Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2012-06-01 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2263 |
Byłem już zmęczony życiem w wielkim mieście, codzienny rytuał stania w zatłoczonym, śmierdzącym korku przyprawiał mnie o mdłości. W kilkusettysięcznym mieście byłem sam, nie żebym nie potrafił sobie kogokolwiek znaleźć, po prostu nie miałem czasu. Czułem jak powoli popadam w zatracenie. W pracy zajmowałem się rozwiązywanie ludzkich problemów, tragedii, każdy, kto nie mógł sobie z własnym życiem poradzić przychodził do mnie. Czasem wystarczyła godzina rozmowy, czasem kilka lat. Satysfakcję zawodową przestałem odczuwać pięć lat temu, gdy zbyt szybko, zbyt łatwo przychodziło mi rozwiązanie. Stałem się nieczuły, ogarnęła mnie całkowita bez interesowność. Gdy pacjenci opowiadali mi o swoim życiu, udawałem, że ich słucham, że robię jakieś notatki. Po pracy, wracałem do pustego domu, odgrzewałem w mikrofalówce jedzenie, siadałem przed telewizorem i tak spędzałem każdy wieczór. Najgorsze były weekendy. Nie mając nic do roboty snułem się po tym zatłoczonym mieście, obserwując ludzi, ich zachowania. Czasami wybierałem się do pobliskiego parku, aby posiedzieć przez chwilę w zadumie lub nakarmić gołębie. Dokładnie nie pamiętam, kiedy, czy to było tydzień temu czy miesiąc poczułem w sobie pustkę, stan całkowitego zatracenie, utraty sensu życia, wiedziałem, wiedziałem, że muszę coś w swoim życiu zmienić, bo inaczej zwariuję. Walczyłem z własnymi myślami, kiedy, jak to mam zrobić? Gdy pewnego dnia w trakcie terapii spojrzałem na pacjenta, gdy doszło do mnie, jakie on wiedzie marne życie, postanowiłem, że wychodzę. Zostawiłem go samego w pokoju, sekretarce oznajmiłem, że wyjeżdżam i żeby wyprosiła pacjenta i zamknęła gabinet. Nim cokolwiek z siebie wydusiła byłem już za drzwiami i tylko słyszałem jej piszczący głos. Szybko udałem się do domu, spakowałem swoje rzeczy i ruszyłem w drogę. Na początku nie wiedziałem gdzie mam jechać, po czterech godzinach jazdy zatrzymałem się w małej mieścinie, aby coś zjeść, wypić kawę, chwilkę odpocząć i zastanowić się, co dalej mam robić. Ciechocinek, bo taką nazwę miało to miasteczko, spodobało mi się od pierwszego wejrzenia. Ta nigdy niezaznana przeze mnie cisza na ulicach, świeże powietrze, to miasteczko miało coś w sobie, jakąś magię. Zaparkowałem samochód i udałem się do baru, który był naprzeciwko. Pani z uśmiechem na twarzy obsłużyła mnie, (co mi się jeszcze do tej pory nie zdarzyło). Czekając na jedzenie obserwowałem ludzi, nie było to wariatkowo, nie każdy miał założoną maskę szczęścia, zapytałem się kelnerki czy maja tutaj psychologa, oznajmiła mi, że nie. Delikatnie uśmiechnąłem się i zapytałem gdzie tutaj można wynająć mieszkanie. Na szczęście kelnerka kończyła zmianę i obiecała mi, pokazać kilka mieszkań, które są do wynajęcia. Dziwnie się poczułem, skąd ta uprzejmość?- Zapytałem sam siebie. Jedyne, co wiedziałem to, że muszę tutaj zostać. Nie minął kwadrans, gdy razem udaliśmy się do pierwszego mieszkania. Był to właściwie dom podzielony na dwie części z osobnymi wejściami. Jego dół był do wynajęcia. Mieszkało w nim młode małżeństwo, pan domu z racji swojej pracy częściej bywał nie obecny, natomiast jego żona była nauczycielką w pobliskiej szkole. Nie grzeszyła ani urodą ani intelektem, dlatego zastanawiałem się, jakim cudem znalazła męża? Odpowiedź przyszła sama, gdy przed mym obliczem ukazał się jej mąż, pan domu. Wysoki, chudy a właściwie wątły facet po trzydziestce, łysy (z natury) i wyglądający, na co najmniej pięćdziesiąt lat. W tedy moje pytanie brzmiało nie, co on w niej widzi tylko, co ona w nim? Odpowiedź? Rzecz dla mnie oczywista on był przy kasie, rzadko w domu, ona łatwa. Dowód? Mają dwójkę dzieci, pierwsze to chłopiec, wyglądał jakby był lekko upośledzony psychicznie (pierwsza myśl-pierwszy pacjent) nie wiadomo, kto jest biologicznym ojcem, ale na pewno nie mąż jego matki. Drugie dziecko to córka, tym razem to jest jego dziecko. Imię ma bardzo ładne, tatuś postanowił dać jej po swojej pierwszej i jedynej miłości, nie byłoby nic w tym dziwnego gdyby tą miłością okazała się jej mamusia, niestety dopiero po czasie wyszło na jaw, że ów imię pochodzi od innej dziewczyny, która pewnego pięknego dnia odwiedziła pana domu i bardzo się ucieszyła, że córeczka jest jej imienniczką. W jakim szoku była żona, gdy się o tym dowiedziała, doszło do tego, że chciała złożyć wniosek o rozwód, ale dzięki mojej interwencji zmieniła zdanie a ja zyskałem pacjentkę. Lecz nie o niej, nie o tym wydarzeniu chciałem opowiedzieć. Moja historia miała miejsce kilka miesięcy