Author | |
Genre | poetry |
Form | blank verse |
Date added | 2019-12-29 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1177 |
przyznaję, była taka chwila
można by ją opisać dosadnie, porównać
do lalki Barbie bez oczu
i z odciętymi dłońmi
(dziewczynce nie spodobała się
brzydka zabawka)
albo popsutej karuzeli
która wiruje coraz szybciej
wyrzucając wrzeszczących pasażerów
(chłopiec bywa okrutny)
powspominajmy:
(włącz telewizor, już dziewiętnasta)
momecik jakby będący urywkiem
Misia Uszatka
(moje kwestie, rezolutno-durnym
tonem wygłasza Czechowicz)
cholernie lalkarski i przaśny
biorę udział, nawet za cenę godności
(no dobrze - jestem prowadzony
na niewidzialnych drucikach)
stoisz poza kadrem. pytam, starając się
nie kierować plastikowych oczek
prosto w kamerę:
czy da się wyciąć na na skórze haiku
tak, by po zagojeniu się ran
blizny układały się w list miłosny?
struktura porażki: sieć wzajemnie
opatających się pajęczyn
zaciśniętych gordyjsko węzłów
(postać z dobranocki
ma na szyi niezdejmowalny krawat)
wewnątrz nas - przepalone kadry
taśmy, z których nie uda się
oczytać nic poza cieniami
ledwie słyszalnym szeptem: wracaj
próby ucieczki z machiny (uważajcie - użyję
śmiesznego słowa) sponiewierawczej
(z publiki dobiega ciężka do
zniesienia cisza)
przeważnie kończą się tak samo:
nie ruszam się nawet na krok
siedzę na schodach. robi się ciemno
(`pora na dobranoc, bo już księżyc świeci`)
krzyczę: wracam
z całych sił staram się wierzyć
w istnienie morału