Author | |
Genre | humor / grotesque |
Form | prose |
Date added | 2017-04-28 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 3029 |
Prosekcja
Toto się nazywało prosekcja, czy jakoś tak. Na początku nikt nie chciał słyszeć o żadnych prosekcjach, no oczywiste, że to się źle kojarzy, ale telefon każdy miał działający, to na chuj prosekcje jakieś robić? I się okazało, że słuszne obiekcje ludzie mieli, ale o tym zaraz. Sołtys na polu powiedział, że on zrobił, bo to dobra rzecz i druga komunikacja darmo prosekcje robi.
Znaczy się Tele 2 to było, ale wtedy jeszcze nikt we wiosce nie wiedział, prócz sołtysa, któremu we łbie gnoje namotali i pierwszy prosekcje podpisał. A potem innych nakłaniał. Nikomu do głowy nie przyszło, że sołtys urzędnik, a taki głupi jest i też prosekcje popodpisywali. Po miesięcu, kiedy już wszyscy zapomnieli, to im, listonosz o prosekcji przypomniał.
- Zobacz, sołtys, kurwa twoja mać! Jeden telefon mam w chałupie, a dwa rachunki mnie złodzieje przysłali. To jest ta twoja prosekcja, Zdzisiek!
- Odpierdol się, Józef! Po coś podpisywał bez czytania?
- A tyś czytał?
- A wiele do zapłaty na tym drugim?
- Nie napisali skurwysyny.
- To pokaż mnie.
- Zera same popisali, toś za darmo dzwonił. Czego chcesz?
- To na chuj wysyłają, Zdzisiek? Przyślą za jakiś czas monit, albo skurwysyna komornika. Przekonasz się, sołtys, jakeś całą wioskę urządził. Ludzie ci wyprawią bal!
- Odpierdolta się wszyscy! Józef! Będziesz miał do płacenia, to wtedy przyjdź.
- Co za diabeł, panie... jeden telefon, a dwa rachunki...
- Ty już się Józef nie kłopocz. Widać papieru mają za dużo i wysyłają, żeby ludzie mieli co na rozpałkę.
- Tyś Zdzisiek na urzędzie, toś może zapomniał, że darmo to i papieru na rozpałkę szarym ludziom nie dadzą.
- Pierdolisz i pierdolisz, Józef. Nie masz nic do roboty, tylko telefon?
- Bo widzisz Zdzisiek, czytalim z Haliną tą umowę, coś wszystkim podpisywać kazał i ni chuj zrozumieć nie moglim o co w tej prosekcji chodzi. To już nie dla nas jest, sołtys... Zobaczysz, że nam te prosekcje jeszcze bokiem wyjdą.
- Bo to śkolone pisały, a nie takie, jak ty z Haliną, Józef.
- Taa...
Potem była druga prosekcja. Też się gnojów najechało na wioskę i gadali, że telefony upadły i teraz są różne telekomunikacje. Nie jedna, tak jak było zawsze, w czasach kiedy był porządek i spokój, tylko więcej jest komunikacji. A kto się nie zapisze do żadnej, to mu wyłączą telefon. I jeden taki latał po wiosce - krawaciarz i darł mordę na nich, żeby szybciej latali, bo na drugie wioskę jadą, dlatego, że tam ludziom zaczęli telefony odłączać. Wreszcie naród we wiosce ogłupiał. No i tam, gdzie telefon najbardziej potrzebny był, to się pozapisywali. Nie wszyscy, z pół wioski, ale potem nikt się nie chciał do głupoty przyznać. Znaczy się, że znowu prosekcje popełnił. Strach padł na nich, kiedy zaczęli dzwonić z komunikacji, tej co właśnie upadła, że się wypisali z normalnych telefonów - co ludzie dookoła mieli i teraz im kto inny rachunki będzie wysyłać. W ogóle dyskutować nie chcieli, tylko informowali grzecznie. Faktycznie, rachunki z całego świata zaczęły przychodzić. Z Wrocławia nawet. Czyli, że teraz, jak jakaś sprawa wyniknie z telefonem, to będzie trzeba jechać na drugi koniec Polski. Kownacka zemdlała, jak jej to Marian powiedział, a ona podpisała, bo jej się spodobali te chłopaki co do niej z prosekcją przyszli. A oni zamiast dzień dobry, to mówili: szczęść Boże, na wioskach, a jak odjeżdżali na koniec, to jeden łeb wysadził przez okno i się wydzierał: apage satana. Koło chałupy Kownackich najgłośniej. Im, Gienka, też w oko wpadła, bo jej dali najwyższy abonament. Droższego nie było. Nikt więcej takiego we wiosce nie otrzymał, na szczęście, bo by ludzie zawałów podostawali.