później. Miałem wielkie szczęście, miasto a właściwie jego mieszkańcy potrzebowali mojej pomocy. Nie musiałem zatrudniać się w szkole, jako pedagog ani też pracować w pobliskim obskurnym szpitalu by wysłuchiwać za marne pieniądze ludzkich narzekań. Niedaleko od centrum miasteczka wynająłem w prywatnym mieszkaniu gabinet. Mały, ale za przyzwoitą cenę. Za pieniądze, które mi zostały po zamknięciu poprzedniego gabinetu, wyremontowałem i wyposażyłem obecny. Jak zwykle hebanowe biurko, duża lampa, komputer, skórzany fotel, kanapa dla gości i mały czerwony dywan. Sprowadziłem też swoje dyplomy, które zawiesiłem tak, aby pacjenci mogli podziwiać oraz książki z czasów studiów. To wszystko nie bez powodu, miało wywołać podziw, uznanie wśród ludzi oraz dać im gwarancje bezpieczeństwa, aby mogli się przede mną otworzyć. Nie będę ukrywać, że potrzebowałem pomocy, niestety w miasteczku było mało ładnych dziewcząt a potrzebowałem dobrej wizytówki dla mojego gabinetu. Po kilku dniach poszukiwań pojawiła się Kasia. Młoda, jeszcze ucząca się w liceum, mało potrafiła a właściwie wszystko musiałem za nią robić. Jej życie toczyło się wokół zakupów, imprez i z dala od nauki toteż nie jeden pierwszoklasista z podstawówki mógłby ją wiedzą przytłoczyć. Dla mnie to nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się, aby tylko naganiała klientów, co o dziwo wychodziło jej to znakomicie. Pamiętam jakby było to wczoraj… Za oknem sypał pierwszy w tej zimy śnieg, płatki opadały bezwładnie było ich tyle, co łupieżu u łysego. Do gabinetu wszedł mężczyzna koło trzydziestki, lekko zgarbiony, z twarzy podobny do Tołdiego, dokładnie zapamiętałem jego spojrzenie. Miał być oznaką tajemniczości rozmówcy, przeszywające mówiące „uważaj na mnie jestem niebezpieczny” lub „ zabiję twoją matką, twoją siostrę i twojego psa wykałaczką” w skrócie miało być silnym i władczym spojrzeniem. Jakie było naprawdę? Widziałem w nim starego prawiczka, trzymającego się spódnicy matki, który nigdy nie miał do czynienia z kobietą inną niż ona. Od razu wiedziałem, w czym problem, ale po kolei…
Usiadł na kanapie, przedstawił się, powiedział ile ma lat i z jakim problemem do mnie przychodzi. Czułem w jego głosie nie pewność, co do owej wizyty, jakby uważał mnie za szarlatana, że wszystko, co robię jest jakby działaniem magii, w którą, jako prawdziwy katolik po prostu nie wierzy. Po wysłuchaniu jego biografii, usiadłem na swym wygodnym skórzanym fotelu, spojrzałem na niego tak jakbym zaglądał mu w najgłębsze zakamarki jego duszy, czytając w nim jak w książce, poznając jego najgłębsze tajemnice. Wiedziałem, czułem to, że on czuje dyskomfort, że pragnie stąd uciec, ale tyłek jakby wmurowany był w siedzenie, dawał mu do zrozumienia, że nigdzie nie pójdzie-strach zżerał go całego. Gdy po piętnastu minutach wyszedł zacząłem przeglądać swoje notatki. Ciekawy przypadek-pomyślałem. Rzeczywiście okazał się prawiczkiem, miał problem z kobietami, najpierw kochał się w swojej szwagierce, ale nie pasowało mu to, że ona prowadzi zbyt otwarty tryb życia, potem znalazł sobie inny obiekt zainteresowań. Otóż Pan zdolny student, ( bo już trzeci raz próbował swoich sił na studiach) poznał o kilka lat młodszą dziewczynę. Zachwycony jej wdziękami próbował wiele razu zwrócić jej uwagę, niestety bez skutecznie. Dopiero po pewnym czasie spostrzegła w nim kolegę do rozmów, a nie mężczyznę. W sumie to nie dziwię się jej podejściu, jak może zaimponować kobiecie dorosły mężczyzna, który jest miłośnikiem gier komputerowych oraz komiksów? Pytanie to pozostawiam bez odpowiedzi. Idąc dalej, gdy ona spostrzegła, że on chce czegoś więcej niż tylko koleżeństwa oznajmiła mu, że jest lesbijką. Aby to okazać umówiła się z koleżanką, że przed nim będą udawać parę. Nie robiła tego, aby go nie zranić, moim zdaniem w ten sposób chciała mu pokazać brak zainteresowania, szczerze mówiąc nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, iż owa dziewczyna sypia z każdym. Rzecz jasna próbował jej na wszelkie możliwe sposoby wyperswadować ów lesbijstwo, krótka mówiąc techniką sponsoringu, jej to nie przeszkadzała w końcu żaden pieniądz nie śmierdzi. Bawiła się nim, czasami dochodziło do niewinnego pocałunku, potem ona mówiła, że nie może zrobić to swojej dziewczynie i uciekała. Biedak, tyle miał nocy nieprzespanych, tyle z użytych chusteczek szło na marne. Długo to nie trwało, może kilka miesięcy, do momentu aż zauważył ją jak robi to na wydziale w męskiej ubikacji. Pewnego dnia przeglądał gazetę swojego ojca i zauważył moje ogłoszenie. Postanowił spróbować i tak trafił do mnie i zaczęła się jego terapia.
