Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2022-01-19 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 636 |
Schron mieścił się w dawnym klubie przydomowym. Była to długa i jasna półpiwnica z żeberkowym sufitem, do którego na cienkich kabelkach podwieszono modele wojskowych i pocztowych samolotów. W głębi klubu stała malutka scena, na tylnej ściance której namalowano dwa błękitne okna z księżycem i gwiazdami oraz obok nich brązowe drzwi. Pod ścianą z napisem *NIE CHCEMY WOJNY, LECZ DO OBRONY ZAWSZE JESTEŚMY GOTOWI.* ślęczeli dziadkowie w pikowanych kamizelkach, których prężna czerwonokrzyska młodzież zgarnęła całym ich pokaźnym stadkiem. Po scenie przechadzał się lektor w zielonym frenczu i, z niezadowoleniem spoglądając na wejście, z hałasem przepuszczające kolejne grupy rannych i zagazowanych, po wojskowemu wyraźnie i głośno wykładał:
- Ze względu na charakter oddziaływania bojowe środki ataku chemicznego dzielimy na duszące, łzawiące, ogólnotrujące, parzące, drażniące i tak dalej. W grupie gazów łzawiących wyróżniamy chloropikryny, benzol bromu, bromaceton, chloracetofenon...
Ostap przeniósł mroczne spojrzenie z lektora na słuchaczy. Młodzi ludzie pilnie wpatrywali się w usta mówiącego albo sporządzali w kajetach notatki, albo tłoczyli się przy tarczy z rozłożonym na części karabinem. W drugim rzędzie widowni samotnie siedziała panienka w typie sportowym, w zamyśleniu patrząca na teatralny księżyc za pomalowanymi oknami.
*Piękna dziewczyna, - zdecydował Bender. - Szkoda, że nie mam czasu. O czym ona tak myśli? Z pewnością nie o benzolu bromu. Co za pech! Jeszcze dzisiaj rano mógłbym uciec z taką jak ona gdzieś na Oceanię, na Fidżi albo na Wyspy Towarzystwa czy do Rio de Janeiro.*
Na samą myśl o utraconym Rio Ostapem wprost aż zatrzęsło. Tymczasem pikowane kamizelki w liczbie 40 staruszków już jakoś ochłonęło z szoku, podkręciło swoje wykrochmalone kołnierzyki i z żarem zaczęło dyskutować o Pan-Europie, o morskiej konferencji trzech mocarstw i o polityce Ghandiego.
- Słyszeliście, panowie? - powiadała jedna kamizelka do drugiej. - Ghandi przyjechał do Dandy.
- O, Ghandi - ten to ma łeb! - westchnęła tamta. - I Dandy zresztą też.
I tu wywiązała się kłótnia: jedne kamizelki twierdziły, że Dandy to miasto, więc nie ma mowy o żadnej głowie, inni z wariackim uporem uważali, że jest właśnie przeciwnie. Zresztą po jakimś czasie wszyscy doszli do zgodnego wniosku, że Czarnomorsk zostanie ogłoszony wolnym miastem w ciągu najbliższych kilku dni.
Lektor znowu zmarszczył brwi, ponieważ drzwi ponownie otwarto, i do schronu z wielkim stukiem butów wprowadzono kolejne ofiary: Bałaganowa i Panikowskiego. Atak gazowy dopadł ich podczas ich powrotu z nocnej ekspedycji. Po tej swojej robocie ze złotymi odważnikami obaj byli tak upaćkani jak dwa szkodne koty. Na widok komandora mleczni dwaj bracia nie wiedzieli, gdzie podziać swój wzrok.
- Coście tacy wysmarowani? Czyżbyście na imieninach archimandryty byli? *) - pochmurnie spytał Ostap. Obawiał się pytań o Koriejkę, więc zmarszczył gniewnie brwi i przeszedł do ataku.
- No, ptaszki moje złote, coście przez całą noc robili?
- Jak Boga kocham, - powiedział Bałaganow z ręką na sercu. - To wszystko wina Panikowskiego.
- Panikowskij, do raportu! - surowo wezwał swego podkomendnego komandor.
- Słowo honoru! - zawołał naruszyciel konwencji. - Pan przecież wie, jak ja pana szanuję! To sprawka Bałaganowa!
- Szuro, i co wy na to? - jeszcze bardziej surowo rzekł Ostap.
- A pan temu dziadkowi uwierzył? - z wyrzutem w głosie tłumaczył się pełnomocnik ds. kopyt. - O, proszę powiedzieć, jak pan myśli, czy to możliwe, żebym bez waszego pozwolenia zabrał te odważniki?
- Czyli to wyście ukradli odważniki naszego milionera? - krzyknął Bender. - Po kiego diabła?
- Bo Panikowskij powiedział, że one są ze złota.
1931
.....................................................................................
*) archimandryta - w prawosławiu odpowiednik naszego prałata
ratings: perfect / excellent
A po co cała ta panorama końca lat 20-tych ówczesnego świata od Częstochowy
/która odzyskała wszak niepodległość w 1918 r. - i nasz Adam Kazimierzowicz Koźlewicz mógł nareszcie wracać do wolnej Polski, a wolał tłuc się "Antylopą" po wertepach niepewnego losu wraz z trójką innych łobuzów/
przez Arbatow aż po Czarnomorsk i republikę winnej latorośli??
Dlaczego duet Ilf & Pietrow nie poprzestali na samej kryminalnej sensacyjnej akcji? Przecież czytelników tego typu lektur jest dosłownie na pęczki!
Jaki zamysł przyświecał obu pisarzom? Czy "Złoty Cielec" to powieść awanturnicza? Kryminał?