Myśleli wszyscy, że już spokój będzie z prosekcjami, ale pół roku nie minęło i zaczęli prosekcje bez podpisywania robić. Ludzie całkiem zgłupieli - co się z telefonami wyprawia. Najpierw dzwonili i przepytywali samych starych ludzi z dowodu. Bo na nich telefony były pozapisywane. Czasem po dwa razy na dzień mordowali starych, żeby im dyktowali pesle i serie z dowodów, imię matki i syna. Wszystko, jak na spowiedzi. A potem prosekcja na prosekcji. Ludzie przestali telefony odbierać. Każdy się bał, bo drzyć zaczęli za prosekcje niemiłosiernie. Najpierw słali rachunek za telefon - co miesiąc od innego prosektora, a za parę dni rachunek za prosekcję - nieraz dziesięć razy większy jak ten od telefonu. Cała wioska się wpierdoliła w bagno z telefonami, ale ludzie sobie przypomnieli, że od sołtysa się zaczęło wszystko z prosekcjami i mało go nie powiesili na drzewie koło remizy. W każdym razie, rachunków za prosekcje mu do chałupy nanieśli na taką kwotę, że mógłby ze dwie morgi gruntu dobrego kupić. No i telefon stał się we wiosce takim luksusem, że trzy czwarte wioski całkiem polikwidowali, bo nie dali rady nastarczyć za prosekcje płacić.
Przy okazji, Józef Bania, zaszedł do biura prosektorów, którzy mu regularnie rachunki wysyłali, aby sprawę prosekcji definitywnie załatwić i się od tej zmory wreszcie uwolnić.
Dwóch specjalistów od prosekcji siedziało przy swoich biurkach. Józef podszedł do ważniejszego, bo większy był i z chęcią, od razu, by mu przypierdolił, ale się powstrzymywał, dlatego, że już dwie sprawy o pobicie miał i ledwo się wywinął przed kryminałem. Bo takie czasy są, że skurwysyny szarych ludzi zamykają, za to, że łobuzowi przypierdolisz, a złodzieje w żywe oczy kradną. Najwięcej te na stołkach. Tak kradną, że już nawet nie ma co kraść i gnojów takich zamiast do uczciwej roboty, to wysyłają na wioski do podpisywania prosekcji.
- Skurwysyny! Za co prosekcje przysyłata? Jak telefon trzy miesiące nieczynny wisi? Co mam wam przynieść, pokazać? Za co wam złodzieje płacić?
- Pan się upokoi, o co chodzi?
- Jakie, kurwa, o co chodzi? O te wasze prosekcje. Zlikwidujta mnie to w końcu i się odpierdolta, bo ja żadnych prosekcjów nie chciałem.
- Ale Pan podpisał umowę?
- To daj, skurwysynu, drugie umowe, to ci się zaraz wypiszę! Albo zabierajta prosekcje razem z telefonem. Mówię przecież, że mam telefon wyłączony.
- To rozumiem, że chce pan zrezygnować z usługi preselekcji?
- Jak ja ci zaraz przypierdole, baranie, to wszystko zrozumiesz.
...i nie dał rady pozbyć się prosekcji, bo się tak wkurwił, że musiał z prosektorium wyjść na ulicę, i ręką na łobuzów machnął.
... winowajczyni w mendiach:
- Marian, tyś największe abonenty we wiosce płacił, to patrz! Bo to je ta Żydówa, co prosektorów wpuściła, a oni zaraz tych gnojów na nas nasłali, żeby pierwsze prosekcje robić. Od tego się zaczęło.
- Rozczochraniec baba, widać, że żydowski kocmołuch.
- Gadała, że się za tą starą telekomunikację biorą, bo to monopolista i drze z ludzi. Podobnież wyżej się pcha do rządzenia.
