Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2021-11-24 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 652 |
Po wszystkich tych chytrych jego manipulacjach na pościeli w końcu wydzieliły się trzy równiutko ułożone piramidki: ta pierwsza - duża, z czystych nowiutkich pieniędzy; ta druga - identyczna co do wielkości, ale z papierków nieco już zabrudzonych, oraz ta trzecia - malutka i ze starych pomiętych banknotów.
- Dla pana i dla mnie po 4 tysiące, - rzekł do Bendera dziadek. - a Bałaganow dostaje dwa. I niech dziękuje, że aż tyle dostał, bo wcale na nie nie zasłużył.
- A co dla Koźlewicza? - z gniewu zamknąwszy oczy, zadał pytanie Bałaganow.
- A za co jemu? - zapiszczał Panikowskij. - Toż to jakaś grabież! Kto to jest Koźlewicz, żeby się z nim dzielić? Ja nie znam żadnego Koźlewicza.
- Czy to już wszystko? - spytał Wielki Kombinator.
- Wszystko, - odparł staruszek, nie spuszczając wzroku z piramidki złożonej z czystych świeżych banknotów. - Co w tym momencie ma tutaj do naszego wiatraka jakiś piernik Koźlewicz?
- To teraz ja będę dzielić, - po gospodarsku orzekł Ostap, po czym, nie śpiesząc się, połączył wszystkie te trzy kupki w jedną, złożył równo banknoty, wsadził je do blaszanej papierośnicy i schował to do kieszeni swoich białych spodni. - Wszystkie te pieniądze niezwłocznie zostaną zwrócone ograbionemu Koriejce. Czy podoba się wam taki sposób dzielenia się?
- Nie, nie podoba, - wyrwało się Panikowskiemu.
- Pan nie żartuje, komandorze. - z niezadowoleniem powiedział Bałaganow. - Trzeba dzielić sprawiedliwie.
- Sprawiedliwie? Tak nie będzie na pewno. - zimno zaprzeczył Ostap. - I w ogóle o tej północnej godzinie nie mam zamiaru z nikim żartować.
Panikowskij jak baba aż klasnął swoimi starczymi liliowatymi dłońmi i z przerażeniem spojrzał na Wielkiego Kombinatora, a potem odszedł w kąt i tam ucichł. Tylko od czasu do czasu pobłyskiwał stamtąd złoty jego ząb.
Twarz Bałaganowa jak w największy skwar w południowym słońcu natychmiast pokryła się kroplami potu.
- To po co żeśmy go okradli? - rzekł z grymasem niechęci. - Tak się nie robi. To jest.. O co tu chodzi?
- Jako ukochanemu synowi lejtenanta Szmidta mogę panu jedynie powtórzyć to, co mówiłem już w Arbatowie. Szanuję nasz radziecki *Kodeks Karny* i nie jestem w gorącej wodzie kąpanym zwykłym byle rzezimieszkiem. Jako ideowiec walczę o wielkie pieniądze. Znam 400 sposobów przejęcia kasy, i żadna grabież w ten rejestr nie wchodzi. A poza tym nie przybyliśmy tutaj po jakieś głupie 10 tysięcy. Mnie interesuje suma w wysokości co najmniej pół miliona.
- To po coście nas posłali tam na plażę? - spytał, stygnąc z nerwów, Bałaganow. - Tak żeśmy się starali.
- Innymi słowy chcecie wiedzieć, czy wiadomo mi, w jakim celu przedsięwzięliśmy całą tę operację? Na to odpowiadam: owszem, wiadomo mi. Rzecz w tym...
W tej samej chwili w kącie zgasł złoty ząb. Panikowskij wyskoczył stamtąd rozjuszony jak byk, opuścił głowę i z krzykiem: * A ty kto taki?* bez opamiętania rzucił się na Ostapa. Nie zmieniając swej pozy i nawet nie odwracając głowy, Wielki Kombinator jednym pchnięciem swego sprężystego jak kauczuk kułaka z powrotem posłał wściekłego dziadka na poprzednie jego miejsce w kąt i spokojnie kontynuował:
- Rzecz w tym, że to był tylko sprawdzian. Okazało się, że zwykły kancelista z pensją w wysokości 40 rubli miesięcznie nosi w kieszeni 10 tysięcy, co dosyć dziwne i daje nam więcej, niż tylko spore szanse. Pozwala, jak to mawiają długodystansowcy i maratończycy, żywić bardzo realne nadzieje. 500 tysięcy - to wielka wygrana. A dostaniemy ją tak.
1931
ratings: perfect / excellent
Wielki Kombinator miał - i wciąż ma - wiele swoich "ludzkich" twarzy