Author | |
Genre | poetry |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2018-11-25 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1532 |
Gdy już umilkną głuche echa,
wystygnie gejzer, a noc minie;
kiedy doczekam się nie czekać,
rzeka spokojnie znów popłynie
i nowe dźwięki naniżemy
na kruche nitki, chociaż nowe.
Zaprzestaniemy krzyczeć w ciszy,
rwać włosy i zachodzić w głowę.
Chciałabym zamknąć mądrym zdaniem,
konkluzją, obrośniętą w mądrość,
ten ciąg wyrazów, to gdybanie,
ten wir wypadków nieprzytomny.
Nie umiem znaleźć antidotum.
Szukam więc w stogu durnej igły,
która pozszywa poszarpane,
wyrwane z krtani słowo nigdy!
Jutro, jak wczoraj się panoszy,
dzisiaj w gorączce pali żarem.
Szczęśliwi, którzy w takich chwilach
na brak nadziei mają wiarę.
Próbuję zmienić nurt, odwrócić
to, w co uwierzyć trudno, mimo
zdarzeń wyrwanych spod kontroli
i poczuć smak mocnego wina,
miast winny ocet wciąż kosztować,
który urodzi cierpkie wiersze -
choć to zaledwie zapis, słowa...
a żyją tylko drżące ręce.
Wirsz czytany spokojnie z łodzi i na spokojnej wodzie.
Dzieki za czytanie.
ratings: perfect / excellent
w tej postawie
lirycznej "ja"
taka na porywistym
wietrze niech trwa
tylko niech trwa
Jutro jak wczoraj się panoszy,
dzisiaj w gorączce pali żarem.
(vide 3, od dołu strofa)
Nie doceniamy tego Boskiego w Poecie kunsztu wcale