Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2019-08-14 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1321 |
Myślała już dłuższy czas nad tym, co mogłaby zmienić w swoim życiu, żeby było jakieś. Szukała pomysłów w internecie, zagrzewała się pomysłami z youtube, które miały moc rozgwieździć nawet najmroczniejszą noc. Wystarczyło myśleć pozytywnie, czyli wmawiać sobie, że jest się super i że wszystko zależy tylko od niej. Na pewno poprawiało to samopoczucie tym niezależnym od innych, wolnym strzelcom, którzy pracują na siebie, wyrobili już sobie jakąś markę i nie są zależni od dyrektorów, klientów, znawców. Być dla siebie szefem mogło kusić po tylu latach zależności od humorów innych ludzi. Na swoich zasadach wpuszczać ich do swego życia.
Co zrobić w miejscu, gdzie nawet spacer wieczorny może się komuś wydać nienormalnym zachowaniem, a poranny - graniczeniem z paranoją. Gdzie bieganie może być postrzegane jak żenada a zdrowie buduje się tylko przez systematyczne odwiedzanie ośrodka zdrowia. Na szczęście można jeździć rowerem, ale nie w pojedynkę, bo to już zakrawa na schizę, tramę i bunt. Na prowincji patrzenie jednych na drugich nie odbywa się za pomocą różowych okularów tolerancji, tu wszystko służy ocenie negatywnej. Niewielu jest outsiderów, którzy szukają w innych dobrych intencji. Prościej jest szukać dziury w całym i oceniać, oceniać jak najgorzej.
Może na emeryturze otworzy przedszkole albo sklep? A może księgarnię lub antykwariat? Pomysły przychodziły i odchodziły pod presją negacji, która kazała nie wierzyć w żadną alternatywę do nic nierobienia na ostatnim etapie życia. Wiedziała, że nie może się skazać na taki los. Za dużo obiecywało jej życie w młodości a potem podsycało tę myśl przez trzydzieści lat pracy w szkole. A może wbrew zaściankowości i prowincjonalnym zachowaniom stworzyć dom otwarty?
Taki, co to się nie zamyka od świtu do zmierzchu, przyjmuje naprawdę każdego i jeszcze daje satysfakcję, że się w nim przebywa gościom i gospodarzom. Po co jej otwieranie domu, narazi się na niepotrzebne plotki, wyjdzie ze swojej strefy komfortu, pokazując wszystkim bez wyjątku, jaka jest naprawdę. Nie ukryje przecież nadmiernej staranności o czystość ani chęci ciągłego śledzenia „co tam panie w polityce” obywającego się dzięki telewizorom włączonym przynajmniej na pięć godzin dziennie. No i wszyscy się dowiedzą, że gotuje tak sobie, to znaczy byle jak, szybko i kalorycznie i nie piecze ciast.
Jej dom otwarty byłby tylko dla tych, którzy chcieliby porozmawiać o literaturze, sztuce, etyce, religii, obyczajach, historii, o ludziach (ale bez plotek!). I chyba nikt by nie przyszedł, bo dookoła tylko biznes, liczby, polityka, kościół, media...
A jeśli już ktoś by przyszedł, to ta para pijaczków, która i tak wystaje pod pobliskim sklepem i przyszłaby coś dostać. Nie, niekoniecznie pieniądze, raczej coś do spieniężenia, żeby potem kupić produkty ich pierwszej potrzeby. Tylko po co im ten dom otwarty? Po co jej?
Po co komu? Może to przekonanie z dzieciństwa, kiedy jej ojciec otwierał swój dom na czas libacji, a gdy go zamykał, rzucał słowami, których pozazdrościłby niejeden kibol. Może jej dom otwarty miałby zetrzeć tamto doświadczenie i zbudować szlachetne, warte poniesienia przez nowe pokolenie. Nie, to jest tak nieprawdopodobne, że aż głupie. Domy otwarte to przeszłość, która już nie wróci.
A jeśli zaprosiłaby swoich dawnych uczniów? Im otworzyłaby swój dom, co z tym zrobią? Najpierw może się spodziewać kurtuazyjnych słów, jak wtedy, gdy widziała się z nimi przez chwilę w sklepie, w pobliskim miasteczku, na portalach społecznościowych. A potem zaczną się tematy najbardziej aktualne. LGBT! Nietolerancja! Potrzeba życia w spokoju! Niechęć do Kościoła! Marsz równości w pobliskim mieście! Prowokacje! Niemoc! Zło! Polityka! Rząd! Afery! Zagrożenia ekologiczne!
I po takiej rozmowie nie pozostanie jej nic, tylko zamknąć ten dom otwarty na skobel, zaryglować go solidnie na do końca życia, bo nic już nie zostało z XIX-wiecznych idei, kiedy można było powiedzieć, co się myśli i móc to udowadniać na każdy możliwy sposób. Dziś wszyscy krzyczą i oczekują, że przyzna się im słuszność. Lepiej słuchać krzyku dzieci na placu zabaw, śpiewu ptaków, kumkania żab, wiatru w kominie. Ludzie już nie mówią ludzkim językiem, chyba że w zamkniętych domach po cichu i do siebie.
ratings: perfect / excellent