Przejdź do komentarzyTestament
Tekst 4 z 21 ze zbioru: Opowiadania
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2013-09-28
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2681

Paweł Ostaszewski był bardzo zdziwiony, kiedy dowiedział się, że jego stryj przepisał na niego swój dom. Dziwaczny krewny nie utrzymywał kontaktów z rodziną, która i tak nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Mimo to mógł wybrać innego spodkobierce niż Pawła, który owego stryja widział na oczy tylko raz lub dwa i to kiedy był mały. Paweł choć był zaskoczony, nie narzekał. Ceny nieruchomości idą cały czas w górę, a dostać w spadku dom to jak wygrać z rakiem. Po spełnieniu wszystkich formalności wziął w pracy parę dni wolnego i postanowił pojechać obadać swoją nową posiadłość. W ciągu paru godzin jazdy znalazł się na pograniczu polsko – białoruskim. Dalej jednak nie wiedział co czynić gdyż GPS nie potrafił znaleźć wsi Szeptuchowo. Błądził tak przez niemal godzinę, aż spotkał jakąś starą babuchnę, która wskazała mu kierunek. Wieś rzeczywiście była trudna do znalezienia gdyż prowadziła do niej wąska leśna droga. Nie było też żadnego kierunkowskazu. Gdy wyjechał z lasu, ukazała mu się wieś ukryta w puszczy. Jadąc główną drogą nikt by nie pomyślał, że za tą ścianą lasu znajduje sie normalna wieś, razem z pastwiskami i polami uprawnymi.

Paweł przejechał całą osadę, ale nigdzie nie znalazł domu o numerze 16. W końcu podjechał do mężczyzny idącego drogą.

- Dzień dobry. Przepraszam, może mi pan powiedzieć jak trafić do domu Eryka Ostaszewskiego?

- A po co to panu?

- Siostrzeńcem jego jestem.

- Moje kondolencje.

- A tam. Nawet go nie znałem.

- Minie pan jeszcze dwa domy i skręci w lewo, tam ujrzy pan brązowy dom z zielonymi okiennicami.

- Dziękuję!

Dom był w niezbyt zadbanym stanie. Podwórze zaś zarośnięte. Paweł zajrzał w okna lecz przez brudne szyby nic nie było widać. Wszedł na ganek, wsadził klucz do drzwi i... coś powstrzymywało go przed przekręceniem klucza. Jakiś szósty zmysł, instynkt samozachowawczy. Spojrzał na jedno z okien. Mógłby przysiąc, że na szybie był czyjś zaparowany oddech, a firanka się rusza jakby ktoś właśnie odszedł od okna. Paweł odsunął się od drzwi.

- Klucz nie wchodzi?

Za nim stał facet spotkany wcześniej. Paweł nawet nie słyszał jak zaszedł go od tyłu.

- Nie. Wszystko w porządku. - odpowiedział, otrząsnąwszy się z iracjonalnego strachu.

- Przepraszam za wcześniejszą nieufność. Po prostu pana stryj to był dziwny typ i nikt go nie odwiedzał oprócz innych dziwnych typów. Przyjechał pan tu po jakieś rzeczy?

- Nie. Żeby obejrzeć dom. Stryj przypisał mi go w testamencie.

- No to witam w sąsiedztwie. Witek jestem.

Mężczyźni najpierw przeszli na ty, a potem przeszli przez próg drzwi. W domu panował nieład, a do tego wszystko było zakurzone i pokryte pajęczyną. Wyglądało jakby stryj umarł nie miesiąc, a sto lat temu.

- Powiedz coś o moim stryju. Dlaczego był z niego dziwny typ? Wstyd przyznać ale z pewnością znałeś go lepiej niż ja.

- A co tu dużo mówić. Odludek był z niego straszny i dziwak. Parał się magią i zbierał dziwne rzeczy.

- Magią? - Paweł spojrzał na swego rozmówce z niedowierzaniem.

