Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2020-03-27 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 954 |
2.
Skąd się u nas wzięły pielęgniarki? Nie wiem.
Przyjechałem do pracy rano, na rowerze, bo to teraz najlepszy środek lokomocji. Bez jaj. Andrzej czekał już na mnie przed wejściem, z tą swoją zwykłą niecierpliwością, chociaż było dopiero wpół do. Przekazanie zmiany potrwało może z minutę i zniknął.
Przez mniej więcej „gorące” pół godziny, w okolicy dziewiątej, musiałem wszystko ogarnąć, poprzychodzili ludzie do pracy (ci najbardziej potrzebni czy też obowiązkowi). Psikanie płynem dezynfekcyjnym ich dłoni, wydawanie kluczy, gadka – szmatka, dzień jak co dzień. Ogarnąłem papiery, przetarłem klamki, pootwierałem drzwi, bo zmiennik to zwyczajowo „olał”, sprawdziłem grafik, zaparzyłem herbatkę, wypaliłem ze trzy papierosy i w końcu otworzyłem WP w necie, bo przecież trzeba być na bieżąco. Wreszcie trochę spokoju.
Koło dziesiątej zadzwoniła do mnie szefowa z informacją, że przyjmiemy do naszego „hoteliku” kilka osób na kwarantannę. Oprócz szycia maseczek przez nasze krawcowe, będzie to nasz wkład w walkę z koronawirusem. Przedstawienia i próby odwołane (żebyście wiedzieli, ile osób dziennie się przewijało, z orkiestry, chóru czy baletu, nie licząc technicznych, biura czy interesantów...), a kilka niedawno wyremontowanych pokoi gościnnych stoi puste. Bo kto teraz do nas tu przyjedzie? Nikt. A część hotelowa, cztery pokoje, ma osobne wejście od strony ulicy i można je „wydzielić”. Odizolować. Pewnie, że tak.
Kilka minut później szefowa zeszła do mnie, wziąłem właściwe klucze, wywiesiłem na widoku zalaminowaną kartkę z napisem ZARAZ WRACAM i numerem telefonu do mnie. Komórkę służbową wsadziłem do kieszeni marynarki (jesteśmy wszyscy, portierzy, „pod krawatem”), zamknąłem moją „budę” i poszliśmy zrobić krótki przegląd naszego stanu posiadania. Krótki, bo po dziesięciu minutach byłem już z powrotem na portierni. Wszystko okej. Trzy pokoje na drugim pietrze, z podwójnymi łóżkami i jeden pokój na parterze, z rozkładaną wersalką. Wszędzie łazienki, prysznice, lodówki, czajniki elektryczne, ale mała kuchenka jedynie w pokoju na parterze. Na pierwszym piętrze, przy kręconych, drewnianych schodach, dodatkowo pokój korepetytora, z fortepianem. Na drugim piętrze jeszcze trzy pomieszczenia magazynowe oraz łazienka. Szefowa powiedziała, że zorganizuje jeszcze jakieś łóżko. A może łóżka. Zostawiłem jej klucze i poszedłem do siebie.
Na parterze są przeszklone drzwi oddzielające część hotelową od naszej, operowej, przy foyer. Z zamkiem elektromagnetycznym. Na wprost nich drugie drzwi, zewnętrzne, od ulicy, także na zamek elektromagnetyczny.
Obok tego hotelowego, zewnętrznego wejścia, jakieś dwadzieścia metrów dalej, w lokalu należącym do nas, młodzi ludzie otworzyli niedawno bar – pizzerię. Dla nas, ale i dla ludzi z zewnątrz. Obecnie, oczywiście, bar jest zamknięty. Ale może będą obsługiwać kwarantannę? I będą mieli zlecenia na dowóz pizzy czy czego tam dla klientów? Kto wie?
Tak w dużym skrócie wygląda plan sytuacyjny.
Koło dwunastej szefowa zadzwoniła do mnie, że mają już kogoś przywieźć. Gdy wychodziła, po trzeciej, powiedziała mi jedynie, że jest tam ileś osób, podobno pielęgniarki ze szpitala. Sama nie wiedziała dokładnie. I zdała mi klucze.
A przed osiemnastą, gdy już nikogo z „naszych” nie było, zaczął wyć alarm przeciwpożarowy.
Resztę już wiecie. Musiałem tam wejść, cholera. Potem zawiadomiłem Sanepid, że też się kwalifikuję do kwarantanny. No i zadzwoniłem, oczywiście, do Jurka. Że ma się tu zjawić jak najszybciej, w trybie alarmowym. I żeby mi kupił po drodze wagon fajek. Mój telefon bardzo go uradował, jak się zapewne domyślacie.
No, to chyba wszystko, tytułem wprowadzenia...
ratings: perfect / excellent
Do kogo to jeszcze nie dotarło, polecam pilną lekturę podstawową - "Ojca zadżumionych" naszego Wieszcza narodowego, Juliusza Słowackiego.
To poemat napisany tuż po podróży poety po Ziemi Świętej