Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2020-06-15 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1131 |
O czym nigdy szkopy nie zapominają, to o codziennym dostarczaniu nam swoich gazet. Przed wieczornym apelem któryś z nas, znających niemiecki, tłumaczy potem to reszcie. Nie da się tego słuchać. Niemcy stoją już pod Moskwą! Artykuły są pełne hitlerowskiej fanfaronady i upojenia zwycięstwem. Pamiętam wrzaski Hitlera: *Armii rosyjskiej już nie ma! Po pustych, zaśnieżonych polach przemieszczają się pojedyncze grupki zdemoralizowanych, głodnych, obdartych ludzi, którzy nie są w stanie przeciwstawiać się doskonałej germańskiej machinie wojennej. Jesteśmy pod Moskwą! Już widzimy łuny nad miastem... Jeszcze jeden cios, i wojna się skończy!*
W pewnym momencie, słuchając tego wszystkiego, Dołżenko zeskoczył z pryczy i rzucił się do czytającego:
- Zamknij się! Skończ, kurwa, z tą propagandą! Bo cię uduszę! Dawaj tę cholerną szmatę! - krzyczał, wytrzeszczając dziko oczy i próbując wyrwać gazetę tłumaczowi. Koledzy z trudem go odciągnęli.
To wtedy rozpoczęliśmy poważną debatę nad tym, czy w ogóle ma jakiś sens czytanie ich doniesień? Większość uważała, że tak. Nawet gdyby tych kłamstw było w tym ich szczekaniu 80%, coś jednak, jakieś ziarno prawdy można z tego wyłuskać. Tak też się stało. Po kilku dniach fryce podali wiadomość, że ofensywa na Moskwę *czasowo* została wstrzymana.
W rezultacie w niektórych naszych celach ludziom, którzy tłumaczyli szkopskie artykuły na nasze, wyznaczono nawet swoiste premie: za każdego zabitego germańskiego generała, wymienianego w rejestrach ofiar, dostawali jednego peta.
Wszyscy żyjemy w straszliwym napięciu. Co chwila wybuchają wśród nas dzikie kłótnie. Nie daj Bóg, żeby któryś z marynarzy powiedział, że Moskwa może zostać wzięta! Natychmiast na niego rzuca się cała cela. Nie będzie wzięta nigdy! Na przekór tym ich szmatławcom, relacjom wermachtowców z naszej ochrony, którzy od czasu do czasu próbują nam wciskać swój kit, na złość całej tej ich Trzeciej Rzeszy, szlag by ją trafił po całości! Nie będzie wzięta nigdy!
Weifel tworzy *Arbeitdinst* - grupę dyżurnych, którzy muszą każdego dnia obsługiwać obóz. W ten sposób Igor Marakasow jako palacz oraz Wania Kulin jako sprzątaczka trafiają do komendantury, Wiktor Szuliepnikow zostaje malarzem, Szylin - stolarzem, Witia Swirin - obozowym ślusarzem. Wszystkich naszych kucharzy jako pomocników posyłają do kuchni pod szefostwo untera Kriffte, Czecha z pochodzenia. Dwaj inni podoficerowie, Balasch i Hetz, codziennie biorą pozostałych a to do zamiatania korytarzy, a to do zagrabiania liści na placu apelowym, to do skrobania kartofli i brukwi. Balasch nienawidzi Rosjan. Jest chamski, wciąż wrzeszczy, sypie przekleństwami. Hetz zaś - to dureń i podlec. Jego ulubione miejsce - to drzwi naszego więzienia. Kiedy internowani przechodzą obok niego w drodze na apel, ten staje w rozkroku, zakłada jak Hitler rękę za połę munduru, zaczyna się kiwać jak kobra i tylko patrzy, żeby komuś przywalić. Wystarczy, żeby któryś nieco zwolnił, natychmiast rozlegają się jego ryki:
- Schnel, Untermensch! Sacramento! - i już dostajesz w pysk, po karku albo kopa w d...