- Możesz sobie kpić ale tutaj ludzie wierzą w różne rzeczy. Różne rzeczy też widzieli. Twój stryj jednak robił coś innego niż to co robią zwykłe wiejskie szeptuchy. Z domu często dochodziły różne dźwięki. Czasem był hałas jakby ktoś niszczył meble, czasem jakieś nieludzkie wrzaski. Pamiętam, że kiedyś nawet zabił wszystkie okna deskami. Co do dźwięków to... niektórzy słyszeli coś dobiegającego z domu nawet ostatnio, po jego śmierci.

- Ty chcesz mnie nastraszyć żebym tu nie zamieszkał co? - spytał Paweł żartobliwym tonem. Być może zrobił to by uspokoić samego siebie i nie pokazać, że to miejsce zaczęło go przerażać.

- Dobra, może zajrzę do ciebie potem, żeby sprawdzić czy niczego ci nie trzeba, okej?

- Okej.

Paweł chodził po domu i robił listę rzeczy, które trzeba będzie wyremontować. Szykowało się sporo wydatków ale czuł, że warto. Będzie miał wymarzony dom na wsi, gdzie będzie mógł odpoczywać na wakacjach. Tak się rozmarzył, że aż zapomniał o strachu, który czuł wcześniej. Marzenia jednak się rozwiały i pojawił się niepokój. Niczym nieuzasadniony wszechogarniający niepokój. Na początku był mały, ledwo wyczuwalny. Powiększał się wraz z nadchodzącym zmierzchem.

Obchodząc wcześniej teren posesji, znalazł miejsce na ognisko. Udał się teraz tam biorąc z samochodu czteropak piwa. Choć wiedział, że prędzej lub później będzie musiał wrócić do starego domu, wolał to odwlec. Początkowo czas mijał miło. Ogień wesoło tańczył, słońce pięknie zachodziło barwiąc na pomarańczowo bezchmurne niebo, a piwo... piwo było dobre. Czas mijał tak szybko, że Paweł nawet się nie zorientował kiedy nadeszła noc. Ku jego zaskoczeniu, ta noc była... kompletna i totalna. Choć wcześniej niebo było bezchmurne, teraz nie było widać żadnych gwiazd ani księżyca. Mrok był tak gęsty, że nie widział nic poza ogniskiem. Takiej absolutnej czerni powinna towarzyszyć cisza, jednak mrok wypełniało wiele różnych dźwięków. Wszystkie zwierzęta we wsi podzielały niepokój Pawła. Krowy muczały jak zarzynane, psy szczekały i wyły. Paweł co chwilę obracał się nerwowo słysząc jak coś przebiegało po trawie. Miał teraz okropny dylemat. Zostać przy ognisku czy pójść do domu. W żadnym z tych miejsc nie czuł sie bezpiecznie.

Siedział jeszcze chwilę aż dojrzał coś czego nie potrafił zrozumieć. Choć panował totalny mrok, widział różne cienie, jakby utkane z jeszcze głębszej czerni i tylko dlatego mógł je zobaczyć. Były różnych krztałtów. Zarówno o krztałtach człowieka jak i mniejsze. Nie wiedział czy widzi coś nienazwanego czy zaczął odchodzić od zmysłów. Pojawiły się też białe smugi o podobnych krztałtach. Momentami myślał, że ma jakieś mroczki przed oczami. Bo jakby mógł je widzieć skoro nie widział nic na metr od ogniska. Mężczyzna chciał teraz uciec stąd, uciec gdziekolwiek. Wziął swoją latarkę i ruszył pospiesznie w stronę domu, nawet nie kłopocząc się gaszeniem ogniska.

Przyspieszył kroku gdy coś koło niego przebiegło. Zaczął biec gdy coś dotknęło jego ramienia. Już niemal będąc przy domu zatrzymał się. ponieważ usłyszał głos jakiejś kobiety. Nie potrafił wychwycić żadnych słów ale nawijała ciągle, jak radio. W nadziei na znalezienie towarzystwa szedł w stronę głosu. Zatrzymał się i poświecił latarką. Głos dochodził z krzaków przy płocie. Nie miał zamiaru tego sprawdzać.

