Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2016-04-15 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2027 |
- Właściwie nie mam większego wyboru. Z twoim waranem możemy poruszać się znacznie szybciej niźli idąc na piechotę. Ale nie myśl, że robię to ze strachu. Chce po prostu uniknąć nierównej walki... przynajmniej na razie.
W jakimś nieokreślonym geście kiwnąłem tylko głową ale czułem wyraźnie, jak jej serce jest wręcz sparaliżowane strachem. Wszak w pojedynkę nie miała praktycznie jakiejkolwiek szansy w potyczce z większą ilością przeciwników, a zważywszy na stan jej obrażeń i zmęczenie, takie starcie z pewnością skończyłoby się dla niej tragicznie.
- Kapra. – zwróciłem się do niej nieśmiało. – Możesz wyruszyć wraz z nami. Ja jestem wybranym starego Moque znad jeziora. Mam do wykonania ważną misję i kto wie, co może spotkać mnie po drodze. A twoja broń i doświadczenie mogą nam bardzo się przydać...
- Wiem. – nie pozwoliła mi dokończyć. – Chcesz ochrony ? Więc będziesz ją miał ! Właściwie to ty ratujesz życie mnie i Charremu, a o czymś takim prawdziwy najemnik nie zapomina nigdy. Nawet komuś takiemu, jak ty. A być władcą kwistego warana, nawet dla mnie, to jest coś!
Jej dobrze zagrana wyższość nade mną nie dotknęła mnie wcale. Postanowiłem znaleźć im coś do jedzenia a dla niej nową odzież, z czym w zupełnie wyludnionej wiosce nie powinno być przecież żadnych problemów. Natomiast po opatrzeniu jej ran i sutym posiłku stwierdziłem, iż powinna dobrze się przespać. Ona jednak, wbrew moim propozycjom snu, potrafiła wykrzesać z siebie jeszcze tyle siły aby nie poddać się rosnącej senności. Jej osoba, tak przecież odległa mojemu oddziaływaniu i systemowi wyuczonych wartości, które ja reprezentowałem, stawała się niesmaczną zagadką, której rozwikłania byłem jednocześnie coraz bardziej ciekaw. Zaaferowani rozmową i kłębiącymi się dosłownie w mojej głowie myślami stanęliśmy w końcu przed moją chata na skraju wsi. Waran lekko zakołysał swoim ogromnym łbem dając mi znak, że zadanie, jakie mu postawiłem, zostało już wykonane. Bez pośpiechu opuściliśmy wygodne siodło i weszliśmy w przyjemny chłód mojego klimatyzowanego domostwa. Kapra pomogła spakować wszystkie nieodzowne do wyprawy rzeczy i dopiero kiedy nastała długa, mroczna noc udaliśmy się oboje na spoczynek. Na ostatni spoczynek w mojej wiosce. Jej kwiżerczy Kontps czuwał nieprzerwanie nad naszym snem przez resztę nocy.
cdn...