Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2020-06-06 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1030 |
Wracający do domu zaczynają się pakować. Rozmawiamy o tym, którędy ich powiozą: przez Turcję czy może przez Szwecję? Jedynie dwa te neutralne kraje mogą pomóc w wymianie jeńców i przepuścić wszystkich przez swoje granice. Mimo że reszta też przecież pojedzie kilka dni później, koledzy z barek przejmują przeróżne nasze prośby i poruczenia, gdyż wszyscy chcemy jak najszybciej przekazać jakieś wieści naszym najbliższym. W Ojczyźnie do dzisiaj nikt o nas przecież nic nie wie...
Rano cały nasz obóz aż kipi: wyjeżdżają! Ciężarówki już stoją przed komendanturą. Nasi marynarze z swoimi bambetlami już wyszli na dziedziniec i czekają rozkazu. A tymczasem jakoś... nic się nie dzieje? Zniecierpliwienie narasta. Wśród zwykle tak cichych handlarzy futrami zapanowało jakieś dziwne podniecenie. Oni również wysypali na dwór, o coś głośno się spierają, gestykulują, zbierają w osobne grupki, potem znowu skupiają w całość. Widzimy, jak spośród tej gromady w pewnym momencie wyłania się troje ludzi, którzy podchodzą do wachmana i, wskazując na budynek komendantury, o coś go proszą... Aha, jasne. To są ich delegaci i chcą rozmawiać z komendantem. Żołnierz zarzuca na plecy automat i prowadzi za sobą na wewnętrzne podwórze. O co im wszystkim chodzi? Cały czas dotąd siedzieli jak te trusie, a akurat teraz dzisiaj zaczynają szumieć? Po jakimś czasie cała trójka powraca. Są uśmiechnięci i bardzo zadowoleni.
- No i co? Po coście tam chodzili? - woła do ich po niemiecku Edelmanis.
- My też wyjeżdżamy! Razem z wami! - i krzyczy do swoich kupców: - Szybko! Pakujcie się i jedziemy!
Nikomu nie trzeba tego dwa razy powtarzać. Od dawna są już spakowani. Podjeżdżają samochody. Nadchodzi komendant i tłumacz z listą. Naszych marynarzy ustawiają gęsiego i pojedynczo kolejno pakują na ciężarówki. Zaczynamy się żegnać. Obejmujemy się, całujemy, słychać wołania: *Powiedz im tam, Sienia, wszystko!*, *My też jutro zaraz po was jedziemy!*, *Pozdrówcie Leningrad!*. Kiedy już ostatni z nich wlazł na skrzynię, ze swoimi eleganckimi walizami zaczynają wdrapywać się tam futrzarze wraz ze swoimi żonami i dziećmi. Nikt ich nie ustawia, nie wywołuje po imieniu, nikt nie sprawdza... Coś tu jest chyba nie tak... Rodzi się konsternacja. Dlaczego wyjeżdżają ci Niemcy, skoro następną partią wymiany mieliśmy być my?