Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2016-11-14 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1824 |
Śnieg już padał, wszyscy myśleli o nadchodzących świętach, kiedy wieczorem zadzwoniła komórka Bislaidiskasa.
– Proszę przyjechać szybko na budowę. Mamy próbę wywiezienia świeżo zdjętych okładzin kamiennych – dobiegł z telefonu głos Romana.
– Kradzież?
– Bardziej skomplikowane. Proszę przyjechać.
– Już jadę.
– Co się dzieje? – spytał Bislaidiskas, gdy dotarł do bramy budowy.
Przy ciężarówce wyładowanej kamiennymi płytami, noszącymi ślady odrąbywania kilofem i resztek wyschniętej zaprawy, stało kilku ochroniarzy i kilku pracowników w ubraniach roboczych i w kaskach. Był już kierownik budowy i jakiś silnie podenerwowany człowiek.
– Panie dyrektorze, żadna praca nie hańbi, tylko ta nie zapłacona! Jestem podwykonawcą „Stabeniksa”. Robiłem okładzinę w hallu głównym. Od trzech miesięcy czekam na zapłatę. Święta idą, ludzie drugi miesiąc bez wypłaty, ja zalegam z zapłatą za kamień, do „Stabeniksa” nie można się dodzwonić. Jak tak, to ja zabieram okładzinę, wykorzystam gdzie indziej. A wy mnie wszyscy w dupę pocałujcie! Sądzić się nie będę, bo nawet moje wnuki pieniędzy nie zobaczą.
– Co jest z tym „Stabeniksem”? – Bislaidiskas zwrócił się do kierownika budowy.
– My im płaciliśmy zgodnie z harmonogramem. Teraz mają przerwę, bo na razie nie ma frontu robót.
– Ale mnie zalegają z zapłatą za dwie faktury. Najpierw było „Potem, potem”, a potem zniknęli.
– Proszę przyjść do mnie jutro o dziesiątej, pan prezes z Elbings-Bau również – dyrektor zwrócił się do kierownika budowy. – Postaramy się znaleźć rozwiązanie. Tę ciężarówkę zostawcie do jutra.
– Panie, jak te pieniądze się nie znajdą, to będzie tragedia. Moi ludzie to proste chłopy. Dla nich to jedyny zarobek. Ich rodziny już przymierają głodem. Naprawdę, nie żebym tylko tak mówił. Człowiek myślał, że jak taka ważna budowa, to Pana Boga za nogi chwycił i co? – Właściciel firmy prawie płakał.
– Niech się pan uspokoi. Zapraszam jutro do siebie.
– Panie prezesie – mówił Bislaidiskas do prezesa firmy Ebings-Bau w swoim gabinecie. Wszystko wskazuje na to, że zatrudnił pan wydmuszkę. „Stabeniks” zniknął. W sądzie jest wniosek o upadłość, po lokalu firmy hula wiatr, a właściciel nie wiadomo gdzie. Niech pańscy prawnicy zgłoszą roszczenia, a temu kamieniarzowi musimy jakoś pomóc.
– Podliczmy to. Gość ma zaległą płatność za kamień i zaległe płace pracowników. W sumie jakieś milion dwieście, pokazywał mi faktury, które wystawił „Stabeniksowi”. To ja mogę wyczarować roboty dodatkowe za, powiedzmy, piętnaście tysięcy. Tyle wy możecie jednorazowo puścić bez przetargu. Ludzie by mieli jakieś pieniądze przed świętami. A co z resztą? Gdybyśmy nie zapłacili całości „Stabeniksowi”, byłaby inna rozmowa.
– Gdybyście nie zapłacili „Stabeniksowi”, to by nie zniknął, bo by nie miał z czym. Prawnicy twierdzą, że nie ma żadnej możliwości pokrycia tego z naszego budżetu.
– Nawet ubezpieczenia czegoś takiego nie obejmują.
– Proponuję tak. Niech gość wystawi fakturę na te roboty dodatkowe i niech z powrotem ułoży ten kamień. I wypłaćcie mu te piętnaście baniek przed świętami. A resztę? Mamy gdzieś jeszcze prace kamieniarskie?
– No pewnie. Tylko robota będzie na wiosnę, na mrozie się nie da.