- Niech na nasze wioske przyjadzie! To jej naród zrobi prosekcje. *
Był to kolejny rozdział `Bękarta`. Jeśli ktoś nie wie o co chodzi, to wyjaśniam:
Otóż w 2003, czy 2004 została wprowadzona na rynek telekomunikacyjny w Polsce - usługa preselekcji. Polegała ona na przekierowaniu połączeń na prefiks inny, niż 1033 - należący do Telekomunikacji Polskiej - wyłącznej właścicielki infrastruktury telekomunikacyjnej w tamtym okresie. Prezesem urzędu nadzorującego branżę była obecna minister cyfryzacji - pani Streżyńska. Pierwszą firmą, która weszła na rynek usługi preselekcji była spółka Tele 2, oraz niszowy NOM. Preselekcje najlepiej odbywały się na wioskach. Często hurtem, czesto na polu, w oborze. Mało kto rozumiał i wiedział co podpisuje. A potem przychodził rachunek od Tele 2. Jeśli ktoś przekroczył darmową godzinę rozmów w miesiącu, otrzymywał rachunek z kwotą od Tele2, a drugi od Telekomunikacji Polskiej za abonament. Dla wielu ludzi, trudne było do pojęcia - jak mogą przychodzić dwa rachunki za jeden telefon? Już nawet nie chodziło o wysokość rachunków, lecz o zasadę. W niektórych rejonach kraju, ludzie ochrzcili usługę preselekcji mianem `diabła`. Później pojawili się inni operatorzy, żerujacy na łączach TP. Kiedy w 2008 roku UKE pod wodzą Streżyńskiej, dopuścił rozliczanie impulsów i nakładanie abonamentów dla każdego podmiotu spełniającego określone kryteria, jak grzyby po deszczu wyrosły spółeczki zoo. Bo to świetny biznes był. Często prezesami tych spółeczek zostawali byli dyrektorzy z TP, znający procedury. Proces rejestracyjny, na hurtowy dostęp do sieci TP trwał pół roku i był dość skomplikowany, ale potem Ameryka. Dla przykładu Tele 2 wytrąbiło z rynku na swojej darmowej godzince, ponad sto milionów złotych. Wszyscy już dawno zapomnieli o Tele 2, prawda? Kupiła je Netia S.A. Ktoś to ma jeszcze? heh. To nic. Wielu prosektorów miało prosty cwancyk: zakładali spółeczki, które w nazwie miały słowo Telekomunikacja, np. Telekomunikacja Novum, Telekomunikacja Kolejowa, Telepolska, Telekomunikacja Dzieńdobry, itd... A potem klienci słyszeli w telefonach: Dzień dobry, Telekomunikacja! Z tej strony Anna Kowalska. Dzwonię do pana,pani z propozycją obniżenia rachunków za telefon. Potrzebny będzie pana/pani pesel i seria oraz numer dowodu osobistego. Niechce pan/pani płacić mniej za telefon? Klient upewniał się czy to Telekomunikacja Polska, a wtedy słyszał: Tak, Dzień dobry Telekomunikacja. Call centra były na setki osób w całym kraju, a każdy telemarketer wykonywał dziennie po 150 -200 połączeń. Niektórzy klienci zawierali po kilku umów miesiecznie na ten sam numer telefonu. Zaś wielu prosektorów tak naprawdę zarabiało na karach za zerwanie lojalki. Miliony. Setki milionów złotych. W całym kraju toczyły się dziesiątki tysięcy postępowań, a wszystko szło własnym rytmem. Tak powstawał polski rynek usług telekomunikacyjnych. Wielu ludzi w krótkim czasie zarobiło miliony złotych. Głównie na karach umównych za zerwane umowy lojalnościowe w milionach sztuk.
Urząd Komunikacji Elektronicznej nadzorował cały ten burdel, ale przecież trzeba mieć trochę pojecia o społeczeństwie, żeby nie dopuścić do trzepania po dupach niedouczonej części społeczeństwa, emerytów, rencistów i naiwnych. Wystarczą odpowiednie procedury.
ratings: very good / excellent
Bardzo ciekawie opisane zjawisko towarzyszące transformacji gospodarczej. Nadal sporo błędów interpunkcyjnych. Nie będę wymieniał, tylko wskażę, jakie dominują. Zbędne przecinki przed "że" w konstrukcjach typu: chyba że, dlatego że, mimo że. Ponadto nie zawsze wydzielana jest przecinkami osoba, jeżeli zwracamy się do niej bezpośrednio, a błędnie jest wydzielana, jeżeli mówimy o innej osobie.
Ponadto w bierniku (kogo? co?) piszemy "tę", a nie "tą": tę umowę, tę stronę.