Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2023-02-02 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 455 |
CZYTAJĄC O HISTORII 12
Tym razem będą to dwie pozycje. I tym razem będę powściągliwszy, podam jedynie tytuły, bo nawet jeśli przemilczenia, zaniechania są efektem niewiedzy i nieświadomości, to już pominięcia nie są godne reklamy. Nazwiska autorów tych skądinąd ciekawych pozycji niech więc też doświadczą takiegoż pominięcia. Warto o tym wiedzieć, ale reklamować? To cały czas toczy się w jedną stronę – jak śpiewał Janerka: „rozmach daje szansę, a wiedza strach”. Tak się niestety konstruuje te opowieści.
„Bilans krzywd. Jak naprawdę wyglądała niemiecka okupacja Polski?” to pierwsza z tych pozycji. Słowo „naprawdę” spokojnie można pominąć w tym tytule. Rzecz ciekawa w kontekście upomnienia się władz Polski o reparacje ze strony Niemiec. Sporo tu wyliczeń, w odniesieniu do różnych dziedzin gospodarki. Tyle i takich surowców nam ukradli. Szacuje się, że tyle maszyn. Zrabowali tyle i tyle płodów rolnych. Liczby i wyceny wartości w przeliczeniu na dzisiejsze ceny. Tylu wywłaszczonych, wysiedlonych. Tylu wymordowanych w licznych zbrodniczych akcjach. To wszystko zestawione ze sobą robi kolosalne wrażenie.
No i tylu i tylu porwanych do wykonywania niewolniczej pracy dla okupanta. Czytam wiele na ten temat, ale też byłem zszokowany dwoma aspektami tego tematu. Po pierwsze polscy jeńcy, jak to z nimi rozegrano. Na początku 1940 większość szeregowców i podoficerów oficjalnie zwolniono z obozów. Większość jednak od razu kierując do pracy niewolniczej. Drugie zaskoczenie to rozwiązanie systemowe, jakie przyjęto. Otóż, nawet z tymi którzy dobrowolnie udali się do pracy do Rzeszy wiedząc, że zarobią tam - oficjalnie – do 70% tego co Niemiec na analogicznym stanowisku, zakazano podpisywania jakichkolwiek umów o pracę. Oto prawdziwie germański porządek i skrupulatność.
W każdym podejmowanym temacie masa relacji. Większość ukazująca niemiecką barbarzyńskość w stosunku do podbitego kraju i ludności. Są jednak i takie, które pokazują, że i wśród nich znajdowali się tacy bezinteresownie dzielący się jedzeniem, broniący ludność miejscową przed niemiecko azjatycką dziczą swych kamratów w mundurach. To co prawda mniejszość, ale nie można tych relacji pominąć milczeniem. To też się działo.
Ani słowa o Brytyjczykach w tej układance. Nic o tym, że to Brytyjczycy wymordowali kilka tysięcy więźniów KL Stutthoff – podczas ewakuacji tychże barkami do portu w Szczecinie brytyjskie lotnictwo potopiło te barki. Gdzie Enigma, gdzie ten brytyjski wywiad? A może to stało się pomimo… No i ani słowa o - a co, skoro oni mogą, to czemu my mamy się powstrzymywać? – o ofiarach brytyjskich obozów koncentracyjnych. Było ich kilka tysięcy, z tego większość Słowian, a tu z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że na pierwszym miejscu znaleźli się Polacy, po nich Białorusini i Rosjanie. Obozy, wedle powszechnie stosowanej na świecie terminologii można chyba nazywać brytyjskimi, skoro mieściły się na terytorium Wielkiej Brytanii, a konkretnie na terenie Wysp Normandzkich. Umieszczeni w nich więźniowie użyci byli do budowy fortyfikacji, kilka tysięcy tam zmarło.
Ta książka stara się być obiektywna, ale kolejne relacje podnoszą temperaturę. Gniew! – tyle krwi przelanej i cierpienia dla samego okrucieństwa.
„Bilans krzywd” nasyca historię silnymi emocjami, a „Diabelski pakt” to dogłębna analiza współpracy od końca I wojny, tuż po rozejmie, ZSRR i stron niemieckich. I ta mnogość danych – istotnych detali, liczby, co z czego i dlaczego. Mnie osobiście zainteresowało jakie modele czołgów i samolotów w ZSRR testowano. Jak to robiono. Tam też obie strony badały możliwości stosowania broni chemicznej. A, co myśleliście, że w ZSRR myślano o stosowaniu tylko konwencjonalnych rodzajów broni? Niebagatelne znaczenie mają tu relacje niemieckich specjalistów wysłanych na te poligony. Jak na miejscowe warunki zakwaterowano ich w luksusowych warunkach. Ich recenzja: syf, smród i barbaria.
