Author | |
Genre | poetry |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2022-06-01 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 520 |
Na początku było słowo,
ale to u Przedwiecznego.
Za to,
na skutek jego wspaniałej roboty
doszło w końcu do tego,
że ja najpierw ujrzałem buty.
Majstersztyk rzemieślniczego wyrobu.
Przepięknie wysklepiały łydki,
które tkwiły nad nimi pomnikowym spiżem.
Z samozachowawczego instynktu wyzuty,
przesunąłem wzrok wyżej.
Zastygła w czasie chwila, a ja w niej,
jak w bryłce bursztynu,
obserwując ten widok przepyszny.
(Do czynu chłopie, do czynu.)
Czar zadziałał zatrzaskując się,
niczym pułapka na myszy.
Od tej chwili, nic tylko się gapię,
wywalając ślepia.
Ślina na chodnik kapie.
Drętwota.
Czuję, że jeśli teraz niczego nie zrobię,
zaraz ducha wyzionę.
Ale co tam?
Próbuję i nic.
Nie mogę się zebrać w sobie.
Wredny czar pułapka przytrzasnął mi ogonek.
Potrafię tylko dalej podążać wzrokiem do góry,
więc pożądam, (przepraszam) więc podążam,
podziwiając te cuda Boskiej architektury.
Łydki już były, teraz uda.
Czy oderwać swe oczy
od nich mi się uda?
Pomaga mi w tym obraz bardziej znamienity.
Krótka spódniczka opina pyszne okrągłości.
Tu wstrząs, jakbym golnął okowity.
Świat zawirował wokół osi.
A w centrum jej urocza postać.
Ująć w ramiona, aż się prosi.
Jak widokowi temu sprostać?
Nic nie przychodzi mi do głowy.
Nadaję rymem z Częstochowy.
Przepraszam czytelników za to.
Poradzić nic nie mogę na to.
Stop!
Lecz w głowie wciąż mi się kręci.
Minąłem biodra, kibić wiotką.
Pomimo mych najszczerszych chęci,
to co mi przyjdzie teraz spotkać,
niesamowicie znów mnie nęci.
Bluzeczka cienka,
lekko rozpięta,
osłania na wpół
skryte bliźnięta.
W utajeniu kwitnące,
unoszone gorąco,
unisono dyszące...
W gorączkowych domysłach i mgle.
Ze wstydu się rozpłynę,
teraz gadam Tuwimem.
Oj źle chłopie z tobą, oj źle.
Ciut wyżej smukła szyja.
Drętwota mi nie mija.
A potem pełne usta.
Moja głowa wciąż pusta.
Jedna myśl w niej kołacze.
Pod czaszką dziki taniec.
Rozpusta.
I tych dwoje nad dwiema,
co też są, lecz ich nie ma,
bo rzęsami zakryte...
Jak u bóstwa.
Odpuść Julianie!
A może przeszedłem
na drugą stronę lustra?
Zaczynam wierzyć w to skrycie.
Przecież wlazłem w kałużę.
Wciągnęło mnie odbicie.
Zostanę chyba tu dłużej.
Nadjechała policja,
zwolnili, spuszczona szyba.
A ja krzyczę - Alicja!
Popatrzyli w milczeniu.
Jeszcze jeden nietrzeźwy chyba?
Nagle!
spojrzała na mnie znacząco,
rudzielec z zielonymi oczami,
a potem słodka, zwinna jak kotka
stuknęła obcasami.
Jak nie Alicja, to może Dorotka?
Zniknęła za górami.
Ale policja prawdę poznała,
gdy spoglądali zza szyby.
Wszystko widzieli stamtąd.
W zaczarowany tramwaj, wsiadała
ruda kocica,
z Oliwy do Northampton.
I tylko uśmiech po niej pozostał,
w powietrzu się rozpływa,
Czyżby kot z Cheshire?
Tak sobie gdybam,
gdy znikał mi już z oczu.
Nie, tutaj sprawa zdaje się prosta,
tamten z pewnością to kocur.
Alicja była jasną blondynką
i u Dorotki inna czuprynka,
więc jeślibym miał zgadywać
po dostępnych mi bajkach,
ruda mi tylko pozostała
Pippi Pończoszanka.
Na swój użytek nazwę ją Iga,
od ignis, co znaczy ogień.
Nie ma lepszego imienia chyba
dla kogoś z płomieniem na głowie.
Z sypianiem teraz nie najlepiej,
właściwie kłopot wielki.
We śnie uganiam się za kotkami,
przymierzam im pantofelki.
Godzinę wcześniej wstaję do pracy
i czekam na przystanku,
w nadziei, że ją znowu zobaczę.
Sumieniu każę się zamknąć.
A ono do mnie głosem rozsądku
szepcze do ucha - to bzdura.
Przecież ta panna, to jeszcze dziecko,
mogłaby twoją być córą.
I tylko jedno może mnie jeszcze
z tej klątwy uratować.
Zwracam się do was, jak do przyjaciół,
do czarodziejów słowa.
Jeśli nie chcecie, bym jak lunatyk
snuł się za zjawą o świcie.
Ułóżcie wierszem przeciwzaklęcie
i mnie z tej bajki wyrwijcie.
ratings: perfect / excellent
Za zjawą po świecie -
Takich już peleton
Był przed tobą przecież ;(
Przeminęli wszyscy
Jak duchy, jak mary
Wciąż szaleństwa bliscy:
Chudy, Rudy, Jary, Stary...
Umiesz czytać poezję.
A ja piszę tak różnie.
Myślę, że się nie zna.
Owszem, z przyjemnością czytam te jego ślimaki.
Poprawiają mi humor.
Ty rozstrzygasz, Emilio.
Jestem poetą czy nie?
Może chodziło mu o poetę z dużej litery?
Może zbyt trywialnie traktuję swoje wiersze?
Ale Gałczyński też tak robił.
A Ildefons jest dla mnie przez duże P.
Uwielbiam jego satyryczne ballady.
Niedługo przyjdą upały.
Wstawię więc moją balladę o kalesonach.
Kalesony to już swojego rodzaju przeżytek.
Z pewnością jednak to garderoba męska.
Wciąż nie doceniamy ich boskich kompetencji