Go to commentsRozdział 18. Na lądzie i na morzu /3
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2021-12-22
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views629

O 15:00 jakimś cudem jednak dociera do pierwszej kondygnacji, przed 17:00 nawet przedostaje się na wysokość pierwszego piętra, ale ponieważ jego gabinet jest jeszcze wyżej, a dzień pracy dobiegł już końca, prędko zbiega na dół i wychodzi z *HERKULESA* na ulicę po to tylko, by zdążyć na zebranie międzyzakładowe gdzieś na mieście. W tym samym czasie w jego gabinecie jak opętane wydzwaniają oba ochrypłe z natężenia telefony, po raz kolejny wszystkie umówione z kontrahentami randez-vous diabli wzięli, stóg korespondencji leży bez żadnej odpowiedzi, a członkowie dwóch gremialnych oraz jednego w wąskim gronie posiedzenia piją herbateczkę i pogadują o tramwajowych opóźnieniach i dewastacji ławek.


U Jegora Skumbriewicza wszystkie te okoliczności drastycznie komplikowała jego działalność społeczna, której wyjątkowo gorąco się oddawał, umiejętnie i bardzo wygodnie wykorzystując wzajemne i wszechstronne kłamstwo, jakie niezauważalnie zagnieździło się w ich firmie, a które nie wiadomo dlaczego zwano *czynem społecznym*. Na tych jego zebraniach herkulesowcy wieczorami po próżnicy przesiadywali nawet bite 3 godziny, w poniżeniu wysłuchując wszystkich tych bzdetów, jakimi ich częstował.


Wszyscy oni gdyby tylko mogli, z rozkoszą chwyciliby go za jego tłuste łydy i wyrzucili przez okno z 5. piętra. Czasem nawet wydawało się im, że żadnej takiej społecznej działalności wcale nie ma, chociaż dobrze wiedzieli, że poza ścianami *HERKULESA* coś takiego jednak naprawdę żyje, oddycha i nieźle rokuje.


*Co za bydlak! - myśleli sobie, z rozpaczą kręcąc w palcach ołówkiem albo łyżeczką od herbaty. - Symulant, łgarz przeklęty!* Niestety, otwarcie czepiać się Skumbriewicza po to, by go zdemaskować, nie było w ich mocy. Jegor wygłaszał wcale poprawne, zawsze wielce napuszone przemowy na temat sowieckiej własności, ględził o pracy kulturalnej z prostym narodem, o powszechnym nauczaniu zawodowym i o kółkach samorządowych, lecz poza wszystkimi tymi gorącymi hasłami nie było nic więcej. 15 takich jego kółek politycznych i muzyczno-teatralnych wciąż wypracowywało jedynie - od dwóch już lat! - swój plan; komórki wolnych stowarzyszeń, które stawiały sobie za cel wsparcie rozwoju awiacji, wiedzy chemicznej, automobilizmu, sportów konnych, prac drogowych itd. istniały jedynie w płomiennej wyobraźni członków komitetu. Szkoła zawodowa, której idea budowy była w mniemaniu Skumbriewicza jego szczególną zasługą, wciąż była nieustannie przeprojektowywana, co jak wiadomo zawsze oznacza pełnię zastoju. Gdyby to był porządny, uczciwy człowiek, sam by powiedział, że cała ta *szkoła* to jeden wielki jak bańka mydlana miraż. Jednakże w komitecie zakładowym miraż ten przywdziewał realny kształt jego comiesięcznych sprawozdań, a w wyższej instancji rzeczywiste istnienie takich np. kółek teatralno-muzycznych było uznawane za fakt i nie budziło żadnych wątpliwości. Zasadnicza Szkoła Zawodowa miała tam już swój konkretny budynek w postaci kilkupiętrowego kamiennego gmachu, gdzie w klasach rozstawiono ławki, dzielny nauczyciel na tablicy wypisuje kredą krzywą wzrostu bezrobocia w Stanach Zjednoczonych, a wąsaci uczniowie politycznie właśnie rosną - i to wprost jak to ciasto na drożdżach.


Z całego tego wulkanicznego kręgu tzw. *społecznej działalności* Skumbriewicza, jakim ogarnął on *HERKULESA*, tak w istocie działały jedynie dwie żarliwe formy: gazetka ścienna *Głos Przewodniczącego*, która ukazywała się raz na miesiąc - zawsze w czasie pracy - siłami samego Jegora i Bomze, oraz tablica z zaprojektowaną rubryką podpisów i z hasłem: *CI, CO PORZUCILI FLASZKĘ I DO TEGO SAMEGO WZYWAJĄ INNYCH*. Oczywiście, ani jeden z tych podpisów tam się nie znalazł.



1931

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media