Nie pamiętam wszystkiego, co do mnie mówił, a może nie słuchałem go zbyt dokładnie? Od początku drażnił mnie jego wygląd, nosił za duże spodnie, swetry rodem z socjalizmu, przetłuszczone włosy ułożone artystycznie-każdy w inną stronę, oraz zabójczy uśmiech, który swą wonią powaliłby konia. Od początku miałem problem by z niego cokolwiek wydusić, nieraz zmuszony byłem do stosowania hipnozy. W tym stanie najczęściej wspominał o swojej szwagierce. Chcąc nie chcąc musiałem wyleczyć go z niej, co nie było takie proste. Cierpiał, po każdej sesji budził się zlany potem, dyszał wiedziałem, wiedziałem, że muszę zastosować głębszą terapię. Umówiłem się z nim, aby przyszedł godzinę wcześniej niż zwykle. Wprowadziłem go w stan hipnozy i zacząłem. Widziałem rzeczy, których nie chciałem ujrzeć, słyszałem słowa, których nie chciałem usłyszeć. Wędrowałem po jego wspomnieniach, czarnobiały świat otaczał mnie zewsząd, wszystko było pozbawione kolorów z wyjątkiem jednej postaci. Wydaje mi się, że była to ona. Nigdy nie ujrzałem jej twarzy. Zawsze stała tyłem do niego i powoli oddalając się znikała gdzieś za horyzontem i wtedy obraz zmienił się. Leżała naga na łóżku, on stał w oknie i patrzył na nią, po chwili wszedł do pokoju jakiś mężczyzna, zaczęli do robić, wyszedł i potem przychodzili następni. On stał, patrzył się na to wszystko, widziałem ból w jego oczach, on ich znał. Zazdrościł im tego, że mogą ją mieć i nienawidził jej za to, że każdy może w niej być… Ostatni obraz: ona stoi przed ołtarzem w białej sukni, ceremonia przebiega bez żadnych niespodzianek, widzę jego stojącego tuż obok niej, jako świadek, nienawidzi siebie za to, co robi, ale świadomość, że w ten sposób sprawia jej przyjemność zwycięża nad wszystkim. Wtedy mury kościoła zaczynają walić się. Wszyscy wokół próbują bezskutecznie uciec, tylko on stoi nieruchomo i patrzy na nią. Jego mina zmienia się, pojawia się szyderczy uśmiech. Nagle słyszę wołanie o pomoc, widzę jak kobieta wyciąga rękę w jego stronę. On podchodzi do niej bierze krzyż do ręki i mówi „ Za wszystkie grzechy, wybacz jej Panie” celuje krzyż w stronę nieba i z całej siły uderzą ją w głowę. Wtedy budzi się, powiedział mi, że do tej pory jeszcze nigdy nie zabij jej w swych snach. Przychodził do mnie jeszcze przez dwa tygodnie, ale widziałem sensu na dalszą terapie, został wyleczony. Chociaż nigdy już nie próbował związać się z żadną kobietą, czuł się dobrze, bezpiecznie.
Tego dnia postanowiłem wybrać się do ogrodu. Bogowie sprzyjali pogodzie, słonce delikatnie przebijało się przez chmury, jesienny dywan okrył całe podwórze, od mojego przyjazdu gospodarz nie poczynił żadnych prac w ogrodzie, toteż wydawał się na opuszczony. Usiadłem na ławce, rozglądałem się dookoła podziwiając cuda matki ziemi. Długo nie cieszyłem się tą chwilą, przysiadała się do mnie pani domu. Przyznam się od razu, że nie miałem ochoty na jakiekolwiek konwersacje, szczególnie z nią. Zachciało się jej rozmawiać o sensie życia, potem opowiedziała mi swoja historię i wyznała, że gdy męża nie ma w pobliżu to czuję się bardzo samotna, że jest kobietą i ma swoje potrzeby. Zapytała się czy rozumiem, co ma na myśli. Cóż mogłem jej odpowiedzieć? Powiedziałem, że jak będzie miała ochotę to może przyjść do mnie do gabinetu, porozmawiać, wstałem i udałem się w stronę miasta.
Przez pierwsze miesiące nie miałem za wielu pacjentów, ludzie bali się przychodzić, bali się, że ktoś ich zobaczy. Na moje szczęście rozpoczął się sezon, zjeżdżali się ludzie z całej Polski niby to z problemami zdrowotnymi, ale tak naprawdę życie w miasteczku zaczynało się późnym wieczorem i nieraz trwało do białego ranna. Były to osoby w podeszłym wieku szukające młodzieńczej miłości, flirtu a nawet tylko seksu. Nie zawsze były to osoby wolne, zauważyłem nawet, że mieszkańcy szukają przygód miłosnych wśród kuracjuszy. Sporadycznie przychodziły do mnie (szczególnie Panie) osoby, aby doradzić się w miłosnych sprawach. Dziwne- tak za każdym razem myślałem, dziwne było dla mnie to, że szukają u mnie porady skoro już tyle przeżyły powinny bez trudu rozwiązywać miłosne problemy.
