Author | |
Genre | textbook |
Form | prose |
Date added | 2018-02-21 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1963 |
Tadeusz mnie zainspirował swoim limerykiem o poecie z Kocborowa.
Jedziesz, proszę ciebie do Kocborowa
Uuu! To widać po człowieku. Jego oczy się żarzą, włosy kołtunią, ale mowa stanowcza, pełna przekonania. Z ich ust często płyną przednie tyrady, a język pełen zawiłych metafor i sugestii. Wydawać by się mogło, że w większości to pisarze, poeci i detektywi amatorzy. Rutkowski jeszcze nie. Ale wyobraźmy sobie, że na ciebie trafiło. Błędna diagnoza. Rodzina ci załatwiła wizytę u psychiatry, bo sam nie chodzisz po takich, a ten postawił błędną diagnozę. Kocborowo, proszę ciebie. Ty sam i czterech karków na ciebie. Lipa. Pakują cię do karetki i wiozą. W Kocborowie na powitanie zastrzyk. Siostra proponuje drugi dla dużych mężczyzn, bo kawał byka z ciebie, no i jest drugi – na wszelki wypadek dla dużych mężczyzn. Od razu się miękki robisz, jak gówno, proszę ciebie. Kładą cię na kozetce i tylko patrzysz. Ręką ruszyć nie możesz, bo za ciężka. Głowa jakby przyspawana do poduszki. Ustami tylko mamroczesz, ale sam nie wiesz co. Leżysz i patrzysz, a tu naraz pociąg na ciebie jedzie. Cholera wie skąd. Lokomotywa naciera. Już po tobie. Zamykasz oczy, kiedy ona po tobie przejeżdża. Cud, że żyjesz. Cisza. Nuda. Nagle zjawia się doktor. Mengele, chyba? Strzykawkę taką wielką ma, że ledwo ją radzi. Igła gruba jak palec. Już po tobie. Zamykasz oczy. Jak się pan nazywa? Co? Słyszysz, że kogoś pytają o nazwisko, otwierasz oczy. Nad tobą pochylona siostra. Jak się pan nazywa? zywa? Dobrze, przyjdę za dwie godziny – słyszysz tylko, ale co ona chciała? Ta myśl pochłania cię całkiem i ciągnie się jak flaki. Zagapiłeś się, a tu stoją jacyś robotnicy. Będą stawiać na środku mur. Wygląda na to, że chcą ciebie zamurować! A ty nic nie możesz zrobić. Już biegnie do ciebie siostra. Jak się pan nazywa? Nagle natchnienie – przypomniało ci się! (… tu wpisz swoje nazwisko i pesel). Jesteś uratowany! Siostra wychodzi na chwilę, by powrócić ze strzykawką. I zastrzyk, proszę ciebie. I znowu lecisz.
Po dwóch tygodniach gęgolisz jak niemowlak, wtedy idziesz na wypis. Rodzina cię zabiera, a przy okazji reklamówkę tabletek, żebyś się nie wykończył bez zastrzyków. Mają obowiązek pilnować ilości i terminów. Słyszysz, jak serdecznie witają cię w domu, jak obejmują. Ciekną ci łzy, a oni kiwają głowami, szepczą między sobą. Pytają cię o coś, a ty gęgolisz. Posadzili cię na kanapie, bo ustać nie możesz na nogach. Kocem okryli. Przyjemnie. Nawet nie czujesz, kiedy się zmoczyłeś. Twój cewnik został w Kocborowie. Patrzysz tępo w telewizor, a oni się przesmradzają pomiędzy tobą, a ekranem. Patrzą na ciebie. Coś poczuli. Dobierają się do ciebie. Matka łapie się za głowę. Siostra ucieka do drugiego pokoju. Szwagier kręci głową z obrzydzeniem. Teść wychodzi z domu. Matka krzyczy na siostrę. Po chwili widzisz ją w gumowych rękawiczkach od czyszczenia muszli klozetowej. Jakąś szmatą myje ci krocze. Potem owijają krocze suchymi szmatami, to wszystko folią, a na koniec wciągają na ciebie o wiele za duże portki po teściu. Na szelki. W spisie nie ma twojej żony, bo ona to pierdoli. Wyjechała z kochankiem za granice. Szwagier przynosi porcję tabletek. Odwracasz głowę. Wszyscy razem trzymają cię, szwagier palcem rozchyla ci usta i wsypuje garść tabletek. Popij! Pij! - krzyczą wszyscy, podstawiając ci do ust kubek z wodą.
Następnego dnia koło południa czujesz jakby twój ciężar nieco zelżał. Rękoma dajesz radę ruszać, nawet wstać próbujesz. Po szafie, po ścianie idziesz do kibla, bo czujesz ten ucisk, w końcu. Ale na korytarzu się przewracasz. I rżniesz proszę ciebie w te szmaty, w tę folię, co nią jesteś owinięty w pasie. Po kilku minutach cała familia stoi nad tobą i kiwają głowami. Znowu siostra idzie do kibla, zakłada te gumowe rękawice do czyszczenia muszli, co leżą przy szczotce do czyszczenia kloaki. Będą cię przewijać. Uff... Dalej gęgolisz bez ładu i składu, ale przynajmniej wiesz, co chcesz powiedzieć. Na wieczór zaczynasz rozróżniać postaci w telewizorze, ale znowu tabletki. Szwagier wyznaczył godzinę i pilnuje. Znowu lecisz do galaktyk, proszę ciebie.
Po tygodniu rodzina ma ciebie dosyć. Do kibla zdążyć nie możesz. Co z tego, że zaczynasz gadać sylaby, kiedy sam nic przy sobie nie zrobisz. Widelec ci z ręki leci. Łyżeczki strach ci dać, żebyś nie połknął i cały czas trzeba mieć oko na ciebie. Dosyć tego! Nie nadajesz się, proszę ciebie do życia w rodzinie. Bardzo chory jesteś i lekarze specjaliści muszą zadbać o ciebie. Może zastrzyki ci pomogą, bo te tabletki, całe te domowe leczenie ci wyraźnie nie sprzyja. Jedziesz, proszę ciebie! Do Kocborowa!
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent