Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz biały |
Data dodania | 2020-08-17 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1068 |

żywicielstwo ostateczne: ja na końcu łańcucha
od lat przykuty do zimnej i wilgotnej ściany
nie jedzący za wiele, bo i trudno
mieć apetyt w takich warunkach
za to: pochłaniany
schodzą się, zjadacze. przygarbieni, poskładani
we czworo, z gór, strychów, podważają wieka
przedwiecznych kufrów, pudlisk po telewizorach
marki unitra, cyfrowych camerach obscurach
wyciągają łapy, pazurzaste
potem - gramolą się cali. i suną ku mnie
krok za krokiem, z głębokimi łyżkami
błyszczy rdza na ostrzach
dawno stępionych noży
odruchowo kulę się w sobie, staję rozmazany
jak słynny widok z okna w Le Gras. cień budynków
pejzażyk, architektura, w której zawarto człowieka:
czarno-białe belki stropowe, żebra, kalenice, sklepienie
czaszki. zaraz prostuję plecy
dumnie podnoszę głowę
zrozumiałem: trzeba z godnością!
poza tym - nie ma się czego bać
pierwszy, drugi wżer. nie spostrzegam, kiedy
zostaję perforowany, pstrzą mnie tysiące dziur
piegów sięgających aż do serducha
(zbyt żylaste i za głęboko osadzone
mało komu by się chciało grzebać pół dnia
dla jednego kęsa
- więc zostaje, ciągle tłucze się w środku
aż łańcuchy nieprzyjemnie dzwonią)
brzydka sztuka:
gburowaci panowie udający potwory
pretensjonalne paniusie
i ja - główny bohater kiczu. kluczowa postać
jednoaktówki, po której nawet nie można
się wyrzygać (usta zaklejone papierem
odbitki więznące w gardłach)
kasa nie zwraca za bilety