Go to commentsRozdział 36. Kawaler Orderu Złotego Runa /2
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2022-03-10
Linguistic correctness
Text quality
Views532

Cały ten fantastyczny bagaż powinien mu zabezpieczyć dozgonne łatwe, beztroskie i wygodne życie nad brzegiem ciepłego oceanu, w wyśnionym mieście dzieciństwa, pośród balkonowych palm i fikusów Rio de Janeiro.


O 3:00 w nocy krnąbrny potomek janczarów dotarł na tamten cudzy, zagraniczny brzeg Dniestru. Tu również było cicho i tu także pachniało wiosną, i z gałęzi spadały krople. Wielki Kombinator się roześmiał.


- Teraz jeszcze tylko parę formalności z wrażliwymi rumuńskimi bojarami - i droga wolna. Sądzę, że dwa-trzy medale za uratowanie tonących troszeczkę ubarwią ich szary pograniczny żywot.


Odwrócił się twarzą w stronę Sowietów i, wyciągnąwszy w opadające mgły grubą swą foczą rękę, powiedział:


- Wszystko należy robić tak jak trzeba. Zasada nr 5 - pożegnanie z Ojczyzną. No, cóż... Adieu, wielki kraju. Nie lubię być prymusem i dostawać piątki za pilność, należytą uwagę oraz zachowanie. Jestem osobą prywatną i nie muszę interesować się ni silosami, ni transzejami, ni wieżami. Mało mnie obchodzi socjalistyczne wychowanie człowieka na anioła i płatnika Kasy Oszczędnościowej. Przeciwnie: interesują mnie wyłącznie naglące problemy należytego troskliwego odnoszenia się do indywidualności samotnych milionerów...


Tu jednak pożegnanie z Ojczyzną przerwało pojawienie się kilku uzbrojonych postaci, w których Bender rozpoznał rumuńskich pograniczników. Wielki Kombinator dostojnie im się pokłonił i wyraziście wypowiedział wcześniej wyuczoną frazę:


- Traiascu Romania Mare!


Przyjaźnie zajrzał w twarze ledwo widocznych w półmroku Rumunów. Miał wrażenie, że się do niego uśmiechają.


- Niech żyje wielka Rumunia! - powtórzył po rosyjsku. - Jestem starym profesorem, zbiegłym z moskiewskiego Cz.K.*)! Jak boga kocham, ledwo się wyrwałem! Witam w waszych osobach...


Jeden z pograniczników zbliżył się do niego pierś w pierś i w milczeniu zdjął mu z głowy futrzaną tiarę. Ostap wyciągnął rękę po swoją wielką czapę, lecz tamten, nadal milcząc, odepchnął ją do tyłu.


- No! - powiedział komandor dobrodusznie. - No, no! Tylko bez rąk! Będę się na was skarżył w Sfatuł-Ceriusie, w Wielkim Horułdanie.


W tym samym czasie drugi z Rumunów zręcznie, z mistrzostwem doświadczonego kochanka, zaczął rozpinać na Benderze jego ogromną, prawie niewyobrażalną szubę nad szubami. Komandor próbował się wyrwać. Podczas tego szarpnięcia z którejś z wypchanych złotem kieszeni wyleciała i poturlała się po ziemi wielka damska bransoleta.


- Branzuletka! - zawył poganin-oficer w krótkim płaszczu z psim futrem na kołnierzu i wielkimi metalowymi guzikami na wypukłym zadku.

- Branzuletka! - wrzasnęli pozostali dwaj, rzucając się na Ostapa.


Zaplątawszy się w swojej szubie, Wielki Kombinator upadł i poczuł, że z jego spodni wyciągają drogocenną tacę. Kiedy wstał, zobaczył, że oficer z szatańskim uśmiechem sprawdza jej wagę w dłoniach. Bender wszczepił się w swoją własność i mu tacę wyrwał, a wtedy otrzymał oślepiający cios w twarz. Kolejne wydarzenia następowały w błyskawicznym tempie. Wielkiemu Kombinatorowi przeszkadzało gigantyczne futro, i przez jakiś czas bił się z napastnikami na kolanach, ciskając w nich medalami za uratowanie tonących. Raptem poczuł niewyjaśnione wyzwolenie, co pozwoliło mu na serię celnych niszczących ciosów. Okazało się, że zdarto z niego jego własną, wartą sto tysięcy szubę.


- Ach, więc to tak! - przenikliwie zawył Ostap, dziko się rozglądając.



1931



..........................................................................................


*) CZ.K. - słynne *cze/ka* - Nadzwyczajna Komisja /do walki z sabotażem i kontrrewolucją/ - akronim tajnej policji w Rosji Sowieckiej w latach 1917-1922

  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
To Rumuni też się nauczyli okradać bezbronne osoby. Nauka nie poszła w las.
© 2010-2016 by Creative Media