Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-02-24 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1182 |
– Prrr. Jak powiem „wio”, to dopiero ruszysz dalej. A teraz prrr… Znowu nie kumasz.
Od dwudziestu lat proszę swój umysł jak człowieka, by dokonały się w moim życiu zmiany. One nie są wielkie. A to oznacza, że możliwe do zrealizowania. Na czym polegają? Pierwszego stycznia 2019 przygotowałam listę życzeń i powiesiłam nad swoim łóżkiem. W zasadzie nie musiałam, bo ta sama lista, którą napisałam w 1999. Zawsze chciałam być szczupła, szczęśliwa i bogata. Przez te lata chudłam i tyłam trzy razy. Średnio, co siedem lat poświęcałam rok na zmianę diety, sprawdzałam z kartką w ręku efekty, tylko po to, żeby przez sześć lat mieć jaki taki spokój. Znowu nadszedł ten moment; niepokoju, frustracji i strachu, że będę gruba, stara i do niczego.
– Lubię warzywa – powiedziałam dziś do swojego umysłu – ale zjadłabym grubego schabowego z ziemniarami wielkości dyni i popiłabym litrem białego barszczu zrobionym z szeleszczącego papieru, zakupionego w TESCO. Boję się jednak, że jak zacznę, to znowu przegapię moment, w którym moja ręka będzie grubsza od mojej nogi. Prrr… jeszcze nie odpowiadaj, bo nie skończyłam. Omówmy temat mojego bogactwa. Zapisałam się na jogę…
– Wiem – odpowiedział mój umysł – bo w sumie jesteśmy jednym i tym samym. Jak cię znam, to z pewnością chodzi ci o to, żeby dotrzeć dzięki temu do miejsca, w którym właśnie znajduje się Sting.
– Czyli do jakiego? – zapytałam, bo w sumie nie wiem, co mój rozbestwiony umysł ma na myśli.
– Wydaje ci się, że jak raz stanęłaś na chwilę na głowie, bez trzymanki, bo trzymał cię sztab innych joginów, to ziszczą się wszystkie twoje pomysły. Tylko „Psa z głową w dół” jesteś na razie w stanie zrobić sama, a to żaden wyczyn. To jest ten moment, w którym jeszcze parę osób musi cię trzymać za nogi, byś mogła jako tako wspinać się po drabinie do swojego bogactwa. Kumasz?
– Ale ja ich nie znam. No tych, co mnie trzymali. A to oznacza, że nie znam tych, którzy mnie do bogactwa doprowadzą. A jak któryś z nich ma AIDS?
– Aids to może nie, bo już nie te czasy, ale jeśli co drugi z podtrzymujących myśli w takich kategoriach jak ty, to możesz nigdy nigdzie nie dotrzeć.
– To smutne – powiedziałam. Bo co miałam powiedzieć? – A szczęście, mój malutki jak orzeszek rozumku, pogadajmy o moim szczęściu.
– Jak cofniesz myśl; malutki jak orzeszek, to może pogadamy. Co chcesz wiedzieć o swoim szczęściu? Przypomnę ci tylko gostka sprzed dziesięciu lat…
– Którego? – przerwałam, bo właśnie o nim próbuję zapomnieć.
– No właśnie tego, o którym przez tyle lat próbujesz zapomnieć, bo był tylko chuja wart. Nawet nie. Nic nie był wart. Zapominanie, jest kluczem do twojego szczęścia.
– No to popracuj nad tym. W sumie umysł od tego jest. Co nie?
– Jak zapomnę, to ty powielisz. I tak w kółko.
– To, co mam zrobić?
– Kochać normalnych, ale jeśli co drugi myśli tak jak ty, to normalni nie istnieją. Kumasz?
– W takim razie „wio”, bo za parę godzin kończy się sobota, a na liście z 1999 mam jeszcze jedno niezrealizowane marzenie. Trochę wyblakło, ale spróbuję odczytać M…
– Jak miłość? Prrr… wysiadaj z mojego wozu! Mam dosyć twojej bezmyślności.
-Bezmózgowie – odpowiedziałam i kliknęłam ENTER.
oceny: bezbłędne / znakomite
Ten rodzaj kobiecej prozy z f/r/azy na f/r/azę przestaje być już pk = prozą kobiecą, a powoli staje się PF = Prozą Filozoficzną.
To dobra destynacja