Otworzył po omacku drzwi, a potem namacał włącznik. Następnie chodził po wszystkich pokojach zapalając wszędzie światła. Kolejną czynnością było zasłonięcie wszystkich okien. Po uczynieniu wszystkich tych czynności, nie wiedział co robić dalej. Wziął pogrzebacz jakby mógł mu w czymś pomóc i krzątał się po domu bez celu. Wszędzie widział przedmioty, których znaczenia mógł się tylko domyślać i książki w językach o których nigdy nie słyszał.

Usiadł na bujanych fotelu. I czekał. Nie wiedział na co. O śnie w każdym razie nie mogło być mowy. Wkrótce pojawił się ból głowy, który z czasem zaczął się nasilać. Czuł jakby ktoś mu stukał młotkiem w głowę, chcąc rozbić czaszkę i dostać się do środka. Paweł był teraz bliżej szaleństwa niż kiedykolwiek wcześniej. W głowie rozbrzmiało mu okropne brzęczenie. Po dwóch sekundach dotarło do niego, że to dzwonek do drzwi.

- Kto tam? - krzyknął, nie ośmielając się otworzyć drzwi.

- To ja, Witek.

Paweł otworzył, a tubylec nie czekając na zaproszenie wszedł i szybko zamknął drzwi.

- Szalona noc, co? Masz pecha chłopie. Przyjechać akurat dzisiaj...

- Ale o co właściwie chodzi?

- Zrób nam kawy. Ta noc będzie długa...

Po niedługim czasie mężczyźni już siedzieli pijąc, jak to się mówi, kawę czarną jak noc. Jednak dzisiejsza noc była jeszcze czarniejsza.

- Nie martwię się o to czy mi uwierzysz czy nie, bo pewnie sam zauważyłeś, że coś się dzieje. Chciałbym ci opowiedzieć tą historię od początku, jednak nawet najstarsi ludzie już jej nie pamiętają. W każdym razie, las otaczający wieś, żyje. Żyje jakąś własną świadomością, a w nim żyje mnóstwo różnych, nienazwanych bytów. Wieki temu była jakaś wojna, nikt już nie pamięta jaka, możliwe że jakiś najazd Tatarów czy innych Moskali. Wraz z pochodem wojsk wszystkie wsie i miasta były palone, a ludzie razem z nimi. Wtedy ludzie ze wsi zawarli z leśnymi duchami pakt. Wieś zostanie ukryta póki niebezpieczeństwo nie minie ale za to raz w roku ta wieś będzie należeć do lasu. Jedna noc w roku, kiedy duchy mogą harcować po wsi.

- Czy mogą nas skrzywdzić? - spytał Paweł, który cały czas słuchał Witka z szeroko otwartymi oczami i tak samo otwartą buzią.

- A różnie to bywa. Czasem po prostu hulają po wsi, czasem coś narozrabiają, powysysają krew z krów, porozwalają meble i tym podobne. Czasem kogoś porwą. Moja prababcia opowiadała, że kiedyś podczas takiej nocy jeden z duchów opętał jej koleżankę i został w niej już na zawsze. Wieś jednak trochę na tym skorzystała ponieważ leczył ludzi lepiej niż jakakolwiek szeptucha.

- Jeżeli mój stryj zajmował sie magią, to nic dziwnego, że wybrał to miejsce.

- Wiesz... – Witek sciszył głos. - Czasem ludzie bardziej bali się twojego stryja niż duchów z lasu.

Na te słowa, Pawła rozbolała go głowa jeszcze bardziej. Natarczywy ból nabierał na sile. Paweł obawiał się o swoje zmysły. Czuł jakby ktoś chciał wejść do jego głowy. Widać było, że Paweł toczy jakąś wewnętrzną walkę więc postanowił opisać Witkowi swoje uczucia.

- Naprawdę nie wiem jak ci pomóc. Musisz wytrzymać do świtu, wtedy to się skończy. Mów do mnie coś. Byle co.

