Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2021-10-09 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 661 |
- Zaraz go wam podyktuję - zaraz, to znaczy, jak tylko dostanę od nich pieniądze. Na każdy rodzaj samogonu: z kartofli, z pszenicy, z moreli, z jęczmienia, z jagód morwy, z kaszy gryczanej. Siwuchę można gnać nawet ze zwykłego taboretu - są tacy, co taki taboregon wprost uwielbiają. Mogę podać 150 znanych mi receptur na produkcję spirytusu kisz-misz, misz-masz albo na czystą śliwowicę, słowem na cokolwiek z czegokolwiek, byle tylko miało wysokie procenty.
Tłumacz przedstawił Bendera obu Amerykanom. W powietrzu długo podrzucano entuzjastyczne kapelusze z głów, po czym przystąpiono do rozmów.
Ponieważ był najprostszym w stosowaniu, nasi obcokrajowcy wybrali przepis na samogon z pszenicy. Skrupulatnie zapisali sobie każdy najdrobniejszy szczegół. W formie bezpłatnego bonusa Ostap przekazał im również precyzyjny opis prostego gabinetowego aparatu, który bardzo łatwo można ukryć przed postronnym okiem nawet w zwykłym biurku. Amerykańscy poszukiwacze zapewnili Bendera, że przy ich nowoczesnej technice produkcja takich aparatów nie będzie stanowić żadnego problemu. Z kolei Ostap zagwarantował obu panom, że ten jego pomysłu aparat w ciągu doby da im nawet 2 wiadra czystej aromatycznej gorzałki.
- O! - zawołali duetem obaj mieszkańcy Chicago.
Słowo *gorzałka* znali już wcześniej z ust pewnej szacownej rodziny w swoim rodzinnym mieście, gdzie temu właśnie trunkowi dano wówczas wprost znakomite referencje. Głowa domu wspomnianej rodziny swego czasu wraz ze swoim amerykańskim korpusem okupacyjnym przebywał w Archangielsku*), pijał tam tę właśnie gorzałkę i od tej pory nie mógł zapomnieć czarownego wrażenia, jakie jej piciu zawsze towarzyszyło.
W ustach obu rozanielonych Amerykanów chamska nazwa *gorzałka* brzmiała jak cudowna, pełna marzeń muzyka.
Lekką ręką zapłacili 200 rubli i długo potrząsali prawicą Wielkiego Konstruktora. Panikowskiemu i Bałaganowowi również udało się w ten grzeczny sposób pożegnać z obu obywatelami zza Atlantyku, tak głęboko cierpiącymi z powodu prohibicji. Tłumacz z nadmiaru radości aż cmoknął Ostapa w twardy policzek i koniecznie prosił, by ten odwiedził go w Moskwie, dodając, że matka-staruszka będzie bardzo rada, lecz jakiegoś konkretnego adresu nie wiedzieć czemu nie zostawił.
Zaprzyjaźnieni międzynarodowi nasi podróżnicy powsiadali do swoich samochodów; Koźlewicz na pożegnanie zatrąbił, i pod skoczne dźwięki jego klaksonu każdy z pojazdów ruszył w swoją stronę. Kiedy *cadillaca* skryły tumany kurzu, Bender powiedział:
- Widzieliście, że wszystko poszło dokładnie tak, jak wam mówiłem: pieniądz leży na drodze. Kiedy jechaliśmy, pochyliłem się tylko, żeby go stamtąd podnieść. Patrzcie, nawet się nie zabrudziły. - i pomachał przed oczami kompanionów paczką swoich banknotów.
- Tak po prawdzie, nie ma czym się chwalić, kombinacja była bardzo prościutka. Co jest w niej bezcenne, to to, że wszystko odbyło się w białych rękawiczkach - i uczciwie. 200 rubli w 5 minut - i w dodatku, nie naruszając żadnych paragrafów, tamtym ludziom sprawiłem prawdziwą radość. Nasz ekwipaż zaopatrzyłem w środki finansowe, matce-staruszce przywróciłem jej kochającego syna i wreszcie utuliłem duchowe potrzeby narodu wielkiej Ameryki, z którym przecież, było nie było, utrzymujemy ważne stosunki handlowe.
Zbliżała się pora obiadowa. Ostap pogrążył się w studiowaniu wyrwanej z tygodnika *Automobilista* mapy trasy wyścigu i po chwili zapowiedział najbliższy postój w Łuczańsku.
- Miasteczko, niestety, jest malutkie. - dodał. - To kiepsko. Im mniejsza miejscowość, tym dłuższe powitalne mowy. Dlatego poprosimy naszych drogich gospodarzy, by na pierwsze danie podali nam obiad, a na drugie - pozostałe występy artystyczne i oracje. W antrakcie dostaniecie ode mnie porządne ubrania. Panikowskij! Zaczyna pan zapominać o swoich obowiązkach. Postaw pan z powrotem na dawnym miejscu ten nasz schowany plakat.
1931
...............................................................................
*) Archangielsk - europejskie 300-tysięczne północne rosyjskie Miasto Aniołów nad Dwiną (40 km od południowych wybrzeży Morza Białego)
ratings: perfect / excellent
(patrz tytuł tej ponadczasowej historii o złodziejach i o odwiecznym strzyżeniu owiec)
jest drugą częścią słynnej na świecie /również w wersji kinowej/ powieści "12 krzeseł".
Postacią, która obie te części scala w jedną całość, jest zmartwychwstały, jak Lenin wiecznie żywy Wielki Kombinator - Ostap Bender.
Takich jak on /plus trzej jego asystenci, plus milioner Alieksandr Iwanycz Koriejko et cetera, et cetera/ w malutkiej Polsce /bez względu na ustrój i tzw. czasy/ mamy dosłownie na pęczki.
(patrz horrendalne jak na nasze krajowe możliwości liczby osadzonych w kryminale oraz liczby skazanych na odsiadkę w tzw. "zawiasach")