Pamiętam jak przyszła do mnie kuracjuszka, Pani około 60 lat rubensowskiej urody.. Nie wyglądała na atrakcyjną kobietę, co prawda pokazywała mi swoje zdjęcia z młodości, ale nawet wtedy nie grzeszyła urodą. Była kobietą niskiego wzrostu, prostą i oszczędna (szczególnie na wodzie). Przyszła do mnie z czystej ciekawości, bo jej sąsiadka tutaj była i też musiała przyjść-mówiła. Poprosiłem, aby wygodnie usiadła na kanapie i zaczęła opowiadać. Cofnęła się do czasów, kiedy miała osiemnaście lat, bo wtedy zaczęła interesować się mężczyznami i to nie byle, jakimi. Jej pierwszy chłopak, jak opowiadała, był z tej samej wsi, po sąsiedzku. Biedny, głupi, ale za to młody i chętny do roboty. Już były zapowiedzi, już suknie szyto… Kilka tygodni przed weselem na odpuście poznała innego mężczyznę. Wysoki, możliwe, że przystojny (dla niej nie miało znaczenia), najważniejsze było to, że miał hektary, czyli był bogaty. Jedynym problemem były jego córki, starsze od niej, bo i on do młodych się nie zaliczał miał wtedy około 60 lat. Zapytał się jej wprost czy chce być jego żoną. Nie wahała się ani chwili, od razu pojechali do jej rodziców z oświadczynami. Matka, gdy tylko usłyszała o zaręczynach, bijąc ją po głowie i od ladacznic wyzywając zamknęła ja w pokoju. Ojciec natomiast, ledwo trzymając się na nogach chwycił widły i ruszył niczym byk na czerwona płachtę w kierunku przyszłego zięcia. Ten widząc, co go czeka, szybko (jak na swój wiek) wskoczył na konia i wrócił na swoją gospodarkę, Dziewczyna płakała cała noc, w końcu postanowiła. Zakradła się do izby rodziców wzięła za świętego obrazu schowane pieniądze ze sprzedaży jaj i uciekła. Wędrowała w samej koszuli, przez prawie godzinę. Nim dotarła do jego domu kogut zaczął piać. Gospodarz, w całej swej okazałości wyszedł na werandę i zauważył ją idącą w jego kierunku. Ujrzały ją również córy, najstarsza zapytała się ojca, kim jest ta dziewczyna, ten odrzekł, że to ich przyszła macocha.
Pierwszy dzień był koszmarem, córy nie dawały jej spokoju, chciały ją wyrzucić no, ale ojciec się uparł. One dobrze wiedziały, że jej chodzi tylko o majątek, bo co taka młoda dziewczyna szukałaby w takim dziadzie? Odpowiedź przyszła w nocy, prawda przed ślubem nie wypada, no, ale jak to tak żyć bez grzechu, nie spróbować, przekonywała go. Po krótkim czasie wypełnił ją. Krzyczała wzywała swojego boga, jego matkę, dziewczyny już wiedziały, że ona nie odejdzie. Następnego dnia, gdy matka zorientowała się, że córka uciekła wpadała w furię. Zaczęły się poszukiwanie, które trwały kilka dni, bo w końcu niebawem miał być ślub. Znalazł ją ojciec i zaraz po przetrzepaniu jej skóry zabrał ją do domu. Nie wspomnę o tym jak z tłukła ją matka i gdyby niezbliżająca się uroczystość, oberwałaby mocniej. Trzymali ją w zamknięciu przez kilka dni. Stary wdowiec poszukiwał swojej młodej kochanki i pewnego dnia postanowił sprawdzić czy aby nie ma jej w rodzinnym domu. Wszedł do izby i zobaczył ją siedzącą na krześle a obok niej jakiś młodziak. Nie pytając się o nic pobił młodego mężczyznę (pierwszego narzeczonego) do nie przytomności i porwał ją z powrotem do siebie. Gdy już wrócili rzucił ją na łóżko zdjął pasek od spodni, aby ją uderzyć, powstrzymała go jedna z córek tłumacząc mu, że ona nie jest tego warta. Minęło kilka miesięcy, pobrali się i zamieszkali wraz córkami z poprzedniego małżeństwa. Nienawidziły się dziewczyny, kiedy ojciec wychodził one znęcały się nad nową macochą, zaganiały ją do najgorszej roboty, biły i szantażowały. Trwało tak to narodzin pierwszego dziecka i wydawało się wtedy, iż gorzej być już nie może. Nie raz pasierbice próbowały pozbyć się noworodka, a to przez utopienie go w rzece, w gnojówce, poprzez uduszenie, wszystkie próby kończyły się nie powodzeniem. Zrozumiałe było wtedy, że ojciec postanowił swoje córki wyrzucić z domu. Minęło parę lat od tych wydarzeń. Na świat przyszło kolejne dziecko, życie bez pasierbic układało się bardzo dobrze. Niestety, pewnego dnia, kiedy jej mąż wracał pijany z gospody wpadł pod konia, ten swymi kopytami zabił go. Nie płakała na pogrzebie, stała, modliła się i przyjmowała kondolencje od rodziny i przyjaciół małżonka, po stypie zasugerowała jego córkom, aby opuściły dom i już nigdy do niego nie wracały.
Na następnym spotkaniu opowiedziała mi kolejne losy swego życia…. Nie minęło nawet pół roku, kiedy sprowadziła sobie nowego mężczyznę do domu. Był to przyjaciel jej męża, starszy od niej tylko 10 lat, wysoki, gruby, inaczej mówiąc zdrowy chłop. Po trzech miesiącach wzięli ślub i na sianie poczęli dziecko. Gdy o tym opowiadała śmiała się, że wziął ją od zakrystii, początkowo nie mogłem zrozumieć, o co jej chodziło, ale prędko mnie uświadomiła. Małżeństwo było raczej zgodne, czasem, dochodziło do kłótni, bijatyk, ale jak na taką patologię to i tak spokojne wiedli życie. Mimo udanego życia erotycznego nie powstrzymywała się od czynów lubieżnych. Nawet po narodzinach dziecka, sypiała to z księdzem, listonoszem, rzeźnikiem nawet z sąsiadem, nigdy nie robiła tego u siebie w domu z reguły w opuszczonym parku albo nad rzeczką. Małżeństwo trwało 10 lat, facet umarł na zawał podczas zbliżenia z małżonką i tak pozostała w szoku aż do stypy, gdzie w piwnicy żegnając swojego męża przespała się z grabarzem. Potem nie miała już mężczyzn, stałą się zapewne taką kobietą, jaką dzisiaj ją widzę, karłowatą, garbatą i śmierdzącą. Nigdy nie żałowała tego, co robiła, wiem, że nie wszystko mi opowiedziała, ale miałem już dosyć wysłuchiwania jej opowieści. Powiedziałem jej, że musze pilnie wyjechać na jakiś czas i pożegnałem się z nią.