Wtedy Paweł mówił co mu tylko przyszło do głowy. O tym jak w barze poderwał jakąś laskę czy też o tym jaki wielki kutas jest z jego szefa. Ból jakby ustawał, znowu poczuł się lepiej.

- Witek, a czy ludzie nie mogliby akurat raz w roku na jedną noc opuścić wsi?

- Nie. W tym jest cały problem, że to nie dzieje się regularnie. Raz w roku, ale jakiego dnia to nie wiadomo. Teraz mamy wrzesień, ale rok temu to było to trzeciego lutego. Było naprawdę strasznie biorąc pod uwagę, że tego dnia nie było prądu we wsi z powodu jakiejś awarii.

- A gdyby spróbować stąd uciec?

- Jak? Nie zauważyłeś, że droga ze wsi prowadzi przez las?

- I nikt nigdy nie próbował?

- Ktoś tam kiedyś próbował. I nie wrócił. Był też kiedyś jakiś przyjezdny. Jechał przez las wiele godzin, dopiero o świcie udało mu się wyjechać na główną drogę. Do tego całkowicie oszalał. Myślał, że będzie jechał przez ten las w nieskończoność. Przez okno w samochodzie widział stojące przy drodze postacie, których nie umiał nawet opisać.

Witek mówiłby dalej gdyby światło nie zaczęło migotać. Obaj zerwali się na nogi wyczuwając niebezpieczeństwo i... czyjąś obecność. Paweł aż krzyknął widząc postać w rogu pokoju. Dużą, brodatą i posępną. Stryj.

- Bij go! - krzyknął Witek do Pawła, który nie rozstawał się z pogrzebaczem. Paweł jednak stał wryty jak z kamienia. Dopiero gdy stryj zrobił kilka kroków w przód, wyciągając swoją rękę w stronę siostrzeńca, ten ocknął się krzycząc z przerażeniem i uderzył swojego zmarłego stryja. Widmo zniknęło. Światło wróciły do normy.

- Co...? Jak...? Zabiłem go? - dukał Paweł nie mogąc się otrząsnąć.

- Nie możesz zabić ducha. - Witek też był trochę przestraszony ale zachował zimną krew. - Ale nie lubią one żelaza, osłabia ich. Przepędziłeś go. Tymczasowo.

Paweł nagle złapał się za głowę. Stryj atakował jego umysł z podwójną siłą. Momentami czuł jakby przebił mu czaszkę, włożył do środka rękę i zaczął mieszać w jego umyśle jak zupę w garnku. W głowie pojawiały mu się losowe myśli, przed oczami widział przypadkowe obrazy.

- Ej, Paweł! Mów do mnie! - potrząsał nim Witek, widząc, że jest gorzej niż wcześniej.

- Zapomniałem schować truskawek do lodówki, pewnie już zgniły. Maryśka założ szalik bo jest zimno i się przeziębisz, a wtedy będę musiał zmienić tapicerkę w samochodzie. Legia chuj. Co?

- Mów do mnie ale z sensem. - powiedział do Pawła, który zaczął przytomnieć.

I tak mijały następne godziny. Rozmawiali o czymkolwiek, żeby tylko zająć umysł Pawła. Czasem było całkiem w porządku. Czasem Paweł tylko czuł jak ktoś się dobija do jego głowy. A momentami było tak jak przed chwilą.

Witek odsłonił firankę i się uśmiechnął. Świtało już. Najczarniejsza noc w roku się skończyła.

- Paweł, patrz. Świta. Już po wszystkim. - zaśmiał się radośnie. - Chcesz iść spać czy może czegoś się napijemy?

Paweł który dotychczas się wpatrywał w podłogę, podniósł teraz głowę.

- Witek, Witek. Kiedy w końcu oddasz mi siekierę, którą pożyczyłeś tyle czasu temu?

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Tak to jest, jak się nadepnie na kij od miotły.
© 2010-2016 by Creative Media
×