– Pogadajmy z jego wierzycielami, wytłumaczmy sytuację, gość już wygrał przetarg i zrobi tam coś…
– Korytarze w gmachu głównym.
– Niech zawyży cenę, tak, żeby mu się zwróciły koszty. Stracić też na tym musi, a chce całość, niech idzie do sądu. I tak musi zgłosić wierzytelność, więc kontaktu z wymiarem sprawiedliwości nie uniknie.
– Taka sprawa to w naszych sądach na dziesięciolecia.
– Takie prawo.
– Może w tym budynku uchwalą lepsze.
– Czego panu, sobie i naszej pięknej ojczyźnie szczerze życzę. Ale nasi jaśnie oświeceni prawodawcy wolą dyskutować o babskim brzuchu… O jest pan…
Dość na tym, że kamieniarz przyjął ofertę. Na wiosnę rozpoczął nowe zlecenie. Właściciel firmy-wydmuszki został zatrzymany również na wiosnę w Hiszpanii. Co jakiś czas jest wzywany do prokuratury. Końca sprawy nie widać.
Pewnego dnia do Bislaidiskasa zadzwonił prezes Elbings-Bau.
– Czy mówi panu coś nazwa firmy „Bit-zeisna”
– Nie?
– To melduję się u pana za godzinę, można?
– Za dwie. O jedenastej mam naradę, długo to będzie?
– Sprawa pachnie kryminałem.
– No to czekam.
Dyrektor wrócił do gabinetu z narady z prezesem trochę spóźniony.
– Witam panów – powiedział, podając po kolei rękę dwóm mężczyznom.
– Panie dyrektorze, to jest pan inspektor nadzoru branży elektrycznej – przedstawił jednego ze swoich towarzyszy prezes Elbings-Bau. – A to są dwa kosztorysy powykonawcze firmy „Bit-zeisna”.
– I w czym problem?
– Firma jest naszym podwykonawcą, poleconym przez jednego z pracowników pana biura.
– Kogo?
Za odpowiedź musiało wystarczyć wzruszenie ramion.
– Co jest w tych kosztorysach?
– Pierwszy na okablowanie systemu telewizji przemysłowej i alarmów w budynku kancelarii. Przewalony jakieś osiem razy. Według naszych szacunków powinien wynosić niewiele ponad dwadzieścia tysięcy. Tu jest sto osiemdziesiąt tysięcy.
– Jak oni osiągnęli taki wynik?!
– Policzyli odległość od centrali do punktu, zsumowali, napisali, że kuli bruzdę na takiej długości dla każdego kabelka, tymczasem przekuć mieli kilkadziesiąt metrów i wszystkie kabelki puścić jedną bruzdą, reszta w istniejących trasach.
– A drugi kosztorys?
– Policzyli długość kabli światłowodowych, do każdego pokoju i na każde piętro ciągnęli włókno osobno, jadąc wozem dostawczym według katalogu dla prac w terenie i wyszło im czterysta tysięcy, zamiast sześćdziesięciu.
– Pan to wyłapał? – spytał Bislaidiskas inspektora.
– Tak.
– Chcieliśmy tylko wiedzieć, czy pan to zaakceptuje.
– Panowie, ja też robię różne rzeczy, ale nie takie przegięcia. Weź pan tego gościa, powiedz mu pan, żeby zrobił prawdziwy kosztorys i tyle dostanie. Musieli mieć żądanie łapówki za załatwienie zlecenia. Tylko ktoś chciał za dużo i „Bit-zeisna” była w rozpaczy. Powiedz im pan, że ktoś, kto im coś obiecał, nie miał do tego podstaw. A oni mogą dostać następne zlecenie na ogólnych zasadach.
– To chcieliśmy usłyszeć. A jak ktoś się szarpnie?
– Przyślijcie go do mnie.
– No, to wiemy wszystko. Dziękujemy za rozmowę.
Panowie się pożegnali.
ratings: very good / excellent
William Faulkner, laureat Nobla w 1950 r., odbierając swoją nagrodę, powiedział: "Obowiązkiem... przywilejem /Poety i Pisarza/ jest wspomagać człowieka, krzepić jego serce, przypominać o męstwie, honorze i dumie, miłosierdziu i nadziei, współczuciu i poświęceniu, które były chwałą jego przeszłości."