Author | |
Genre | nonfiction |
Form | prose |
Date added | 2017-03-26 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2702 |
Synku kochany, jak tam Twoja Norwegia? Coraz lepsza może? choć kapkę?? Nie mam od Ciebie znaku życia - i bardzo się gryzę... już tyle tygodni :(
Oremus! Módlmy się...
Wczoraj byłam w naszym kościele na General Riera na mszy wieczornej (tak mniej więcej w jej 3. tercji). To współczesna budowla, mogąca pomieścić kupę ludzi, ale kiedy skrupulatnie wszystkich policzyłam - razem z Marijką, księdzem i sobą - wyszło nas bite 21 sztuk?? samych, głównie starych, po 50-tce i więcej, babek i 4 chłopów - też starych. Jedynym młodym człowiekiem - oprócz śpiącej słodko mojej Marijki - był sam ksiądz.
Msza jest jednak trochę inna niż te nasze. Są organy, są ławki, są tzw. święte obrazy, i ogólnie masz wrażenie, że jesteś całkiem u siebie, ale sam już ołtarz tutaj jest baaaardzo skromny: ot, na ścianie zwykły wielki prosty ciemny drewniany krzyż z Ukrzyżowanym, a przed nim zwyczajny długi stół z brewiarzem, gromnicami, bukietem skromnych kwiatów w wazonie oraz... mikrofonem - i na co komu ten mikrofon przy tak malutkiej gromadce widzaczysłuchaczy?
Kiedy weszłam z wózeczkiem, ksiądz właśnie długo coś mówił-mówił (zrozumiałam, że coś może o misjonarzach w Afryce czy/i w Brasilii - te nazwy kilka razy wychwyciłam - misjonarzy zapewne płci obojga, bo co i rusz wybrzmiewało *seniores e senioritas*... ale może chodziło o nas tutaj w tym kościele? i zapewne była też gadka o datkach na tych misjonarzy - i na parafię? - *gracias! gracias! gracias!*)
Potem duszpasterz zjadł swój opłatek, wypił mszalne wino, gdzieś sobie na dłużej poszedł, wrócił, umył użyte święte naczynie - i rozdał UWAGA! wszystkim (oprócz Marijki i mnie, grzesznej :) - wszystkim rozdał opłatki! Niebywałe... 100% przyjętych do świętego sakramentu! W życiu czegoś takiego nie widziałam...
Wierni poczęli podchodzić do siebie nawzajem - istna wędrówka po całym kościele, pospolite ruszenie jakieś - i dawaj! obejmować się i całować! Matko!
Mnie na szczęście nikt nie całował i nie obejmował, bo bym chyba z nadmiaru tych emocji uciekła! Stałam z wózkiem z Marijką blisko wyjścia, z dala od nich, i pewnie szybko załapali, że jestem ta wstrętna szkodna stonka-gringo :(
Zaraz po tej wędrówce i obłapce była nie znana mi pieśń a capella, i śpiew brzmiał tak czysto i pięknie, jakby to nie zwykłe szare beczące parafialne owieczki... a chór jakiś anielski śpiewał??
Znowu OREMUS! modlitwa... i ksiądz... przemierzając cały wielki kościół i mijając mnie (myślałam w panice, że chce... do mnie?! podejść??) - ksiądz... wyszedł sobie... Głównym wyjściem, a jakże! O, Boziuniu moja... Poszedł sobie, tak jak stał, w tych ornatach prosto na ruchliwą General Riera... pod te koła wariatów samochodów!
Dzisiaj po południu, już po 17:00, kiedy to znowu przyjechał stęskniony mąż i tatko p. Bezimienny Senegalczyk - i kiedy już jakby troszkę zelżał ten zza klimatyzowanych ścian skwar, wybrałam się pieszo wprost na południe (już sama z racji kolejnego *pani Mani wychodnego*) - wybrałam się pierwszy raz nad tutejsze morze.
Już z daleka je usłyszałam... Myślę, że mogła to być właśnie pora... przypływu?? bo, kiedy w końcu ujrzałam zatokę, groźne potężne fale coraz dalej w głąb docierały aż do środka szerokiej na sto-dwieście?? metrów (moje oko nie jest jednak dalmierzem) docierały coraz bardziej w głąb piaszczystej szerokiej plaży!