Gdy wróciłem, od razu zgłosiła się do mnie kobieta, bardzo podobna do tej starej, ale trochę młodsza (może jej córka?), Położyła pieniądze na stole i nie czekając na moją reakcję zaczęła opowiadać swoją historię. W wieku 15 lat matka wyrzuciła ją z domu, ta nie wiedząc, co ma ze sobą uczynić błąkała się po dworcach aż zwinęła ją policja. Na komisariacie poznała oficera 30 lat starszego od niej, który na początku ją przesłuchiwał, jednak po chwili oboje znaleźli się na podłodze. Puścił ją i obiecał, że jeśli będzie go odwiedzać to on otoczy ją opieką. Dziewczyna wiedziała jak ma zadbać o siebie. Zaczęła snuć się po barach, restauracjach szukając starszych panów i za nie wielkie pieniądze oddawała im się. Po trzech latach miała już dość, miała również tyle pieniędzy, że było ją stać na wszystko. Postanowiła wyjechać za granicę, tam poznała sześćdziesięcioletniego alfonsa, za którego wyszła za mąż. Pozostała w swoim fachu, zarabiała jeszcze więcej, bo była łatwa i godziła się na wszystko w przeciwieństwie do swoich koleżanek. Po dwóch latach znudziło się jej małżeństwo, rozwiodła się i poznała kolejnego bogatego dziadka (wydaje mi się, że był to jeden z jej klientów). Ślubu już nie wzięła, natomiast za swoje usługi miała wszystko, o czym marzyła a gdy on już nie mógł z nią tego robić, spotykała się z byłym mężem i z jego kolegami, ale już nie dla pieniędzy tylko dla przyjemności. Dlaczego do mnie przyszła? Los ją pokarał z taki styl życia, jaki obrała nie mogła mieć dzieci, zagrzybiali klienci doprowadzili ją do takiego stanu. Była tym załamana i gdy już całkiem straciła fizyczny kontakt z mężczyznami zaczęło jej czegoś brakować-dziecka. Terapia trwała przeszło rok, nie udało mi się jej wyleczyć, ale zaleciłem jej udanie się do ośrodka leczniczego. Tak naprawdę chciałem wyizolować ją od tego świata, przeszło jej przez myśl, aby adoptować dziecko,a nie chciałem, aby owe dziecko skończyło tak jak ona.
Te wszystkie historie, tych wszystkich ludzi nawet, nawet gdyby połączyć w jedną, nie byłyby równe temu, co teraz opowiem. Jedna osoba, a właściwie kobieta, kilka historii, ale to one zmieniły moje życie na zawsze…
Był to wrześniowy dzień, jak zwykle wybrałem się na popołudniowy spacer po miasteczku. Ludzie już dobrze mnie tutaj znali, czułem się naprawdę szczęśliwy. Korzystając z wolnego dnia postanowiłem zrobić zakupu w pobliskim sklepie i gdy dochodziłem do drzwi ujrzałem ją. Była brunetką mojego wzrostu, szczupłą o ciemnych oczach i białej jak chińska porcelana skórze. Wpadła wprost na mnie, spojrzała swymi oczyma i przeprosiła. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, miała na imię Charlotte okazało się, że właśnie wróciła z zagranicy i rozgląda się za pracą, korzystając z okazji zaprosiłem ją do kawiarni na kawę. Rozmawialiśmy ze sobą ponad dwie godziny. Opowiedziała mi, że przez kilka miesięcy mieszkała z chłopakiem (prawie mężem) w Berlinie, miała tam dobrą pracę, mieszkanie, ale pewnego dnia wcześniej wróciła do domu i zastała go w łóżku z inną, Na początku zrobiło mi się jej żal, bo cóż ona była winną, dlaczego ktoś miałby zdradzać taką dziewczynę jak ona?- Zastanawiałem się. Czas nieubłaganie szybko uciekał. Zaproponowałem jej, aby przyszła do mnie, jeśli będzie chciała porozmawiać. Nie musiałem długo czekać, już następnego dnia przyszła do mnie. Gustownie usiadła na kanapie i zapytała się czy może zapalić papierosa. Z kolei ja zaproponowałem jej drinka. Sącząc go powoli zaczęła opowiadać wszystko od początku…
Miała około 16 lat, kiedy zaczęła interesować się chłopakami. Pierwszym, na którego zwróciła uwagę był jej najlepszy przyjaciel Marcin ( z opowiadań wynika, że posiada tendencje biseksualne). Pożerała go wzrokiem, niestety był jeden problem, on traktował ją tylko, jako koleżankę, mimo wszelkich starań (ocieranie się o niego, chodzenie przy nim nago, czy lap dance) nie mogła go zdobyć. Po paru tygodniach prób, dała sobie z nim spokój. Początkowo alkohol i specyficzna uroda stworzyły w niej pewność siebie na tyle, że wiedziała o tym, iż może mieć każdego chłopaka ( z wyjątkiem Marcina), którego sobie upatrzy. Nie żałowała sobie w przebierania, kokietowała na każdym kroku, odpijała chłopaków innym dziewczynom, a gdy ci przychodzili do niej wprost w oczy wyśmiewała ich. Miała tylko jedną koleżankę, inne dziewczyny nie chciały się z nią przyjaźnić, bo bały się, o swoich chłopaków. One do siebie w pewnym sensie pasowały. Charlotte była towarzyska i ładna, natomiast jej koleżanka Anna brzydka i łatwa. Gdy razem wychodziły na miasto, był układ ta ładna uwodzi faceta i go upija i jeśli sama nie chce się z nim zabawić odstępuje go koleżance. W ten sposób każdy chłopak myślał, że sypia z Charlotte a tak naprawdę robił to z Anną. Tak naprawdę Charlotte wybierała sobie tylko tych, którzy mogli jej coś w zamian dać, (czyli pieniądze). Nie chodziło tu o płacenie za seks, ale kupowanie różnych prezentów, płacenie za nią w barze itd. Na taki układ (przynajmniej w tym miasteczku) niewielu mogło sobie pozwolić. Charlotte to nie przeszkadzało w doskonaleniu sztuki uwodzenia. Doszła nawet do takiej wprawy, że po jednym spotkaniu każdy chłopak zrywał ze swoją dziewczyną by tylko móc być z nią.
