Go to commentsRozdział 7. Słodki czas sławy /2
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2021-10-08
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views670

Ten trzeci, sądząc po dzikim kaloszowym zapachu, jaki roztaczał jego gumowany przeciwdeszczowy płaszcz, był chyba nasz, prosto z Moskwy współziomek. Na samochodzie były moskiewskie tablice rejestracyjne.


- Macie jakieś kłopoty? - powtórzył swoje pytanie Bender, delikatnie dotknąwszy jego ramienia i w tym samym czasie z zadumą patrząc na cudzoziemców.


Moskwianin z irytacją w głosie zaczął coś mówić o pękniętej oponie, lecz jego mamrotanie już nie dochodziło uszu Ostapa. Na wielkiej drodze, w odległości 130 kilometrów od najbliższego miasta powiatowego, w samym środku europejskiej Rosji spacerkiem kręciły się wokół *cadillaca* dwa tuczone tłuściutkie zagraniczne kurczaki-kapłony! Bardzo to podekscytowało naszego Wielkiego Kombinatora.


- Przepraszam, - przerwał objaśnienia swego współrozmówcy-ziomka. - Ci dwaj są z Rio de Janeiro?!

- Nie, są z Chicago. Ja jestem ich tłumaczem z ``INTURIST-u`` *).

- Ale czego oni tutaj na tych rozdrożach szukają - w tym dzikim głuchym szczerym polu tak daleko od Moskwy? Od baletu *Czerwony mak*, od antykwariatów i wspaniałego obrazu Riepina ``Iwan Groźny zabija swego syna``**)?! Ja nie pojmuję! Po kiego czorta żeś pan ich tutaj przywoził?

- A żeby ich wszyscy diabli! - z żalem zawołał tłumacz. - Toż my tu już trzeci dzień jak oparzeni tłuczemy się po tych wiochach. Umęczyli mnie jak konia. Wiele miałem do czynienia z obcokrajowcami, ale takich jak ci tam dwaj, - tu machnął w stronę swych rumianych podopiecznych ręką, -  w życiu żem jeszcze nie widział. Wszyscy turyści jak to turyści: biegają po Moskwie, kupują drewniane ludowe pamiątki, zwiedzają muzea i cerkwie, a ci chyba całkiem powariowali, no, i musimy z nimi teraz po tych naszych wiejskich wertepach się kołatać.

- To naprawdę godne pochwały: szerokie masy miliarderów zaznajamiają się z bytem nowej, sowieckiej prowincji.


Dwaj mieszkańcy miasta Chicago zadzierając nosa obserwowali przebieg naprawy samochodu. Obaj mieli posrebrzane kapelusze, sztywne stojące wykrochmalone kołnierzyki i czerwone zamszowe kamaszki.


Tłumacz z ironią spojrzał na Ostapa i zawołał:


- A jużci! Bardzo im ta nasza wiocha do szczęścia potrzebna! Chłopski samogon jest im potrzebny, a nie żadna wiocha!


Na dźwięk wymawianego przezeń z naciskiem słowa *samogon* obaj amerykańscy dżentelmeni niespokojnie obejrzeli się w ich stronę i zaczęli do nich zbliżać.


- Sam pan widzi! Jak tylko usłyszą tę nazwę, zaraz tracą cały swój spokój.

- Hmmm... To jest albo jakiś dziwny sekret, - powiedział Bender. - albo przejaw spaczonych apetytów. Jak można lubić coś takiego, kiedy mamy u nas w naszej potężnej ojczyźnie cały wachlarz znakomitych szlachetnych trunków?

- To jest dużo bardziej proste, niż pan myślisz. Oni poszukują nie flaszki, żeby się napić, a receptury na dobry samogon.

- Ależ tak, oczywiście! - krzyknął Ostap. - Toż tam u nich prohibicja! Teraz już wszystko zrozumiałe... A dostali już tę recepturę? Ach, nie dostali? Jasne. Nawet gdyby pan przyjechał tutaj z trzema *cadillacami*, nic z tego, kochany! Przecież wszyscy wieśniacy na wasz widok myślą, że to naczalstwo. Głowę dam, że tej receptury nigdzie nie zdobędziecie. N i g d z i e.


Tłumacz zaczął się skarżyć na swoich zagraniczniaków:


- Dasz pan wiarę? Oni zaczęli się na mnie wprost już rzucać: opowiedz nam a opowiedz, jak się u was robi samogon! A ja przecież wcale się na tym nie znam - ja jestem zwykłym szarym członkiem związku pracowników oświaty. W Moskwie mam staruszkę-matkę.

- I bardzo chce teraz pan do tej mamy wrócić, co?


Zamęczony przez niegodziwych Amerykańców chłopak aż westchnął.


- W takim razie posiedzenie nadal kontynuujemy, - wszem i wobec zaanonsował Bender. - To ile zapłacą wasi goście za recepturę? 150 dadzą?

- Nawet 200, - zaszeptał tłumacz. - A pan naprawdę ma na ten samogon jakiś konkretny przepis?




1931



........................................................................


*) ``INTURIST``  - firma, której za PRL-u odpowiednikiem był nasz *ORBIS*


**) Ilja Jefimowić Riepin (1844 - 1930) - porównywalny z naszym Matejką wielki Wielki malarz typowo rosyjskich scen rodzajowych /*Procesja w kurskiej guberni*, *Burłacy na Wołdze*, *Iwan Groźny zabija swego syna*, *Zaporożcy piszą list do sułtana*, *Sadko w podwodnym królestwie* itd., itd./ oraz znakomitych portretów /m.in. kompozytora Modesta Musorgskiego, pisarza Lwa Tołstoja etc., etc./



  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media