Żeby aż takie bałwany bałwanić, żadnego jakiegoś takiego specjalnego wiatru nie było, więc... po raz pierwszy w swoim życiu... oglądałam właśnie pewnie - ten przypływ?? Cóż za widok!! Chryste Boże wielki...
Jakbyś przy mnie był, mogłabym o to zapytać: - CO TO ZA STRASZNA WIELKA WODA?! Nie taki co 8 godzin przybój przecież widujesz na swoim Morzu Norweskim!
Wyglądało to naprawdę groźnie - tym bardziej groźnie, że miejscami bałwany te nabierały przy brzegu jakiegoś prosto z fantasy świecąco-fosforyzująco-różowo-przejrzystych odcieni, jakby, trąc o piachy plaży, wyzwalały w sobie jakąś... *wodną*... elektryczność... Strasznopiękne obezwładniające widowisko! Szum okropny - raczej, na krawędzi słyszenia, w basach łomot dziki i te ryki - fale wysokości nawet może... 2 m?? spienione i wyraźnie na nas złe! rozpylona w powietrzu słona mgiełka...
Podciągając wysoko swoje sprane rybaczki, starałam się iść (na bosaka) krawędzią wody, umoczona co najwyżej po kostki, ale czasami ni stąd, ni zowąd pojawiała się zza moich pleców z południowego zachodu całkowicie nieprzewidywalna dzika fala i zalewała mnie... po kolana?? jacyś pojedynczo lub grupkami spacerowicze, tak jak i ja, szli, przede mną i za mną, mocząc stopy, więc jako autochtoni chyba wiedzieli, co jest grane... Ja ich tylko naśladowałam...
Portki moje maksymalnie podkasane, lecz i tak byłam cała mokra... Ale fajnie! Jak w przedszkolu :)
Morze jest nadal bardzo ciepłe. Kilku nieustraszonych *pływaczów* (Mickiewicz się kłania :) daleeeko od brzegu bimbało sobie w górę i w dół... na tych bałwanach?! i ich głowy co i rusz pojawiały się i znikały, jak te arbuzy na kazańskiej Wołdze... Ci Hiszpanie! Nieprzewidywalni do bólu.
Jednak oznaki jesieni i tutaj już mamy: wiatry, czasami, jak ten szkwał, porywiste wszędzie gonią zeschłe liście; tych liści - i śmieci, śmieci-śmieci! - jest z każdym dniem, mimo krwawych wysiłków tych miłośników Wagnera - z każdym dniem jest tego coraz więcej...
Widziałam parę dni temu na Plaza de Espagnol ogromną *ławicę* naszych szpaków, które w czystym, bezchmurnym jak zawsze niebie (wciąż to niebo skąpi kropli deszczu) - migocąc trylionem skrzydeł i błyskawiczniesynchronicznie zmieniając tor lotu - w końcu obsiadły w krąg wszystkie możliwe palmy i nie-palmy i swym wrzaskiem zakrzyczały gwar sporego miasta...
Wydaje się, że ptaki te były już w drodze powrotnej na swe zimowiska w Afryce... Niech im się ta daleka - przez Morze Śródziemne i Saharę - niech im się ta droga szczęści.
I to w wielkim skrócie jakby wszystko. Trzym się dzielnie, jak Chmielnicki w Chmielnie :)
Serdeczności i buziaki - mama :)
ratings: perfect / excellent
ratings: very good / excellent
Co do opisywanego w kościele na General Riera drewnianego wielkiego krzyża: to monolit. Nie kawałkujemy tego i nie ćwiartujemy niczym, żadnymi przecinkami zwłaszcza. Bardzo świadoma tego, chciałam, żeby mój Paweł - człowiek bardzo religijny - to wyraźnie ujrzał. Krzyż chrześcijański - pokutny czy nie - zawsze jest całością - i takim niech pozostanie.
ratings: very good / very good
Teksty typu listy są trochę prywatą.