Po Marcinie kolejnym chłopakiem, na którego miała ochotę był Sebastian, pochodzący z dość bogatej rodziny mieszkaniec miasteczka. Zauważyła go siedzącego przy barze z jakąś dziewczyną i powiedziała do Ani cytuje „Ten jest mój” Wstała i podeszła do niego, nie przeszkadzał jej nawet fakt, że obok siedzi jego dziewczyna. Po naprawdę krótkiej rozmowie byli już razem w toalecie….
Oczywiście po tym wszystkim stali się parą, spotykali się ze sobą przez kilka dni, do czasu aż poznała jego brata Damiana. Co prawda spotykała się jeszcze ze Sebastianem, ale w tajemnicy przed nim także z Damianem i wybrała jego, bo był lepszy w łóżku, a sprawdzała bardzo dokładnie, bo zaraz, bo seksie w jednym poszła do drugiego. Śmiejąc się powiedziała, że żałuję, iż nie mogła mieć ich dwóch na raz, bo wtedy konkurencja była by żywsza, a ona bardziej zaspokojona... Będąc z Damianem spotykała się z nimi chłopakami, ale jak to powiedziała to nie było nic poważnego tylko czysty seks, dla przyjemności lub/i z pożądania. Czasami zazdrościła swojej przyjaciółce Ani, życia erotycznego, dlatego postanowiła nie pomagać jej dłużej w zdobywaniu i sama przejeła pałeczkę w swoje ręce. Właśnie z tego powodu, zakończyła się ich przyjaźń. Charlotte nie brakowało już niczego, miała bogatego chłopaka i każdego innego na zawołanie. Niestety, zaczęła dusić się w miasteczku. Miała już każdego po kilka razy, nudziło ją to. Na szczęście nuda nie trwała zbyt długo. Do miasteczka przyjechał nowy chłopak, był to siostrzeniec właścicielki baru, gdzie Charlotte spędzała wolny czas. Od razu przypadli sobie do gustu, a po pierwszej wspólnej nocy stwierdziła, że chyba jest zakochana. Był tylko jeden problem- Damian. On chciał się ożenić, były oświadczyny, nawet się zgodziła, ale w tej sytuacji musiała coś zrobić skoro niebawem miał być ślub. Mijały dni, czasu było coraz mniej, wciąż spotykała się z Patrykiem, wciąż była z Damianem. Nadszedł dzień ślubu, stała w białej sukni przed ołtarzem i gdy ksiądz zapytał się czy bierze sobie Damiana za męża…. Przerażona tymi słowami, uciekła z kościoła i pobiegła wprost do Patryka. Po paru erotycznych doznaniach wróciła do domu, tam czekała na nią rodzina i spakowana walizka, nie miała wyjścia musiała wynieść się, czym prędzej. Nie wiedziała, co ma zrobić, ale Patryk ją przygarnął i razem wyjechali zagranicę. Ich szczęście nie trwało długo. Kilka miesięcy po przyjeździe fascynacja u obojga minęła, zaczęli wieść normalne szare życie, praca do praca. Nie mieli dla siebie za dużo czasu a ich sex przestawał sprawiać przyjemność. Nie wiadomo czy bardziej zmęczona czy też znudzona takim życiem Charlotte, postanowiła je zmienić i to natychmiast. Pewnego dnia, wracając po pracy w metrze poznała innego mężczyznę. Był to wysoki, dobrze zbudowany grek, zupełnie inny niż Patryk. Od razu przypadli sobie do gustu, rozmawiali przez całą drogę o głupotach, a w powietrzu można było poczuć mocny zapach kokieterii. Gdy dojechali do ostatniego przystanku, on zaproponował jej drinka u siebie w mieszkaniu. Okazało się, że mieszkali po sąsiedzku, więc Charlotte bez wahania przyjęła zaproszenie. Gdy już weszli do mieszkania od razu rzuciła się na niego całując i jednocześnie rozbierając go i siebie. Co prawda sex nie trwał za długo, ale był namiętny, dziki, czyli taki, jaki marzył się jej od dawna? Po wszystkim ubrała się i poszła do domu wymyślając jakieś wytłumaczenie na jej spóźnienie. Gdy weszła do ich wspólnego mieszkania nie mogła uwierzyć w to, co ujrzała. Patryk leżał na łóżku a obok niego jakiś inny mężczyzna, byli nadzy, spoceni i w trakcie…
Gdy Patryk ją zobaczył szybko zerwał się z łóżka podbiegł do niej i z całej siły uderzył ją w twarz i wyrzucił z domu. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, grek, z którym dopiero, co spała też jej niechciał. Nie miała wyboru chcąc nie chcąc wróciła do domu, oczywiście matką przyjęła ją z powrotem, gdy zobaczyła ile kochana córka przywiozła pieniędzy.
