Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2016-04-05 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2120 |
- Jestem panem krwistego warana ! – rzekłem z naciskiem, obserwując coraz bardziej rosnące rozbawienie na jej obliczu.
- Ach, już rozumiem. Jedyny obecny tu mieszkaniec jest kimś niespełna rozumu. Przez chwilę nawet uwierzyłam... – zaśmiała się głośno. – Ty jesteś zwyczajnie szalony!
Zignorowałem jej szyderczy śmiech. Niby skąd miała znać prawdę?
Doszliśmy do wodopoju. Kontps chciwie chłeptał dużymi, o wiele za dużymi, nawet jak na niego – dwu i półmetrowego giganta, haustami wody. Kapra również umoczyła usta głęboko w wiadrze i pociągnęła kilka głębokich łyków. Powietrze było parne, dzień wyjątkowo upalny i stąd sobie tłumaczyłem ich nagłe pragnienie. Kobieta oderwała na chwilę wzrok od naczynia aby spojrzeć na zachowanie swego kompana, gdy ten nagle uniósł łeb i groźnie zacharczał, otrzepując jednocześnie resztki płynu z pyska.
- Czuje, że nadchodzą mrówki. – rzuciła w moim kierunku dziewczyna przeładowując broń i kładąc ją na prawym biodrze. Kolba kuszy niemalże oplotła ją wpół, bowiem specjalny izotop dopasowywał się automatycznie do kształtów dowolnego strzelca. – Chare czuje, kiedy są za blisko. Musimy stąd uciekać!
- Mówiłaś, że będą dopiero jutro, po zajściu drugiego słońca...
- Mogłam się pomylić w obliczeniach. Nie znam dokładnej szybkości ich pojazdów opancerzonych ale wiem, że potrafią oprócz swej zwrotności być diabelnie szybkie. Mój mały Mopkol został uszkodzony podczas bitwy więc część trasy przeszłam pieszo. Ale nie dostaną mnie żywej, te owadzie pomioty...
Wszyscy troje odwróciliśmy się w przeciwną stronę, z której wietrzył Kontps i zamarliśmy dosłownie z przerażenia. Z odległości nie większej od trzech rzutów kamieniem, wykonanym przez trzyletnie dziecko, wlepiały się w nas ogromne, krwistoczerwone ślepia. Niczym z szybkością filmu poklatkowego Kapra odpięła pasek przy plecaku i wolno odbezpieczyła jeden z uranowych granatów.
- Wolę już tak. Przynajmniej mam jakiś wybór.
- Nie! – wykrzyknąłem, jednocześnie łapiąc ją za rękę, w której dzierżyła śmiercionośne narzędzie. – Nie zabijaj go! To jest mój waran!
cdn...