Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2020-07-04 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1063 |
Snytkin powtórzył tę rozmowę pozostałym zainteresowanym, którzy potrafili robić takie cudeńka. Po naradzie wszyscy zadecydowali, że warto chyba taką propozycję przyjąć. Po pierwsze, już nie będą wyganiać ich na mróz i inne ciężkie roboty - a taka możliwość istniała cały czas - po drugie, pracując w komendanturze, mogą wiele tam usłyszeć, po trzecie, dostaną wreszcie takie narzędzia, których nie trzeba będzie ukrywać, a można będzie przemycać część produkcji do miasta i mieć z tego dodatkowy chleb dla naszych chorych.
Warsztat został utworzony. Pracowali w nim oprócz Snytkina także Iwanow, Bogdanow, Balicki, Szylin, Dołżenko, Ustinow i dwaj architekci z grupy francuskiej. Czas pokazał, że decyzja ta była w punkt trafiona. To z tego miejsca teraz szerokim potokiem popłynęły do Weisenburga papierośnice i szkatułki, które w miasteczku zamieniano na żywność... jaka finalnie trafiała do obozowego lazaretu. Biedny Helm ze zdumieniem patrzył na niską wydajność pracy w swoim warsztacie; materiał szybko znikał, a produkcja była minimalna. Na wszelkie pytania dzielni nasi snycerze rozkładali ręce, mówiąc:
- Drewno jest wybrakowane i marnej jakości, no i wcześniej nikt z nas tego zawodowo nie robił. Dopiero się uczymy...
Niemiecki tłumacz musiał przyjmować te wyjaśnienia na wiarę. Tak naprawdę osobiście przecież nic na tym nie tracił, a to wszystko, co jednak od czasu do czasu otrzymywał, miało rzeczywistą wartość prawdziwego dzieła sztuki.
....................................................................................................................................................................
Któregoś dnia miało miejsce zdarzenie, które wstrząsnęło całym obozem. Pierwsza ucieczka bezpośrednio z więzienia. I dwa trupy zaszyte w workach w kratę, wystawione na widok publiczny... Uciekli dwaj Czesi z grupy francuskiej. Niestety, było to dla nich zbyt trudne, niemożliwe do wykonania. Trzymali wszystko w tajemnicy, nie poradzili się nas, działali w pojedynkę... Opowiedzielibyśmy im o poprzednich naszych ucieczkach, bo mieliśmy już za sobą podobne doświadczenia, chociaż nasi uciekali nie z zamku, a z miejsca pracy na zewnątrz więziennych murów.
Jak to się odbyło? Po wieczornym apelu obaj desperaci schowali się na placu w niszy. Korzystając z ciemności, próbowali wspiąć się na ścianę, lecz zostali zauważeni przez wartownika. Na jego wrzaski podnieśli ręce do góry, rozumiejąc, że zostali złapani. Zgodnie z międzynarodowym prawem za ucieczkę groziła im co najwyżej kara dyscyplinarna, a więc kilkudniowy karcer o chlebie i wodzie - i na tym powinno się to było skończyć. Niestety, rozlega się całkiem inna komenda *Mannerheima*, i dwaj unterzy, Weifel i Hetz strzelają do nich dwiema seriami, po czym ciągnięty przez marynarzy wózek na śmieci wyjeżdża z dwoma zaszytymi w worek trupami za bramę i tam na psim cmentarzu odbywa się ich *pogrzeb*. To jeszcze jedno iście hitlerowskie szyderstwo nad człowiekiem: brak jakiegokolwiek poszanowania dla zmarłych.