Po powrocie, gdy doszła już do siebie próbowała odzyskać kontakt z przyjaciółmi oraz z Damianem. Niestety bezskutecznie, nikt po tym, co zrobiła nie chciał jej znać. Mijały miesiące, kończyły się zarobione pieniądze. Charlotte szukała pracy, ale z opinią, jaką sobie wyrobiła nikt w miasteczku nie chciał jej zatrudnić. Była zdesperowana, postanowiła zapisać się na jakiś kurs, żeby tylko nie siedzieć w domu. Liczyła tak, że kogoś pozna, kogoś, kto pomoże jej zapomnieć o tym, co ją złego spotkało i pomoże spróbować żyć na nowo.
W końcu zaczęło coś się dziać w moim życiu, uśmiechnęła się pokazując mi zdjęcie swojego nowego partnera. Był trochę wyższy od niej, niegrzeszący ani urodą ani inteligencją. Sama zresztą mówiła, że jest z nim tylko, dlatego iż jest zabawny i w miarę dobry w łóżku. Dzięki nowemu związku Charlotte nabrała więcej pewności w siebie. Zaczęła coraz częściej wychodzić z domu, do pobliskich barów czy też na zwykłe zakupy. Chodziła uśmiechnięta, a gdy przyszło jej spotkać kogoś z dawnych lat udawała, że w ogóle jej nie widzi. Śmiało można było mówić, iż obecny związek jest udany, ale brakowało jej czegoś, sama nie wiedziała, co dokładnie potrzebuje, ale była pewna, że musi to odnaleźć. I tak po paru miesiąc biernego szukania poznała kolejnego, który był szpetny z twarzy (nie miał przedniego zęba) i misiowatej postury. Czasem, jak wspominała, śmierdział, śmierdział nie miłosiernie niczym stary zbuk. Na szczęście rzadko tak bywało, że ją odtrącało. A co ją do niego ciągnęło? Sex! Dziki, namiętny, bez zahamowań. Miał na tyle duże przyrodzenie, że ledwo, co mieściło się w niej. Przy nim czuła się naprawdę zaspokojona, po kilku bolesnych próbach miała go w końcu całego, tylko dla siebie. Oczywiście przy tak mocnych przeżyciach zapomniała o swoim chłopaku. Nie chciała z nim zrywać, wolała, aby to uczynił ten krok. Próbowała przekonać go na różne sposoby, robiąc mu awantury o byle, co, przerywając sex zaraz po tym jak sama doszła, aż w końcu unikając całkowicie seksu. Był załamany, nie wiedział, o co chodzi, chciał porozmawiać o niej ze swoim kolegą, lecz ten oznajmił mu, iż Charlotte rozpowiada wszystkim, że ma małego i nie wie czy mu w ogóle stoi. Gdy usłyszał ten słowa, które padły z ust kolegi, całkiem się załamał, wtedy odezwał się do niej tylko raz mówiąc „ z nami koniec”. Ucieszyła się, teraz miała tylko jednego porządnego....
Owa przygoda erotyczna, bo tylko taki układ był między nimi, trwała zaledwie 3 miesiące. Ból, jaki odczuwała podczas stosunku sprawił, wywołał awersję i bała się każdego kolejnego razu. Rozstali się w zgodzie z nadzieją, że kiedyś będzie gotowa na kolejne wspólne doznania. Teraz potrzebowała odpoczynku, jej ciało było totalnie zmasakrowane od wewnątrz, opuchnięta twarz od nieprzespanych nocy sprawiła, że Charlotte prawie cały tydzień przeleżała w łóżku. Gdy w końcu wyszła z domu, jej blade wątłe ciało odstraszało przechodniów, duże czarne oczy wyglądały na zagłodzone a smukła twarz jak lustrzane odbicie śmierci. Charlotte była zmęczona życiem, nie chciała już tworzyć żadnych związków z mężczyznami, jedyne, co ją mogłoby zainteresować to przyjaźń erotyczna…
Charlotte bardzo długo dochodziła do siebie, przez kilka miesięcy unikała kontaktu z ludźmi. Na szczęście rozpoczął się nowy turnus. Pierwszego faceta poznała w kawiarni, był niższy od niej tak, że głowę miał na wysokości jej biustu, przystojny brunet o piwnych oczach i o lekkim zaroście od razu przypadł jej do gustu. Do Ciechocinka przyjechał w raz z kilku letnim synem na wakacje. Dzieciak całe dnie spędzał nad basenem wraz z opiekunką, więc on miał cały dzień dla siebie. Rozmawiali razem przez parę minut i zaraz potem wylądowali w łóżku. Seks był dla Charlotte krótki, mało przyjemny, ów przystojniak miał małego członka i mimo starań nie dał rady zaspokoić jej. Mimo wszystko udawała w wniebowziętą, krzyczała, gryzła, drapała, a po wszystkim zapaliła papierosa. On skończywszy w jej łonie wstał z łóżka, ubrał się, rzucił pieniądze na piersi Charlotte i wyszedł. W pierwszej chwili nie wiedziała, co ma zrobić, chciała się ubrać, pójść za nim, ale gdy zobaczyła ile zostawił jej pieniędzy, oniemiała z zachwytu, schowała je do torebki i poszła pod prysznic. Kolejnym klientem był młody inżynier, wysoki, dobrze zbudowany i wyposażony. Mimo swoich gabarytów, mimo tego, iż całkowicie ją wypełniał i zaspokoił, po zapłacie przespała się z kolejnym. Tym razem trafił się jej policjant, który choć nie był zamożny, dał Charlotte wiele rozkoszy, dlatego potraktowała go ulgowo. Taki styl życia bardzo jej odpowiadał, robiła to, co lubi i jeszcze mogła na tym