Przejdź do komentarzyZAMEK WULZBURG 11
Autor
Gatunekhistoryczne
Formaproza
Data dodania2020-06-15
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1166

Jednego z naszych na statkach lekarzy wyznaczają do pracy na rewirze jako pomocnika niemieckiego felczera. Rewir - to więzienny lazaret. To straszne miejsce. Raz w tygodniu na teren obozu wjeżdża czarno-czerwony *opel-kapitan*, z którego wysiada oficer w stopniu leutenanta. Jest wysoki, młody i przystojny. Nosi czarne cieniutkie wąsiki, na prawym policzku ma szramę w kształcie krzyżyka - ślad po korporanckim pojedynku, w ręku zawsze trzyma twardy pejcz. Na naszywkach jakieś baretki. Wyraźnie utyka na jedną nogę. Ludzie mówią, że był na froncie. To nasz *Herr Arts* - obozowy lekarz. Powoli wchodzi na 1. piętro, gdzie znajduje się obozowy rewir. Na jego widok felczer i nasz lekarz stają wyciągnięci przed nim jak struna na baczność. To żelazna zasada. Jeśli tego nie zrobisz, dostaniesz pejczem, gdzie popadło. Lekarza masz szanować. Wszak niesie pomoc cierpiącym, no, i to przecież on posiada wyższe wykształcenie. Felczer podbiega do podporucznika i robi krótkie sprawdozdanie. Zaczyna się obchód pacjentów. Z zachowaniem odpowiedniego dystansu za lekarzem postępują krok w krok felczer i nasz doktor. Leutenant końcem swojego pejcza podnosi kolejne prześcieradła i ogląda skrajnie wychudzone ciała więźniów. Na jego twarzy wyraz nieopisanego wstrętu, nos zatyka kryształowo białą batystową chusteczką.


- Przywietrzyć lazaret! Otwórzcie wszystkie okna! - rozkazuje asyście.


Felczer rączo biegnie wykonać polecenie. Wilgotny, mroźny wiatr wrywa się do pomieszczenia.


- Ależ niektórzy pacjenci mają ostrą gorączkę... - mówi nasz doktor. Nikt tego nie słucha. Obchód trwa dalej.

- O, schmutzige leute! Brudasy wszawe jedne, wszyscy co do jednego sami symulanci! - cedzi przez zęby podporucznik. - Franz! Tego mi tutaj zaraz do roboty, tego też, i tego, i tego!

- Herr Arts, - decyduje się wtrącić słówko nasz doktor, - ci ludzie są strasznie wyniszczeni. Nie mogą nawet chodzić. Ja proszę pana...


Szkop z pogardą patrzy na Rosjanina.


- Wiem chyba, co mówię! Do roboty! A ten, zdaje się, jakiś naprawdę słaby. Franz! Strzykawka! Zrobię mu zastrzyk.


Felczer podaje mu strzykawkę.


- Jeszcze nie jest wysterylizowana, panie doktorze. Woda jeszcze nie zawrzała. - mówi szybko po czym po chwili dodaje: - to jeszcze chwilkę potrwa...

- Bzdury! Obejdzie się.


*Herr Arts* wkłuwa igłę w żyłę chorego marynarza, pobiera z niej krew, po czym wystrzykuje ją na ściankę. Następnie napełnia strzykawkę jakimś lekarstwem i robi powtórny zastrzyk. To już wszystko. Pomoc cierpiącym została okazana. Można wracać do domu. Pieniądze za wizytę wręczą mu w komendanturze. Nie leży w jego obowiązku leczenie kogokolwiek, kto tak czy owak podlega eksterminacji.


- Heil! - wyciąga w znanym geście rękę doktor i opuszcza lazaret.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×