No i patrzcie: razem się szkolili, ale wyciągnęli z tego zupełnie inne wnioski. Współpraca po 1933 została drastycznie ograniczona, ale nie przerwana. No a potem wspólny skok na Europę ponownie ich przytulił. O interesującym mnie detalu tu w ogóle się nie wspomina.
A „Bilans krzywd” owszem. Tu Akcja AB jest zaprezentowana jako kolejna fala Inteligenzaktion i wymierzona w tzw. warstwy kierownicze: nauczycieli, inteligencję, duchowieństwo, wojskowych, urzędników i przyniosła ok. 7,5 tys. ofiar. Ma miejsce w lipcu 1940.
Akcja AB w rzeczywistości miała także i ten cel, ale poza tym schwytanie i likwidacja na miejscu, co było na tyle proste proceduralnie, że w skład ekipy wchodził doraźny sąd polowy uprawniony do wydawania KS, wypuszczonych w 1939 z więzień polskich więźniów. Polacy postąpili inaczej niż nasi wrogowie – zostały wydane zalecenia, by wypuszczać tych z niewielkimi wyrokami, ale w praktyce strażnicy więzienni puszczali wszystkich. Tak na wolności znalazł się Stepan Bandera. I różnych szemranych postaci całe stada. I komuniści, których kilku zginęło walcząc z najeźdźcą wbrew sojuszowi Hitlera ze Stalinem. Ci akurat komuniści byli za Trockim, a nie za Stalinem. I Niemcy, i Rosjanie postąpili inaczej, i każdy po swojemu. Rosjanie najczęściej zabijali – Niemcy to doskonale rozegrali propagandowo potem we Lwowie zaganiając do sprzątania więzienia Polaków. Niemcy byli najbardziej przywiązani do swych więźniów, bo zabierali ich ze sobą – choć tu raczej można powiedzieć, że ewakuowali inwentarz, kiepsko zadbany. A jak postąpiła Ukraina? Słyszeliście coś o tym? Smaczku tej zorganizowanej po niemiecku akcji dodaje to jakich sposobów użyto – obławy, punkty kontrolne, akcja w dużej części na ślepo. Tak jakby Niemcy myśleli, że wypuszczeni z więzień zbiegną w lasy, tam zbiorą w watahy łupieżcze błąkające się przy gościńcach i łatwo będzie ich wyłapać. A inteligenci rzadko błąkają się po gościńcach. No chyba, że tak o polskiej inteligencji myśli autor „Bilansu krzywd.”
Że po jednej stronie granicy odbyła się Akcja AB, a po drugiej mordy w Katyniu, Charkowie, Starobielsku i Ostaszkowie wynikało ze współpracy służb. NKWD i RSHA na początku 1940 odbyły co najmniej 3 wspólne konferencje – ostatnia bodajże 21 marca w Zakopanem. Akcja była uzgodniona, choć każda ze stron na co innego położyła nacisk, inaczej to zorganizowała. To była ewidentna zmowa. Istnieją świadectwa mówiące o obecności funkcjonariuszy RSHA obserwujących działania sowieckie w kwietniu i maju 1940. To tak trudny temat, że historycy wolą go omijać, pomijać, przemilczeć? A przecież ta współpraca nie ograniczała się tylko do mordowania Polaków – jej pokłosiem było także oddanie sowietom niemieckich komunistów z KL ( większość jako trockiści tam nie trafiła do komunistycznego raju, ale łagrów). No chyba, że byłby to kolejny przyczynek do zastanowienia się nad upomnieniem się o odszkodowania także i od Moskwy? Tu jest źródło strachu i wyparcia? „Diabelski pakt” o niemieckich komunistach wspomina, ale o bardziej dla nas dotkliwych aspektach współpracy naszych sąsiadów/ okupantów cicho sza. Tak szczegółowa we wszystkich innych tematach, a tak nieprecyzyjna w tym jednym detalu… A ja właśnie tych szczegółów po niej oczekiwałem.
No dobra, to żart był. „Bilans krzywd” napisał Dariusz Kaliński, wyd. Ciekawostki Historyczne.pl, Kraków 2018, a autora i wydawcy „Diabelskiego paktu” nie zapisałem i nie pamiętam. I otom się do tego przyznał.
Obie książki świetne, choć tego, co mnie najbardziej interesowało nie znalazłem, cóż.