zarobić. Zaczęła podróżować po kraju, poznając coraz to nowych mężczyznach. Pewnego razu w zaciszu hotelowego pokoju przyjęła do siebie dwóch mężczyzn naraz. Pierwszy raz jej się to zdarzyło, dlatego nie była pewna czy sobie poradzi. Brali ją jak chcieli, jęczała z bólu i z rozkoszy. Pod koniec zdenerwowała się, bo zapłacili tak jakby tylko jeden ją posuwał. Gdy chciała wziąć od nich więcej pieniędzy, ci wykąpali ją całkowicie nagą z pokoju. Jednak ta sytuacje nie zniechęciła jej do kolejnych podróży. Została zaproszona na wieczór kawalerski nad morzem. Była ciepła letnia noc, impreza miała miejsce na prywatnej plaży. Charlotte była jedyna kobietą na 20 mężczyzn, byli to młodzi chłopcy, pijani i napaleni. Na zabawie obowiązywała zasada bez ubrań. Toteż, gdy przemykała się między nimi ci stawali na baczność. Dwie godziny przed północą, zaczęła się orgia. Każdy z zaproszonych gości mógł przelecieć ją, a na samym końcu przyszły pan młody. Zamiast tradycyjnego seksu, zaproponował, aby stanęli wokół niej a ona się nimi zajmie, a pan młody ma czekać na koniec. Zgodzili się, ale nie wiedziała, co ją czeka. Na początku wszystko szło wg planu, ale młodzi nie mogli się powstrzymać, gdy podeszła do jednego z nich i zaczęła obsługiwać nagle od tyłu podszedł ktoś i zaczęło się. Każdy po kolei podchodził, lecz żaden w niej nie kończył. Gdy już wykończona Charlotte usiadła na piasku ci zawęzili koło i kończyli celując na jej ciało. Po wszystkim szybko pobiegła do morza i wykąpała się, a gdy wróciła zajęła się panem młodym. Podekscytowani goście przyglądali się wyczynom swojego kolegi a po wszystkim wyczerpana Charlotte zostawili bez pieniędzy i ubrań na publicznej plaży. Po tym wydarzeniu wróciła do domu i otworzyła własny burdel, sama już nie obsługiwała klientów, ale za to dość często sypiała z przypadkowymi partnerami…
Teraz, gdy mam już ponad 60 lat często ją widuje w parku, siedzi sama, zaniedbana wręcz odpychająca. Próbuje przypomnieć sobie jak kiedyś wyzywająco wyglądała, ale gdy patrzę na nią… po prostu nie potrafię. Ona udaje, że mnie nie zna, nie pamięta. Cóż, tak naprawdę nie dbam o to…
„Był czas, gdy mnie opuściłaś, byłaś tam. Podnosząc kawałki miłości z podłogi.
Więc zostawiłaś mnie Charlotte tu samego. Kończąc, jako krwawa ......”
oceny: słabe / przeciętne
Rozumiem, że autor jest psychologiem lub też ubrał się w jego szaty i wokół tego miało się stopniowo budować napięcie. Ale cóż to za napięcie, jeżeli autor już w czwartym zdaniu ujawnia, czym się zajmuje. A ponadto co to za psycholog, który już po pierwszym rzucie oka na swego pacjenta ocenia, głównie na podstawie jakości urody rodziców, że dziecko jest ułomne umysłowo, matka jest puszczalska, a córka pochodzi z nieprawego łoża. Ryzykowna to diagnoza nawet w sytuacji, gdyby dziecko miało inny kolor skóry niż rodzice. Kto jak kto, ale psycholog takich pochopnych diagnoz stawiać nie powinien.
Na szczęście dalsza treść rozwija się wokół losów tytułowej bohaterki, a w szczególności jej rozwiązłego życia. Nie jest to też bardzo wciągająca lektura, ale bardziej strawna.
Najsłabszym jednak elementem tego tekstu jest stan poprawności językowej. Jest źle, by nie powiedzieć tragicznie.
Błędy ortograficzne: "za granicą" piszemy rozdzielnie; "Grek" piszemy wielką literą; "bezinteresowność" piszemy łącznie; "nieobecny" piszemy łącznie; "wtedy" piszemy łącznie; "niejeden" w znaczeniu "wielu" piszemy łącznie.
Natomiast interpunkcja to prawdziwy horror. Błędów tej kategorii jest kilkadziesiąt, więc nie sposób je wskazać. Przede wszystkim brakuje przecinków przed zdaniami podrzędnymi oraz między sąsiadującymi czasownikami. Wymienię kilka słów, przed którymi przecinków brakuje: wracałem, snułem, poczułem, byłem, czy mają, gdzie, gdyby, toteż, a właściwie.
Są też zbędne przecinki przed: "jako pedagog", "ja to mam".
Jest też wiele literówek.
Skąd to wiem?
Ponieważ naczelną zasadą tego zawodu jest tajemnica zawodowa i emocjonalny dystans do obsługiwanej klienteli. Profesjonalista NIGDY nie będzie się publicznie rozwodził na temat swoich pacjentów, NIGDY też nie będzie oceniał żadnego z nich, inaczej wyleci z pracy jak z procy.
Opisywane tutaj przypadki przypominają jako żywo ploty jakiejś frustratki, starej wścibskiej baby, która z braku własnych głębszych przeżyć cudze brudy pierze "w jak najlepszej wierze"
i pojawia się pytanie,
o co tu jest komon? i jakie jest to halo/niehalo - i... komu do czego potrzebne?
Światowa literatura PIĘKNA zna milion damsko-męskich historii. Dlaczego mielibyśmy czytać akurat to, co tutaj przed nami??
Szkoda, że plociarskie zapędy narratora tę wartość zaprzepaściły