odrzekł kapitan.
Otrzymałem standardową broń - M1907 SL i ustawiłem się za uszkodzoną ścianą jednego z budynków. Wszyscy byli gotowi, czekali na stanowiskach wyznaczonych przez kapitana.
Niemcy wyleźli zza zniszczonych budynków, zaczęliśmy do nich strzelać, wrogowie oddawali salwami pocisków z karabinów maszynowych MP 18.
Bronimy się już bardzo długo, nastał wieczór, słońce już prawie zaszło, a nam zaczynała się kończyć amunicja.
- Nie poddawać się!! - Krzyknął kapitan, motywując armię do dalszej walki.
Wrogowie przedarli się od zachodu, sojusznicy walczyli wręcz, przedmiotami, które mieli pod ręką - deskami albo odłamkami skalnymi.
Kapitan Clawisch podszedł do mnie i rozkazał, abym wszedł na wieżę kościelną, która znajdowała się nie daleko naszej linii obronnej.
- Widzisz tę wieżę, stojącą około pięćset metrów za nami,tam jest stanowisko z ciężkim karabinem maszynowym, masz tam wejść i ostrzeliwać wrogów z góry! - rozkazał, wskazując palcem na kościół.
Wychodząc zza budynku, starałem się unikać strzałów od przeciwnika. Skoczyłem do pobliskiego okopu, regenerowałem siły. Przymknąłem oczy, skupiając się na istniejącej sytuacji, ponieważ bezpieczna strefa dzieliła mnie tylko o jeden budynek. Zawiesiłem broń na ramieniu, wyskoczyłem i pobiegłem ze wszystkich sił w strone bezpiecznej strefy. W połowie drogi nie mając już prawie sił, skoczyłem i upadłem na bezpiecznej strefie. Wstając, powoli ruszyłem w stronę wieży. Dostałem się na szczyt i zacząłem strzelać do wrogów. Myślałem, że się uda, że zwyciężymy, lecz myliłem się.
- Nadlatuje sterowiec!! - krzyczeli przerażeni towarzysze, patrząc się w niebo.
- Wrogowie po prawej! - oznajmił jeden z towarzyszy.
Nagle na niebie ukazał się wielki sterowiec, wyglądał jak wielka, burzowa chmura, która strzela.
Strzelcy ze sterowca otworzyli gwałtowny ogień. W ostatniej chwili odskoczyłem od stanowiska, złapałem za strzelbę - Model 10-A i próbowałem wydostać się z budynku. Na swej drodze napotkałem mocno opancerzonego szwaba z miotaczem ognia, strzelałem do niego, lecz nic mu nie mogłem zrobić. Wtedy dostrzegłem na jego plecach zbiornik z paliwem - strzeliłem. Nagle wszystko wyleciało w powietrze.
Krople płonącej benzyny spadały z nieba, kilka kropel spadło i na mnie, zapalając mój mundur. Nie mogłem ugasić ognia, postanowiłem szybko zdjąć ubranie z siebie, rzuciłem na ziemie i zostawiłem. Ruszałem dalej.
Po chwili dostałem się do stanowiska czołgów alianckich.
- Mark V
Dołączyłem do swoich i wszedłem do środka, zajmując stanowisko z działem po lewej stronie.
- Wrogowie dostali się do kościoła, musimy się przebić!! - krzyknął rozzłoszczony kapitan, patrząc na załogę .
Ruszyliśmy.
- Piechota na nas liczy!! - dodał kapitan, widząc towarzyszy na polu bitwy.
Na niebie leciały brytyjskie myśliwce dwupłatowe Bristol F.2 Fighter.
- Patrzcie to nasi piloci! - krzykną młody chłopiec, widząc lecące samoloty.
- Wypatruj wrogów na polu bitwy, synu! - powiedział kapitan z podniesionym głosem, patrząc na syna.
Jechaliśmy dalej, strzelając do wrogiej piechoty. Przeciwnicy ginęli.
- Wyłażą z okopów! - dodał ładowniczy.
Niemcy uciekali z linii obrony, sojusznicy strzelali do nich.
- Wycofują się dranie! Kierowca do przodu, musimy ich dobić! - wrzeszczał kapitan do załogi, patrząc na sytuację, na polu bitwy.
- Naprzód, za króla i ojczyznę! - rozkazał dowódca.
- Zaprowadzimy szwabów z powrotem do Berlina. - powiedział działowy.
- Ognia! - krzyknął kapitan, wskazując palcem na Niemieckich żołnierzy
Nagle jeden z naszych czołgów został zniszczony.
- Działo rozerwało go na strzępy - dodał chłopiec, widząc zniszczony czołg.
- Mają nas jak na widelcu! - krzykną kierowca.
- Kierowca, naprzód, objedź ich! - rozkazał kapitan
Przebiliśmy się przez ruinę budynku, wyjeżdżając na obłoconą drogę.
- Po lewej działo! - wykrzyczał operator radia,
Pociągając za metalową wajchę, wystrzeliłem pocisk z działa, który trafił w armatę rozwalając ją na strzępy.
- Dobry strzał! - rzekł dowódca z uśmiechem na twarzy.
- Naprzód! Cholera! - rozkazał kierowcy, wrzeszcząc na niego.
- Już prawie się przedarliśmy. Wal do wszystkiego co się rusza. - dodał radiooperator.
- Cholera! Ostrzał! Artyleria! - krzyczał kapitan, przeklinając.
Oberwaliśmy. Czołg rozerwało na strzępy.
David Forskey
1900 - 1918