Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2020-06-15 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1176 |
Jednego z naszych na statkach lekarzy wyznaczają do pracy na rewirze jako pomocnika niemieckiego felczera. Rewir - to więzienny lazaret. To straszne miejsce. Raz w tygodniu na teren obozu wjeżdża czarno-czerwony *opel-kapitan*, z którego wysiada oficer w stopniu leutenanta. Jest wysoki, młody i przystojny. Nosi czarne cieniutkie wąsiki, na prawym policzku ma szramę w kształcie krzyżyka - ślad po korporanckim pojedynku, w ręku zawsze trzyma twardy pejcz. Na naszywkach jakieś baretki. Wyraźnie utyka na jedną nogę. Ludzie mówią, że był na froncie. To nasz *Herr Arts* - obozowy lekarz. Powoli wchodzi na 1. piętro, gdzie znajduje się obozowy rewir. Na jego widok felczer i nasz lekarz stają wyciągnięci przed nim jak struna na baczność. To żelazna zasada. Jeśli tego nie zrobisz, dostaniesz pejczem, gdzie popadło. Lekarza masz szanować. Wszak niesie pomoc cierpiącym, no, i to przecież on posiada wyższe wykształcenie. Felczer podbiega do podporucznika i robi krótkie sprawdozdanie. Zaczyna się obchód pacjentów. Z zachowaniem odpowiedniego dystansu za lekarzem postępują krok w krok felczer i nasz doktor. Leutenant końcem swojego pejcza podnosi kolejne prześcieradła i ogląda skrajnie wychudzone ciała więźniów. Na jego twarzy wyraz nieopisanego wstrętu, nos zatyka kryształowo białą batystową chusteczką.
- Przywietrzyć lazaret! Otwórzcie wszystkie okna! - rozkazuje asyście.
Felczer rączo biegnie wykonać polecenie. Wilgotny, mroźny wiatr wrywa się do pomieszczenia.
- Ależ niektórzy pacjenci mają ostrą gorączkę... - mówi nasz doktor. Nikt tego nie słucha. Obchód trwa dalej.
- O, schmutzige leute! Brudasy wszawe jedne, wszyscy co do jednego sami symulanci! - cedzi przez zęby podporucznik. - Franz! Tego mi tutaj zaraz do roboty, tego też, i tego, i tego!
- Herr Arts, - decyduje się wtrącić słówko nasz doktor, - ci ludzie są strasznie wyniszczeni. Nie mogą nawet chodzić. Ja proszę pana...
Szkop z pogardą patrzy na Rosjanina.
- Wiem chyba, co mówię! Do roboty! A ten, zdaje się, jakiś naprawdę słaby. Franz! Strzykawka! Zrobię mu zastrzyk.
Felczer podaje mu strzykawkę.
- Jeszcze nie jest wysterylizowana, panie doktorze. Woda jeszcze nie zawrzała. - mówi szybko po czym po chwili dodaje: - to jeszcze chwilkę potrwa...
- Bzdury! Obejdzie się.
*Herr Arts* wkłuwa igłę w żyłę chorego marynarza, pobiera z niej krew, po czym wystrzykuje ją na ściankę. Następnie napełnia strzykawkę jakimś lekarstwem i robi powtórny zastrzyk. To już wszystko. Pomoc cierpiącym została okazana. Można wracać do domu. Pieniądze za wizytę wręczą mu w komendanturze. Nie leży w jego obowiązku leczenie kogokolwiek, kto tak czy owak podlega eksterminacji.
- Heil! - wyciąga w znanym geście rękę doktor i opuszcza lazaret.