Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2021-05-27 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 803 |
Proza. Kurde, obudź że sie.
Kurwa jebana mać.
Filutek umknął mi, w sen, no bo gdzie.
Nie jebnąłem go, chociaż miał przynieść papierosa. Od razu wyjaśniam, my nie pedały.
Poryszył nosem.
- Coś mi tu śmierdzi - przez sen.
Chuj. Sam nasrał do mojego buta, bo nie wiedział nawet co to są klipsy Agaty, nie umiał trafić ani na jednego schoda, a buty leżły obok... Nie, ja mu chyba jednak w końcu wyjebię.
Obudził się ciota.
- Co tu tak śmierdzi?
- Nasrałeś mi do buta.
- Ja? Chyba cię pojebało.
Ty. Pomyślałem. Chociaż on ma rację. To nie był już on. Obudził się, przetrzeźwiał...
- Ty.
- No dobra, to wyjeb je do kosza.
- W koszu śpi MAgdalena.
- Jaka Magdalena??
- Twoja żona, debilu.
- Przecież ja nie mam zony?
- Idź sam i sprawdź.
Zatoczył się.
- Ty. Pierdolona. To nie jest moja żona. Wrócił.
Musimy jebnąć po piwie.
Wiadomo było że musimy. ale jak to zrobić. Gdyż owo piwo było okropnie daleko, w każdym razie w sklepie.
- MAsz jeszcze jakieś pieniądze.
Pogrzebał w kieszeniach. To znaczy chciał pogrzebać, bo przecież nie miał spodni na sobie.
- Ty, gdzie są moje spodnie?
- Nie wiem, nie jestem strażnikiem twoich spodni.
- Ale w nich były pieniądze.
- Na balkonie.
Polazł.
Wrócił.
- Coś tam jest.
Cud.
- Co tam słychać chłopaki - Magdalena wprowadziła się rozrywkowo, podskakując jak skowronek.
- Chuj, żaba, Alibaba.
- Mam okres. O kurwa - polazła do kibla zdmuchnięta bebłem obyczaju.
- Nie myślę. Nie myślę - powiedział Filutek
- Nie myśl. Działaj.
Polajzliśmy.
Ja w klapkach. Padam. Padam. My z przodu, ona się skleiła z tyłu. Przeklinając.
- Kurwa jebana mać.
Pierwsze piwo.
- Dobre - mlasnąłem.
- Dobre - mlasnął i on.
Mlasnęła i ona, ale jakby ciszej, oblizując się.
Pierwsze piwo zawsze jest najlepsze. Bo się chciało pić.
Nagle zaczęła się kulturalna rozmowa.
- JA bym chciał wam powiedzieć, że podjąłem decyzję. Wyjeżdżam za granicę - podniósł szklankę i upił.
- A gdzież to żeś chciał byś wyjachać, kumie - zadałem durne pytanie, ale innych nie umiem.
- Postanowiłem, że wstąpię do Legii Cudzoziemskiej, jutro odjeżdża autobus do Paryża.
- Do jutra jest jeszcze bardzo daleko. Myślę, że jeszcze nie raz zmienisz decyzję - upiłem.
- Czyś ty kurwa zwariował? Do Legii cudzoziemskiej? A co ty tam bedziesz robił? - Zastanowiłą się MAgdalena. Znała przecież Filutka i wiedziała, że on by muchy nie skrzywdził.
- Nie ważne. Ale dużo płacą - oczy mu zalśniły potęgą Judasza.
- Trzeba przejść skomplikowany i wyczerpujący terning - podjąłem.
- Trening już mam - odpowiedział i zajrzał do szklanki, w której, jak na złość pływała mucha.
Drugie piwo.
- Pijemy drugie?
- A masz coś innego do roboty?
- No nie...
- Ty, a ty nie masz przypadkiem dzisiaj zajęć? - Zadałęm kolejne durne pytanie. Magdalenie.
- Mam. Ale na uczelni... Jakoś mi się tam nie chce jechać. Egzaminy mam przecież pozdawane - dulnęła z apetytem.
- Magda, a może byśmy tam wyszli na chwilę.
- Gdzie?
- Tam, za rogiem jest taka dziupla, można się schować za betonem.
- Chyba cię pojebało. Przecież ja jestem z nim - wskazała na mnie palcem przyozdobionym pierścionkiem małym, lecz mocno błyskającym się. Cud, że żeśmy go jeszcze nie opędzlowali.
- MAgda, kto ci naopowioadał takich bzdur - udałem że piję piwo, bo nie migłem w tym momencie przełknąć łyka.
- Ty odpowiedziała zadziornie.
Przejechał tramwaj. Kle, kle, kle. To były jeszcze czasy nie unijne.
Trzecie piwo.
- Pijemy?
- No to pijemy!
- Na zdrowie!
- Na zdrowie!
Czwarte piwo.
- Ty, MAgda, a może byśmy się przeszli tam za róg?
- Spierdalaj.
Piąte piwo.
- Ty. To kiedy jedziesz do tego Paryża?
- No mówiłem, że jutro.
Hihihihihi.
Przyszli jacyś ludzie. Rozsiedli się. Gwar.
Przyszła koleżanka MAgdaleny, przysiadła się.
- No nieee, wy znowu w akcji pijackiej. Nie wierzę. Zapaliła papierosa.
- Jakżeś zniknęła. Rano cię przecież nie było.
- Mówi się znikła a nie zniknęłą - zaciągnęła się. - Wyszłam, jak żeś nasrał do buta. Pomijam aspekt obyczajowości, ale ten smród. Oj Filutek, Filutek. Zamówiła piwo.
Przeleciały samoloty. Może trzy.
Chodźcie, wypijemy jeszcze po jednym.
- Ja nie mogę - MAgdalena otrrzepała się. Jutro muszę wcześnie wstać. Mam egzamin w szkole.
- Mówiłąś, że masz egzaminy pozdawane - obciął się Filutek.
- Nieee, nie wszystkie - odparła Magdalena.
- I kto mnie jutro odprowadzi na autobus - skamlał, gdy zostaliśmy sami.
Ja cię odprowadzę - odpowiedziałem i zamówiłem jeszcze po jednym. Na jego koszt. W końcu wkrótce miał zostać światowym awanturnikiem, z pensją przysłowiowego boga.
Faktycznie. Odprowadziłem go. Miał w worku cztery litry wina, na podróż, i dwie bułki. Suche.
Zadzwonił po kilku dniach. Z Paryża. Nie wiedział gdzie jest dworzec, w tle słychać było zapowiadane pociągi, po francusku.
- No chyba jesteś na dworcu! - krzyknąłem do słuchawki.
- O kurwa, faktycznie - obciął się. I rozłączył. A może mu brakło impulsów.
ratings: perfect / excellent
1.osobowego narratora, Magdaleny i Filutka, odlatującego do Paryża
/plus na finał paląca koleżanka MAgdaleny/
to, policzmy: 48 : 3 = 16 piw na łebka.
No, nieźle. Istne smoki podwawelskie!
Ten tytułowy paw nieunikniony jak Boni z Gdyni w dyni
Jest to, zdaje się, jedyny znany od starożytności patent na to, by pod jego /realu/ ciśnieniem w 3 przysiady nie sfisiować.
Szan. Autor pisze /w swoim komentarzu pod tekstem/, że te 48 piw i 1 paw to rzecz o młodości, miłości i odrobinie alkoholu - ale
kto kiedykolwiek gdziekolwiek był młody, a dzisiaj jest trzeźwy, dobrze pamięta, jak to było z tymi flaszkami, pawiami - i in. Migdalenkami