Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2022-02-26 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 596 |
- Wystarczyłoby mi 300 rubli! - wykrzyknął kierownik muzeum. - Za taki pieniądz ja bym tutaj miał istne Musee du Louvre*)!
- A pan, przepraszam, dobrze zna miasto? - przerwał mu Ostap, puszczając oczko do Koriejko. - Może mógłby nam pan wskazać jakieś wasze lokalne zabytki i ciekawe miejsca do zwiedzania? Kiedyś znałem to miasto, ale jakoś strasznie się zmieniło.
Młody człowiek bardzo się ucieszył. Krzycząc, że sam im pokaże wszystko osobiście, zamknął muzeum na klucz i zaprowadził obu milionerów na tę samą ulicę, gdzie jeszcze pół godziny temu szukali piwniczki *Pod Księżycem bladym*.
- Oto Prospekt Socjalizmu! - wołał, przekrzykując szum przejeżdżających obok ciężarówek i z zadowoleniem wciągając w płuca alabastrowy, wzniecany przez nie pył. - Ach, co za cudowne powietrze! Co tutaj będzie za rok! Asfalt! Autobusy! Instytut Nawadniania! Instytut Tropikalny! Oczywiście, jeżeli Taszkient nie przyśle kadry naukowej... Wiecie panowie, ile oni tam mają u siebie tych kości mamuta? A przysłali mi tylko jeden ząb... W czasach, kiedy w naszej republice mamy taką ciekawość do nauk przyrodniczych...
- Ach, to tak? - zauważył Koriejko, z wyrzutem patrząc na Ostapa.
- I wiecie co, panowie? - zaszeptał entuzjasta nowych zmian. - Ja podejrzewam, że ten ząb wcale nie jest prawdziwy. Oni podsunęli nam zwyczajny słoniowy!
- A jak tam u was, wiesz pan, z tymi... no, z knajpkami w azjatyckim stylu... tymi, wiesz pan, z tamburynami i fletami? - niecierpliwił się Wielki Kombinator.
- To przeżytek. - obojętnie odparł młodzieniec. - Dawno już należało wytępić tę zarazę, rozsadnik wszelkich epidemii. Minionej wiosny właśnie ostatnie takie gniazdo rozpusty zlikwidowano. Nazywało się *Pod Księżycem bladym*.
- Zlikwidowano?! - załamał ręce Koriejko.
- Naprawdę. Ale za to otworzyli wielką fabrykę-jadłodajnię**) z europejskim menu. Talerze tam myją i suszą z pomocą elektryczności, i dlatego krzywa chorób żołądkowych ostro spadła w dół.
- O, matko święta! - zawołał Ostap, zakrywając twarz dłońmi.
- Panowie jeszcze nic nie widzieliście, - rzekł kierownik muzeum, wstydliwie się uśmiechając. - Pojedźmy do tej fabryki na obiad.
Wsiedli do powozu z płóciennym daszkiem z festonami, obszytymi błękitną lamówką. W drodze grzeczny przewodnik co chwilę zmuszał obu milionerów, by wyglądali spoza baldachimu, i pokazywał im budynki już postawione, budynki w trakcie budowy oraz miejsca, gdzie będą one stawiane w najbliższej przyszłości. Koriejko patrzył na Bendera złymi oczami, a ten odwracał się i mówił:
- Widzicie, jaki cudowny lokalny bazarek? Jak w Bagdadzie!
- Jeszcze w tym miesiącu, dokładnie 17-tego, będziemy go zamykać. - powiedział młody człowiek. - W tym miejscu postawimy szpital i centrum handlowe.
- I nie żal wam tej egzotyki? Toż to jak w Bagdadzie!
- No, pięknie! - westchnął Koriejko.
Kierownik muzeum rozgniewał się:
- To tylko dla was, dla przyjezdnych, jest pięknie. A my musimy tutaj żyć.
Na wielkiej sali fabryki-jadłodajni, pośród wykafelkowanych ścian, pod taśmami z lepem na muchy, zwisającymi z sufitu, nasi podróżnicy jedli krupnik i na drugie danie malutkie brązowe bitki wołowe. Ostap zapytał o wino, lecz otrzymał pełną zachwytu odpowiedź, że niedawno niedaleko miasta odkryto źródła mineralnej wody, dużo lepszej - jeśli chodzi o jej skład - od nar/zanu. Jako dowód przyniesiono jej butelkę, którą trzej panowie wypili w grobowym milczeniu.
- A jak tam u was z krzywą prostytucji? - z nadzieją zapytał Alieksandr Ibn-Iwanowicz.
1931
.............................................................................
*) Musee du Louvre - najsłynniejsze wspaniałe muzeum świata w Paryżu;
**) fabryka-jadłodajnia - ówczesny model fastfoodowni Mc Donalda i KFC
ratings: perfect / excellent