Go to commentsZAMEK WULZBURG 41
Text 106 of 167 from volume: Jurij Klimiencienko. Okręt płynie dalej
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2020-07-04
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1063

Snytkin powtórzył tę rozmowę pozostałym zainteresowanym, którzy potrafili robić takie cudeńka. Po naradzie wszyscy zadecydowali, że warto chyba taką propozycję przyjąć. Po pierwsze, już nie będą wyganiać ich na mróz i inne ciężkie roboty - a taka możliwość istniała cały czas - po drugie, pracując w komendanturze, mogą wiele tam usłyszeć, po trzecie, dostaną wreszcie takie narzędzia, których nie trzeba będzie ukrywać, a można będzie przemycać część produkcji do miasta i mieć z tego dodatkowy chleb dla naszych chorych.


Warsztat został utworzony. Pracowali w nim oprócz Snytkina także Iwanow, Bogdanow, Balicki, Szylin, Dołżenko, Ustinow i dwaj architekci z grupy francuskiej. Czas pokazał, że decyzja ta była w punkt trafiona. To z tego miejsca teraz szerokim potokiem popłynęły do Weisenburga papierośnice i szkatułki, które w miasteczku zamieniano na żywność... jaka finalnie trafiała do obozowego lazaretu. Biedny Helm ze zdumieniem patrzył na niską wydajność pracy w swoim warsztacie; materiał szybko znikał, a produkcja była minimalna. Na wszelkie pytania dzielni nasi snycerze rozkładali ręce, mówiąc:


- Drewno jest wybrakowane i marnej jakości, no i wcześniej nikt z nas tego zawodowo nie robił. Dopiero się uczymy...


Niemiecki tłumacz musiał przyjmować te wyjaśnienia na wiarę. Tak naprawdę osobiście przecież nic na tym nie tracił, a to wszystko, co jednak od czasu do czasu otrzymywał, miało rzeczywistą wartość prawdziwego dzieła sztuki.



....................................................................................................................................................................



Któregoś dnia miało miejsce zdarzenie, które wstrząsnęło całym obozem. Pierwsza ucieczka bezpośrednio z więzienia. I dwa trupy zaszyte w workach w kratę, wystawione na widok publiczny... Uciekli dwaj Czesi z grupy francuskiej. Niestety, było to dla nich zbyt trudne, niemożliwe do wykonania. Trzymali wszystko w tajemnicy, nie poradzili się nas, działali w pojedynkę... Opowiedzielibyśmy im o poprzednich naszych ucieczkach, bo mieliśmy już za sobą podobne doświadczenia, chociaż nasi uciekali nie z zamku, a z miejsca pracy na zewnątrz więziennych murów.


Jak to się odbyło? Po wieczornym apelu obaj desperaci schowali się na placu w niszy. Korzystając z ciemności, próbowali wspiąć się na ścianę, lecz zostali zauważeni przez wartownika. Na jego wrzaski podnieśli ręce do góry, rozumiejąc, że zostali złapani. Zgodnie z międzynarodowym prawem za ucieczkę groziła im co najwyżej kara dyscyplinarna, a więc kilkudniowy karcer o chlebie i wodzie - i na tym powinno się to było skończyć. Niestety, rozlega się całkiem inna komenda *Mannerheima*, i dwaj unterzy, Weifel i Hetz strzelają do nich dwiema seriami, po czym ciągnięty przez marynarzy wózek na śmieci wyjeżdża z dwoma zaszytymi w worek trupami za bramę i tam na psim cmentarzu odbywa się ich *pogrzeb*. To jeszcze jedno iście hitlerowskie szyderstwo nad człowiekiem: brak jakiegokolwiek poszanowania dla zmarłych.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media